• Mirek Krzyszkowski
    14.12.2015 09:43
    Szanowna Pani Redaktor!

    Przeczytałem Pani tekst w wersji papierowej i już wtedy pojawiła się we mnie ta myśl, którą starałem podzielić się z przyjaciółmi. W kontaktach ze znajomymi protestantami zauważyliśmy ich rezerwę w odniesieniu do naszego katolickiego umiłowania Matki Bożej, tego że na obrazach pokazujemy Małego Jezusa i Dużą Maryję. W kontekście Pani tekstu mamy dowód naukowy na to, co w naszej katolickiej kulturze wyczuwaliśmy od zawsze. Oto jest teraz naukowo udowodnione, że Jezus (również w postaci cielesnej: komórek). Pozostał w Maryi na zawsze. Czyż to nie dowód na szczególną pozycję Matki Bożej? Na jej szczególne "połączenie" z Synem na zawsze?!

    Serdecznie pozdrawiam
    Mirosław Krzyszkowski
    • KJ
      14.12.2015 10:54
      Bardzo ciekawa uwaga! Także w kontekscie tradycyjnie przypisywanego Marii określenia "Theotokos".
    • biker
      14.12.2015 11:36
      Cóż za interpretacja faktów :D Jeżeli przytoczone w artykule fakty medyczne mają być dowodem na pozycję Maryi i jej kult, to pójdźmy dalej w interpretacji faktów, ale zmieńmy kierunek. Skoro bóg zapłodnił Maryję pozaustrojowo, niech kościół oficjalnie poprze metodę invitro.
      • KJ
        14.12.2015 12:50
        Jak kulą w płot!
        Stosując Twój język: Bóg "nie zapłodnił Maryi pozaustrojowo" (in vitro), lecz wewnątrzustrojowo (in vivo). Więc nie ma powodu, by akceptować zapłodnienie in vitro.
    • Scott
      14.12.2015 12:58
      To kim jest dla nas Maryja wypływa z tego kim jest Jezus. Jeśli Jezus jest Bogiem, to Maryja jest i Matką Boga, Bogurodzicą, Arką Przymierza itp.
    • Gość
      13.10.2016 12:54
      Byc moze tak, moze, nie, ale dla mnie ta wypowiedz to dowod na fanatyzm religijny, kazdy widzi wtym to co chce.
  • Marian
    14.12.2015 16:44
    To chyba potwierdza teorie ze kobieta pochodzi z zebra Adama
  • Andrzej
    13.10.2016 10:15
    A czy nasze komórki pozostają w Bogu?
  • AvBert
    13.10.2016 12:37
    „Dzieci zostawiają matce swoje komórki w sercu, nerkach, żołądku i mózgu.”
    Załóżmy, że tak. Co się z nimi dalej dzieje? Żyją? Jeżeli tak to muszą się jakoś odżywiać, dzielić. Komórki dziecka są odmienne od komórek matek. To istota o innym genotypie (mama+tata). Często o innej grupie krwi. Gdyby to było prawdziwe to kobieta po każdej ciąży stawałaby się coraz bardziej schimeryzowana. Załóżmy 8 ciąż. Komórki 9 organizmów dzieliłyby jedne ciało.

    „Moje dzieci są zawsze ze mną. Także fizycznie. Nie tylko ja, jako mama, przekazuję dziecku w ciąży komórki, ale i ono dzieli się nimi ze mną.”
    Matka nie przekazuje dziecku żadnych komórek! Za wyjątkiem jak poniżej:

    „Zjawisko to w medycynie nazwano „embrionalno-matczynym mikrochimeryzmem”. Naukowcy twierdzą, że może ono mieć poważny wpływ na system immunologiczny kobiety. Bo komórki naszych pociech nie są bierne w naszych organizmach. Wiele wskazuje na to, że odgrywają one kluczową rolę w funkcjonowaniu organizmu kobiety. Wszystko zaczęło się ponad sto lat temu. Był rok 1893. Doktor Christian Georg Schmorl, niemiecki patomorfolog, zidentyfikował obecność komórek płodowych w tkance płucnej matek”
    Bajkowe i wzruszające. Zacznę od Schmorla. Oczywiście wykrył on komórki płodu w organizmie kobiet, badając pacjentki dotknięte stanem chorobowym zwanym rzucawką.
    Zjawisko embrionalno-matczynego mikrochimeryzmu występuje i jest badane w kontekście zwiększonych w populacji kobiet problemów z chorobami autoimmunologicznymi.
    http://www.czytelniamedyczna.pl/801,mikrochimeryzm...

    "Holendrzy w każdym badanym organie kobiet – a więc w sercu, mózgu, nerkach, a nawet w żołądku i w skórze – znaleźli męskie chromosomy Y. Wnioski i pracę holenderskich patologów opublikował dopiero w tym roku"

    „Bo dotąd przecież wiedzieliśmy tylko, że w czasie każdej ciąży komórki kobiety przedostają się do organizmu jej dziecka, maluszek odżywia się i rośnie dzięki mamie. Ale kto mógł przypuszczać, że proces ten odbywa się też w drugą stronę?!”
    Wiedzieliśmy, dzięki dzieciom u których badano przyczynę powstawania wrodzonego tocznia.

    „W 2010 r. „Scientific American” napisał o tym zjawisku jako wielkim odkryciu, nazywając wymianę między komórkami matki i dziecka „chemiczną konwersacją”. „
    Brak źródła. Chemiczna konwersacja to termin z botaniki – nie znalazłem w SA artykułu tu wspominanego.

    „Po urodzeniu dziecka system immunologiczny kobiety pracuje na najwyższych obrotach. Wszystko traktuje jako zagrożenie. Najbardziej wojenne nastawienie mają hormony przysadki mózgowej. „
    Które? Nie znam żadnych odpowiedzialnych za odporność. Jest jeden, który wpływa na korę nadnerczy produkującą kortykosteroidy akurat działające przeciwzapalnie.
    „Przypuszcza się, że niestety mogą one przyspieszyć niektóre procesy chorobowe. Choć to akurat jest jeszcze niczym niepotwierdzona hipoteza.”
    To akurat jest pewne, w przeciwieństwie do pozostałych postulatów artykułu.

    „Z pewnością to odkrycie otwiera nie tylko nieograniczone przestrzenie do rozwikłania wielu zdrowotnych zagadek, ale kto wie, czy nie i tych z pogranicza metafizyki. Bo jeśli dobrze się zastanowić – co fakt, że dziecko zostawia nam niejako w spadku swoje komórki w tylu miejscach, może oznaczać? Po pierwsze, tak po ludzku, że kobieta nigdy nie rozstanie się ze swoim potomkiem. Wiadomo, że dzieci nosimy w sercu, że je kochamy całym sobą – w kontekście odkrycia naukowców nie bez kozery mówi się często o matczynej nadopiekuńczości. Fakt, że emocjonalną zależność od dzieci potwierdza nauka, przyprawia o dreszcz wzruszenia."
    Poezja.
    "Co widzę? Pan Bóg wpisał nasze dzieci nawet fizycznie w nasze serca. Tak samo jak mówi Pismo – każdego z nas wyrył na swoich dłoniach."
    Wzrusz.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg