Jeżdżąc po okolicach Krakowa można zobaczyć rozciągnięte nad drogami liny. To przejścia, które ułatwią randki pilchom - jednym z najbardziej skrytych gryzoni, jakie żyją w Polsce - opowiada PAP przyrodnik Wojciech Nowakowski.
Pilchy (popielicowate) to niewielkie gryzonie, reprezentowane u nas zaledwie przez kilka gatunków żyjących głównie na wschodzie i południu kraju. Mało kto kojarzy nawet najpopularniejsze z nich - orzesznice. Laik uzna je prawdopodobnie za rudawą mysz z ogonem obrośniętym sierścią. Natomiast popielicę trudno pomylić z czymkolwiek dzięki popielato-białemu futerku, puszystemu ogonowi i sporym uszom. Jej zagłębie stanowią góry, Beskidy, Bieszczady i Pieniny. Zdarza się w Puszczy Kozienickiej, Białowieskiej i Lasach Sobiborskich.
"Choć brzmi to dziwnie, pilchy rzadko kiedy widują nawet biolodzy zajmujący się zawodowo ekologią lasu i bywający na co dzień w terenie - przyznaje Nowakowski, badający te zwierzęta przez ponad dwie dekady. - Są trudne do obserwacji i tajemnicze. Nie dość, że prowadzą nocny tryb życia, to jeszcze przebywają wysoko na drzewach, żyją w małych zagęszczeniach, a po lesie kręcą się tylko od wiosny do jesieni, bo resztę czasu hibernują".
O wiele rzadsza jest koszatka, która przypomina dużą orzesznicę w masce Zorro. Czwartego pilcha występującego dawniej w Polsce - żołędnicy, prawdopodobnie już nie spotkamy - mówi Nowakowski, który dawniej pracował na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach, a dziś zawodowo zajmuje się ochroną środowiska.
Tego lata popielice i orzesznice - jedyne pilchy żyjące w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej - dostały specjalne mostki. Nad drogami w krakowskiej części Jury zawisły liny, na których zamontowano również schrony - pudełeczka z tworzywa i rękawy z siatki, pozwalające gryzoniom schować się przed drapieżnikami, np. sowami.
Liny pełnią funkcję podobną, jak budowane nad drogami (albo pod nimi) mostki i tunele dla dzikich zwierząt - rysi, dzików, saren, wilków, borsuków, jeży, gryzoni i żab. Dzięki linom żyjące w okolicy pilchy staną się bardziej bezpieczne.
Wzbogaci się też ich życie towarzyskie. Możliwość przejścia ponad drogą daje nadrzewnym gryzoniom większą swobodę w szukaniu partnera i pozwala swobodnie wymieniać geny.
Żeby geny się mieszały, odpowiednio duża grupa osobników musi mieć zapewniony swobodny kontakt. Przyjmuje się, że dla gryzoni bezpieczna wielkość populacji wynosi ok. 2,5 tys. osobników - mówi Nowakowski. Statystycznie jedna popielica potrzebuje ok. 1 ha lasu. Utrzymanie ich zdrowej populacji wymaga więc lasu o powierzchni 2,5 tys. ha. Takich jest w Polsce niewiele. Z reguły lasy są poprzecinane przez drogi, a żyjące w nich, duże niegdyś populacje, dzielą się na coraz mniejsze i izolowane. Pokonanie ogrodzonej autostrady jest dla zwierząt niemal niemożliwe, a przejście zwykłej drogi - wielce ryzykowne. Świadczy o tym bezlik leśnej drobnicy rozjechanej przez samochody.
Aby mieszkańcom dwóch części lasu ułatwić kontakt, nad drogami buduje się więc specjalne przejścia. Pilchy nawet w lesie niechętnie schodzą z drzew, dlatego jeśli korzystają z przejść - to w desperacji, gdyż z asfaltu łatwo je może zdjąć drapieżnik - lis, jenot, a nawet wałęsający się kot; może je rozjechać samochód - tłumaczy Nowakowski. Do pomysłu rozwieszania mostów przekonał małopolskie parki krajobrazowe. Przejścia rozwieszone w trzech parkach sfinansował Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie.
"Jesteśmy pierwsi w Europie i drudzy na świecie" - podkreśla biolog. Pierwsze mosty powstały w Japonii, gdzie na małych działkach leśnych, pociętych przez autostrady, żyje pilch japoński. Liny wiesza się tam w specjalnych sztywnych konstrukcjach, oplatanych przez pnącza i storczyki. Pomysł okazał się trafiony, na tamtejszych mostach pilchy zakładają gniazda.
Na Jurze mosty zawisły latem. Jeszcze nie wiadomo, czy ktoś z nich korzysta. "Dowiemy się, kiedy na jednej z lin zostanie zamontowana fotopułapka" - zapowiada przyrodnik.
W ciągu miesięcy całkowicie się rozkłada, nie tworząc nawet mikrocząstek.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.