Zakaz wstępu do lasu obowiązuje od czwartku w części lasów nadleśnictwa Spychowo na Mazurach. Powodem są niebezpieczne dla ludzi wiatrołomy i połamane konary drzew. Podobne ograniczenia mogą wprowadzić inne nadleśnictwa, poszkodowane przez niedawne nawałnice.
W czwartek w mazurskich leśnictwach Rozogi i Kokoszka w okolicach Spychowa wprowadzono zakazy wstępu do lasu. Przed kilku dniami nawałnice wywróciły i połamały na tym terenie blisko 20 tys. drzew.
"Część drzew jest niebezpiecznie pochylona, w wielu miejscach wiszą połamane gałęzie. Wystarczy lekki podmuch wiatru i może dojść do wypadku" - powiedział zastępca nadleśniczego ze Spychowa, Maciej Ligocki.
Przy drogach biegnących przez najbardziej zniszczone fragmenty lasów leśnicy stawiają tablice informujące o zagrożeniach. Zwrócą się do sołtysów i proboszczów, aby zaapelowali do mieszkańców i turystów o respektowanie zakazów.
W nadleśnictwie Wipsowo nie wprowadzono formalnego zakazu. Według nadleśniczego Stanisława Przybylskiego, grzybiarze czy zbieracze jagód i tak wejdą do lasu. W lasach między Bartołtami a Lesznem postawiono jedynie tablice ostrzegające o zagrożeniu życia z powodu wiatrołomów.
Według leśników, w tym nadleśnictwie zniszczonych zostało 500 ha lasów. Wichura przewróciła trzy pomniki przyrody, blisko 350-letni cis i dwa niewiele młodsze dęby.
Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie poinformowała, że do czasu usunięcia wiatrołomów zakazy wstępu mogą wprowadzić także pozostałe nadleśnictwa, poszkodowane przez nawałnice. Największe straty poniosły nadleśnictwa Wipsowo, Spychowo, Korpele, Myszyniec i Ostrołęka.
W ciągu miesięcy całkowicie się rozkłada, nie tworząc nawet mikrocząstek.
Badacze kolejny raz obalili wyniki uzyskane pod koniec lat 80. metodą radiowęglową.
Plamy krwi na Całunie zachowują czerwoną barwę. Naukowcy podjęli próbę wyjaśnienia tego fenomenu.