Czego nie widać in vitro?

Problemy z zapłodnieniem in vitro pokazują, jak daleko można zabrnąć, jeśli cud początku nowego życia zastępuje się technologią. .:::::.

A jak jest za granicą? W Wielkiej Brytanii zamrożone dzieci wolno przechowywać przez 5 lat. Potem są niszczone – powiedział „Gazecie Wyborczej” (20 lipca 2006 r.) dr Stephen L. Minger, dyrektor laboratorium badającego ludzkie komórki zarodkowe w londyńskim King’s College. Głośna była też sprawa amerykańskiej ustawy, która pozwalałaby na finansowanie ze środków publicznych eksperymentów na zamrożonych embrionach (jest ich w USA ok. 400 tys.!). Prezydent Bush ją zawetował, ale – jak stwierdził dr Minger – za prywatne pieniądze można w USA robić z zarodkami, co się chce.

Kup dwa, trzecie dostaniesz gratis


Czy in vitro to metoda skuteczna? Nie bardzo. Tylko 1 z 5–6 zdrowo wyglądających zarodków prawidłowo się rozwija i dochodzi do porodu. Skuteczność metody to 20–30 proc. Z drugiej strony możliwa jest swoista „klęska urodzaju”. Skoro tak naprawdę nie wiadomo, który z uzyskanych poza organizmem kobiety i zdrowo wyglądających zarodków się rozwinie, to dla zwiększenia skuteczności metody do macicy wszczepia się więcej zarodków. W mysłowickim centrum są to zwykle trzy zarodki. Z tych trzech często nie przeżywa żaden. Czasem jeden, bywa, że dwa, ale zdarza się, że zdrowo rozwijają się wszystkie trzy.
Problemy, jakie mogą się z tym wiązać, ilustruje przypadek, który zdarzył się w Wielkiej Brytanii w 2000 r. „Lekarz namówił panią Thompson, żeby pozwoliła sobie wszczepić dwa zarodki, co miało zwiększyć szansę, że przynajmniej jedno dziecko się urodzi. Jednak omyłkowo, a może »na wszelki wypadek«, wszczepił trzy. Kiedy urodziło się troje dzieci, Thompsonowie wnieśli roszczenie przeciwko klinice o pokrycie kosztów wychowania trzeciego dziecka. Pragnęli dziecka – ironizowała w związku z tą sprawą agencja Reutera. – Byli nawet gotowi na ofertę »dwa w jednym«. Jednak nie planowali wariantu »kup dwa, trzecie dostaniesz gratis«” („W drodze”, 7/2003).

Strażak i lesbijki

Ostatnio sporo mówi się o możliwości wychowywania dzieci przez pary homoseksualne. Dr Błaszczyk deklaruje, że jego centrum nie przyjęłoby pary homoseksualnej. Ale przyznaje też, że nie pyta potencjalnych rodziców, czy są małżeństwem. Pewnie, jest lekarzem, a nie policjantem czy agentem ABW. Któż jednak może zaręczyć, że para, która zgłosi się do niego za rok czy za dwa, to nie będzie kobieta żyjąca w związku lesbijskim i namówiony bądź nawet opłacony przez nią dawca nasienia? Nie musi to zresztą być zabieg in vitro, ale także inseminacja, czyli sztuczne umieszczenie męskiego nasienia w organizmie kobiety. Jeśli ktoś uważa, że ta sytuacja jest zbyt kuriozalna, żeby była prawdziwa, to co powiedzieć o historii, która przydarzyła się pewnemu brytyjskiemu strażakowi? Za namową dwóch żyjących ze sobą w związku lesbijek oddał nasienie, by sztucznie zapłodnić jedną z nich. Jak go zapewniano, miał to być koniec jego kontaktów z tymi paniami. Z jego nasienia poczęło się i urodziło dwoje dzieci. Gdy 5 lat później lesbijki rozeszły się, jedna z nich zażądała od strażaka... alimentów!

Cud i technologia

Sprawa trafiła do sądu. Jego wyrok jest mocno niepewny, bo – jak pisze prezentująca tę historię Wirtualna Polska – zgodnie z prawem brytyjskim, mężczyźni, którzy – jak ów strażak – nawiązują kontakt z kobietami, które np. przez Internet poszukują dawcy nasienia, ponoszą pełną odpowiedzialność finansową za narodzone w ten sposób dziecko, chyba że do kontaktu dochodzi za pośrednictwem licencjonowanych klinik. Kuriozalne? Tak, ale pokazuje, jak daleko można zajść, jeśli – z najszlachetniejszych nawet pobudek – cud początku nowego życia zastępuje się technologią. To przeciw temu tak żywo protestuje Kościół. Bo cel nie uświęca środków. Może dlatego mam odwagę tak napisać, że ja i moja żona dość długo czekaliśmy na poczęcie dziecka. Wiem, co czują małżonkowie, których pytają: „no to kiedy?”. Wiem, jak to jest, kiedy człowiek się dowiaduje, że jego kolejnym młodszym krewnym i przyjaciołom poczęło się maleństwo. Nam się to przydarzyło, kiedy straciliśmy już nadzieję. Zastanawialiśmy się nad adopcją. Ale nie rozważaliśmy nigdy możliwości skorzystania z metody in vitro.



Gość Niedzielny 52/2007

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg