GOSC.PL |
publikacja 28.02.2012 20:14
„Inicjatywa jest Kobietą”. Na rozmowę kwalifikacyjną przyniosła pudełko świerszczy i szarańczy. – Komisja chyba nigdy nie widziała z bliska takich owadów. Pomysł się spodobał. Dostałam pieniądze – cieszy się Katarzyna Lipska.
Justyna Jarosińska/GN
Katarzyna Lipska
Całą swoją energię wkłada w wyhodowanie dobrych jakościowo świerszczy
Młoda drobna blondynka, z wykształcenia położna, codziennie kilka godzin spędza w sterylnym gorącym pomieszczeniu, pełnym wysokich białych pudełek, z których wydobywa się charakterystyczny dźwięk. Dzięki dotacji unijnej założyła pierwszą w Polsce profesjonalną hodowlę świerszcza. Oprócz świerszczy w przerobionym z obory domku mieszkają jeszcze szarańcza, drewnojady i mącznik.
Gadzie jedzenie w cenie
– Od dziesięciu lat razem z mężem hodujemy gekony lamparcie. Ich podstawowym pokarmem są świerszcze. Nigdzie w Polsce nie mogliśmy kupić tylu świerszczy, ile zjadały jaszczurki. Mąż co dwa tygodnie jeździł po nie do Czech. Zawsze kupował więcej i sprzedawał nadmiar do sklepów zoologicznych i hurtowni. Handlował nimi też we własnym sklepie zoologicznym – opowiada Kasia.
– Ale zdarzały się też takie sytuacje, kiedy przyjeżdżałem po zamówioną określoną ilość, bo pokarm się kończył, a tam chłopak, który miał mieć świerszcze, mówił: mam dla ciebie tylko jedną czwartą – dodaje jej mąż Grzegorz. – Pomyślałam, że warto byłoby zapewnić ludziom taki komfort, żeby nie musieli się martwić, że mają zwierzątko, a nie mają go czym nakarmić.
Justyna Jarosińska/GN
Duże jaszczurki zjadają sporo dużych robaków
Kasia podkreśla, że hodowców jaszczurek z roku na rok przybywa, bo kameleony czy gekony są efektowne, modne i znacznie mniej wymagające niż pies czy kot, a do tego nie uczulają. Gady nie są jednak tanie w utrzymaniu. Za pudełko 60 świerszczy dla małej jaszczurki, które znikną w ciągu tygodnia, trzeba zapłacić ok. 20 zł. Duża jaszczurka zjada w tygodniu od kilku do kilkunastu szarańczy po 2,5 zł jedna.
Pielęgniarka w oborze
– Stwierdziłam, że skoro my co dwa tygodnie zostawiamy w czeskiej hodowli tyle pieniędzy, to dlaczego nie zacząć czerpać z tego samemu zysków. Dodatkową motywacją była chęć zrobienia czegoś swojego. Skończyłam studia położnicze, ale nie pracowałam w tym zawodzie. Moją pasją były od zawsze zwierzęta. Miałam trochę pieniędzy, ale nie aż tyle, żeby rozkręcić profesjonalną hodowlę. Zaczęłam od remontu starej obory. Budynek to podstawa. Gdybym go nie miała, nic by z tego nie wyszło – opowiada pani Kasia.
Oszczędności jednak szybko stopniały. Na szczęście pojawiła się możliwość starań o dotacje na rozpoczęcie działalności. Ale nie było to takie proste. – W jednej z fundacji nie udało się – opowiada Kasia. – W ostatniej chwili zdążyłam złożyć dokumenty do projektu „Inicjatywa jest Kobietą”. Pomysł się spodobał. Biznesplan pomógł mi napisać mąż. W sierpniu 2011 r. dostałam 40 tys. zł. Przypuszczam, że udało mi się tylko dlatego, że chyba nikt nie wierzył, że kobieta może i chce hodować robale – śmieje się Kasia. Do sumy, którą dostała z fundacji, musiała dołożyć dwa razy tyle. – Ale bez pieniędzy, które otrzymałam w tamtym momencie, nie poradzilibyśmy sobie – mówi. – Musiałabym to wszystko mocno rozłożyć w czasie. A tak mam już trochę świerszczy, które zaczęły się rozmnażać, i za jakiś czas będzie można je sprzedawać.
Grunt to nisza
Na razie handlu na dużą skalę jeszcze nie ma, bo, jak mówi Kasia, trzeba zbudować stado. Świerszcz rośnie dwa miesiące, zanim nadaje się do zjedzenia. – Co mi będzie jajka składało, jak posprzedaję te, które teraz wyhodowałam? – pyta... Pani od robali, jak ją pieszczotliwie nazywają w otoczeniu, na wielką fortunę i realizację założeń biznesplanu musi więc jeszcze trochę poczekać. Ale jej działalność już wzbudza wielkie zainteresowanie. W Polsce nie ma hodowli świerszczy na wielką skalę. – Są małe hodowle i ludzie, którzy sprzedają świerszcze na Allegro. Ja mam zamiar sprzedawać je litrami – opowiada.
Pomysłem na nietypową działalność gospodarczą zainteresowały się już media w całym kraju. – Byłam w programie „Pytanie na śniadanie”, mówiłam tam o swoim pomyśle i o tym, że litr świerszczy w cenie hurtowej kosztuje 120 zł. Po programie ludzie dzwonili do sklepu mojego męża, żebym im powiedziała, jak się taką hodowlę zakłada, bo oni też taki biznes chcą otworzyć – śmieje się.
Pomogli Czesi
Kasia konkurencji się nie boi. – Do tego potrzeba naprawdę dużej wiedzy, no i zaplecza w postaci specjalnego budynku – mówi. – Sama uczyłam się na błędach. Najpierw trzymałam świerszcze w pudełkach na zapleczu sklepu zoologicznego męża. Któregoś razu przyjechałam rano, a pojemnik, który zostawiłam wieczorem pełen świerszczy, okazał się pusty. Wyszły sobie po silikonie. I już ich nie złapałam.
Na początku nie wiedzieliśmy z mężem, w jakich poidłach powinna być podawana woda. Robaki się topiły, bo gąbka była za duża. Te zwierzęta potrzebują też specjalnego jedzenia. Muszą być tarta marchewka ekologiczna i jabłka, otręby pszenne i specjalna mieszanka proteinowa. Komuś się wydaje, a co to za wielka sztuka hodować robaki. A jednak to sztuka. Ja całą swoją wiedzę czerpię z literatury czeskiej. Mamy bardzo dużo kontaktów z hodowcami z Czech i dużo u nich mogłam podpatrzeć.
Jak mówią Lipscy, rynek zbytu świerszczy jest ogromny. Oni sami sprzedają swoje gekony w całej Europie. A gady muszą jeść. Ale hodowla świerszczy to praca, od której nie ma wakacji ani urlopu. Dla nich to oczywiste, że nie zostawią zwierząt, żeby pojechać wypocząć. Według biznesplanu duże pieniądze powinny zacząć spływać w przyszłym roku, ale najprawdopodobniej większe ilości można będzie sprzedawać już za jakieś trzy miesiące. – Mam nadzieję, że wtedy będzie nas stać na zatrudnienie pracownika, który tak jak my kocha zwierzęta i będzie się nimi opiekował, a nie tylko dawał jedzenie – podkreśla Lipska.
240 pomysłów
Hodowla zakładana przez Katarzynę Lipską to 200. firma, która powstała dzięki programowi „Inicjatywa jest Kobietą”, prowadzonemu od pięciu lat przez Fundację UMCS. Projekt miał cztery edycje. Jak informuje Honorata Kępowicz-Olszówka z Fundacji UMCS, ta, w której w minionym roku uczestniczyła Kasia Lipska, była ostatnia. – Będziemy oczywiście brali udział w różnych projektach unijnych, ale na razie nie przewidujemy już kolejnych edycji tego programu.
– W sumie zgłosiło się do nas prawie 2,5 tysiąca kobiet. Powstało 240 firm. Pieniądze dostały tylko te panie, których pomysły były najbardziej realistyczne i dawały szanse, że biznes się uda. – podkreśla Honorata Kępowicz-Olszówka.