Pomidorki na Saharze

Tomasz Rożek

GN 26/2012 |

publikacja 28.06.2012 00:15

Na Saharze będą rosły pomidory i ogórki. System szklarni ma zapewniać warunki wręcz idealne. To nie pierwszy projekt tego typu. Wszystkie poprzednie spektakularnie zbankrutowały.

Próby stworzenia samowystar-czalnego 
świata 
na pustyni zakończyły się fiaskiem. Na zdjęciu: wizualizacja Biosphere 2 
w Arizonie Sahara Forest Project Próby stworzenia samowystar-czalnego 
świata 
na pustyni zakończyły się fiaskiem. Na zdjęciu: wizualizacja Biosphere 2 
w Arizonie
Próby stworzenia samowystar-czalnego świata na pustyni zakończyły się fiaskiem. Na zdjęciu: wizualizacja Biosphere 2 w Arizonie

Czy to mądre, żeby budować szklarnie w skrajnie (nawet się rymuje!) nieprzyjaznych warunkach? Czy nie lepiej (bo na pewno wielokrotnie taniej) zrekultywować pod uprawę nieużytki tam, gdzie temperatura dla roślin jest bardziej przyjazna? Z jednej strony inwestowanie dziesiątek, setek milionów dolarów w coś tak odrealnionego jak ogrody na pustyni, to oznaka naszej pychy. A może tego typu pomysły przesuwają granice naszej cywilizacji? Technologii? No bo czy miało jakikolwiek praktyczny sens wysyłanie ludzi na Księżyc? Dzisiaj wiemy że miało, ale gdy pierwszy człowiek stanął na Srebrnym Globie, o praktycznych korzyściach nikt nie myślał. 


Zegarek
 bez zegarmistrza


W ramach Sahara Forest Project na pustyni w Katarze ma powstać system ogromnych szklarni, w których mają być uprawiane ogórki i pomidory. By nawadniać uprawy planowane jest powstanie instalacji odsalających słoną morską wodę. Wszystko ma zasilać prąd elektryczny wyprodukowany przez ogniwa słoneczne. Energia, dużo energii jest potrzebne nie tylko do odsalania wody, ale także do ogrzewania i ochładzania wnętrza szklarni. Przez część roku w Katarze nocą jest dla roślin za zimno. Przez drugą część natomiast w dzień jest zbyt ciepło. Pierwsza instalacja szklarniowa ma ruszyć jeszcze w tym roku. Póki co naukowcy i inżynierowie opłacani przez kilka katarskich firm (zachęconych przez rząd w Doha) szukają odpowiednich technologii.

Założenie jest takie, by wytworzone w ten sposób warzywa były na tyle tanie, by mogły sobie na nie pozwolić lokalne społeczności. 
Na razie kompleks ma zajmować około hektara powierzchni, a koszt jego budowy to 5,5 mln dolarów. Gdy próbna uprawa okaże się sukcesem, powstanie kompleks o wiele większy. Jego twórcy obiecują, że w dużej skali szklarnie będą samowystarczalne. I tu zaczyna się kłopot. Podobne próby w przeszłości zawsze kończyły się niepowodzeniem, bo bazowały na założeniu, że wszystkie zależności i mechanizmy, jakie w złożonym systemie biologicznym powodują, że jest on samowystarczalny, są człowiekowi doskonale znane. Tymczasem to nieprawda. Choć latamy na obce planety, nie rozumiemy wielu mechanizmów biologicznych, zależności ekologicznych, sprzężeń zwrotnych pomiędzy czynnikami z pozoru całkowicie od siebie niezależnymi. Próbujemy bez wiedzy zegarmistrzowskiej, z garści zębatek złożyć zegarek. Jak to się kończy? Najlepiej pokazać to na przykładzie. 


Ekolog, nafciarz,
pieniądze


Pod koniec lat 80. XX wieku guru lokalnej komuny New Age – John Allen przekonuje dręczonego „ekologicznymi” wyrzutami sumienia barona naftowego – Eda Bassa – że jedynym sposobem na odkupienie win jest sfinansowanie eksperymentu Biosphere 2. Miał to być pierwszy krok do budowy na Księżycu albo Marsie sztucznego ekosystemu. Ekolodzy przekonali nafciarza, że koniec Ziemi jest bliski i trzeba jak najszybciej nauczyć się żyć w obcym środowisku. Bass złapał haczyk. Pod hermetycznymi szklarniami miały rosnąć specjalnie wyselekcjonowane rośliny i żyć odpowiednie zwierzęta, tak by cykl pożywienia, wody i tlenu był zamknięty. W stanie Arizona, na pustyni, za 200 milionów dolarów powstał więc olbrzymi kompleks budynków, pawilonów i szklarni z zaprojektowanym przez człowieka ekosystemem. 
Żeby skolonizować jakikolwiek obcy glob, potrzebna jest samowystarczalna baza. Dostawy z zewnątrz nie wchodzą w grę, bo niby kto ma kolonizatorom Marsa dostarczać żywność? Mieszkańcy bazy mieli wszystko wyprodukować we własnym zakresie. Ich zadaniem było uprawianie roślin i hodowla zwierząt. Drzewa miały przerabiać wydychany przez człowieka, zwierzęta i produkowany przez bakterie dwutlenek węgla na życiodajny tlen, a jedynym czynnikiem pochodzącym z zewnątrz miało być światło słoneczne. Wzrost roślinności miał być regulowany ilością substancji odżywczych w glebie i dwutlenku węgla w powietrzu, a zwierzęta miały się rozmnażać tylko tak długo, jak wystarczać będzie pożywienia i tlenu do oddychania. To samo miało dotyczyć roślinności wodnej. 
Plan był imponujący. Imponujący jeżeli chodzi o koszty, o rozmach i... o naiwność. Skoro ziemski ekosystem funkcjonuje z taką precyzją – mówiono – to nic prostszego niż skopiować go w całości i szczelnie zakryć olbrzymią szklaną kopułą. 


Świat w łupince orzecha



W największym pawilonie powstał wilgotny las równikowy (z podziałem na las górski mgielny i las nizinny), w którym temperatura wynosiła 29 st. C, a wilgotność 95 proc. Zaledwie kilka metrów dalej wybudowano ocean z prawdziwą słoną wodą i falami. Plaża przechodziła w sawannę, a sawanna w pustynię. Pomiędzy nie wciśnięto jeszcze całkiem pokaźne bagno. W osobnej części kompleksu stworzono tzw. biom rolno-leśny. To tutaj tzw. biosferianie mieli uprawiać ziemię i hodować zwierzęta. Poddani eksperymentowi ludzie mieli do dyspozycji niewielkie pokoiki, kuchnię, bibliotekę i centrum sterowania. Wszystko razem zostało połączone w jedną szczelną całość. 
W pierwszym eksperymencie (w 1991 roku) do kompleksu wprowadziło się 8 osób, a także ponad 4000 tysiące gatunków zwierząt i roślin. W „oceanie” (wielkości małego jeziorka) było 25 gatunków koralowców, kilkanaście rodzajów glonów i ryb. Z jednej ze sztucznych gór spływał 17-metrowej wysokości wodospad. Wilgotny las tropikalny był porośnięty m.in. palmami cukrowymi, bankowcami i tzw. drzewami puchowymi. Liany służyły małpom do zabawy, a w powietrzu brzęczały owady. Pustynię porastały kaktusy i krzewy występujące tylko w tym ekosystemie. Problem wzajemnego współistnienia gatunków, które w rzeczywistości nie mają się prawa spotkać, został odłożony na dalszy plan. I zaczęły się problemy.
Najpierw zaczęło brakować żywności. Pole uprawne było zbyt małe. Biosferianie zaproponowali wyrąbanie części „lasu tropikalnego”, ale nie uzyskali zgody. Prawdziwym horrorem były mrówki. Dostały się do wnętrza kopuły z zewnątrz. Nie mając naturalnych wrogów mnożyły się na potęgę. Po krótkim czasie okazało się, że mrówki zjadły wszystkie owady zamknięte pod kopułą. 


Ekosystem zbankrutował


Bardzo szybko rozmnażały się małpy. Też nie miały naturalnych wrogów, bo ze względów bezpieczeństwa nie zdecydowano się na wprowadzenie do eksperymentu dużych drapieżnych zwierząt. Co gorsza, w szklarniach zaczął się zmieniać skład powietrza. Podnosił się poziom dwutlenku węgla, a obniżał poziom tlenu. A to z powodu tego, że źle obliczono możliwości „produkcyjne” bakterii gnilnych. W sztucznym oceanie zaczęły panować glony. Woda stała się brunatna, a koralowce zniknęły. Z początku starano się kłopoty rozwiązywać w tajemnicy przed opinią publiczną. Montowano więc pochłaniacze dwutlenku węgla i w nocy dopompowywano duszącym się ludziom tlen. Dostarczano też mieszkańcom żywności, bo z powodu jej niedoboru dochodziło do kłótni. Okazało się też, że biosferianie prześlizgiwali się w tajemnicy na zewnątrz, żeby... zapalić papierosa. 
Szklarnie stały na pustyni, więc konieczne było ciągłe chłodzenie ich wnętrza (zastanawiano się potem dlaczego kompleksu nie wybudowano w środowisku nieco chłodniejszym niż pustynia Arizony). Gdy pewnego razu nastąpiła awaria sieci elektrycznej, w ciągu zaledwie 15 minut temperatura w tropikalnym lesie podniosła się z 29 stopni C aż do 49! Miesięczny koszt energii elektrycznej wynosił około 50 tys. dolarów. Obieg wody też okazał się fikcją, więc by ludzie nie umarli z pragnienia, wodę dostarczano im w nocy. Jej koszt na środku pustyni był drugą – po energii elektrycznej – największą pozycją w budżecie. 
Biosphere 2 nie zgubiły wcale wysokie koszty. Szklarnie na pustyni są pomnikiem ludzkiej pychy. Widocznym śladem tego, że mimo szczerych chęci zrozumienia, niewiele wiemy o naszym ziemskim ekosystemie. Czy podobny los jak Biosphere 2 spotka najnowszy pomysł, by na pustyni sadzić warzywa i owoce? Są na to bardzo spore szanse.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.