Po mapce do kłębka

Karol Kloc

GN 45/2012 |

publikacja 08.11.2012 00:15

Każdy, kto ma dostęp do internetu, dysponuje nie tylko mapą, ale też zdjęciami satelitarnymi, systemem GPS czy danymi o natężeniu ruchu drogowego. Mając te dane, nie tylko trudniej się zgubić, ale też łatwiej znaleźć to, czego szukamy.

Na masztach pojazdów  fotografujących znajdują się aparaty do robienia panoramicznych zdjęć otoczenia, lasery zbierające dane 3D w celu określania odległości na zdjęciach Street View, czujniki ruchu rejestrujące pozycję pojazdu,  dysk twardy  do zapisywania danych  i niewielki komputer PAP/Tomasz Gzell Na masztach pojazdów fotografujących znajdują się aparaty do robienia panoramicznych zdjęć otoczenia, lasery zbierające dane 3D w celu określania odległości na zdjęciach Street View, czujniki ruchu rejestrujące pozycję pojazdu, dysk twardy do zapisywania danych i niewielki komputer

Dzięki usługom takim jak Mapy Google czy Nokia Mapy możemy zajrzeć w dowolne miejsce na ziemi. Dosłowne. W jednym miejscu mamy dostęp do nazw ulic i adresów, katalogu firm, mapy fizycznej, czasami sieci transportu publicznego i wielu innych danych, z natężeniem ruchu włącznie. W praktyce można zwiedzić dowolne duże miasto, nie ruszając się sprzed ekranu. Najpopularniejszymi mapami internetu jest usługa Google Maps. Ale swoje rozwiązania mają też Microsoft, Nokia, a ostatnio nawet Apple. Mapy Apple’a są dowodem na to, że nawet giganci mogą mieć problemy z mapami. Przez kilka lat posiadacze iPhonów korzystali z map Google’a. Jednak Apple postanowiło stworzyć własny produkt i uniezależnić się od wyszukiwarkowego giganta. Efekt? Kompletna kompromitacja, która zakończyła się tym, że szef Apple’a, Tim Cook, przeprosił za udostępnienie niedopracowanego produktu i zalecił używanie konkurencyjnych usług. Dla firmy, która słynie z jakości swoich urządzeń, to wizerunkowa porażka. Tworzenie map to skomplikowana procedura, wymagająca olbrzymich nakładów pracy i równie dużej ilości pieniędzy.

Jedna, by wszystkie odnaleźć

By mapa była dobrym produktem, nie zawierała błędów, nie zawieszała się i szybko się ładowała, trzeba dobrze robić przynajmniej dwie rzeczy: gromadzić dane i prezentować je. W przypadku tradycyjnej papierowej mapy jej stworzenie (w uproszczeniu) polega na przerysowaniu na papier tego, co wymierzył geodeta. Oczywiście zmieniają się urządzenia służące do pomiarów – dziś w powszechnym użyciu są np. dalmierze laserowe czy zdjęcia lotnicze. Ale w dalszym ciągu mapa wygląda tak samo jak jakieś 100 czy 200 lat temu. Internet, aktywny wyświetlacz i odpowiednie oprogramowanie dają możliwości wręcz nieograniczone. Jak chociażby „ożywianie” map. Jednym kliknięciem myszy użytkownik może wyszukać konkretny adres czy też sprawdzić, gdzie można w pobliżu wypić kawę. Może tworzyć animacje, przemieszczać się z jednego punktu w mieście do innego. Może nakładać poszczególne warstwy mapy, może... niemal wszystko. Tyle z punktu widzenia użytkownika. Im więcej możliwości ma ten ostatni, tym więcej pracy mają twórcy mapy. Po pierwsze trzeba zgromadzić dane adresowe – nazwy ulic, numery budynków, kody pocztowe itd. Tym wszystkim zajmują się zazwyczaj wyspecjalizowane firmy kartograficzne oraz administracja państwowa, która udostępnia potem dane innym podmiotom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.