Frankenburger

Tomasz Rożek

GN 33/2013 |

publikacja 15.08.2013 00:15

W Londynie odbyła się nietypowa degustacja. Holenderski naukowiec skosztował wyhodowanego przez siebie sztucznego mięsa. Mięsa, które powstało w probówce.

Prof. Mark Post z Uniwersytetu w Maastricht wyhodował w laboratorium komórki mięśniowe. Żeby spopularyzować swoje badania, zrobił z nich hamburger, który publicznie zjadł. Choć cała akcja wyglądała może mało poważnie, badania nad hodowlami tkankowymi są bardzo istotne dla przyszłości medycyny DAVID PARRY /PRESS ASSOCIATION/AFP PHOTO/east news Prof. Mark Post z Uniwersytetu w Maastricht wyhodował w laboratorium komórki mięśniowe. Żeby spopularyzować swoje badania, zrobił z nich hamburger, który publicznie zjadł. Choć cała akcja wyglądała może mało poważnie, badania nad hodowlami tkankowymi są bardzo istotne dla przyszłości medycyny

Sztuczne mięso – to nie do końca ścisły termin. Stworzony w laboratoriach Uniwersytetu w Maastricht mięsień jest prawdziwy. Składa się z żywych komórek, które powstały przez podział. Niemal tak jak w naturze. Różnica jest tylko taka, że te podziały komórkowe nie zachodziły we wnętrzu organizmu, tylko na szkle, a konkretnie w naczyniach, na polimerowej strukturze.

Czy się różnią?

Sztuczne mięso przygotowuje się z komórek macierzystych, które znajdują się w mięśniach. Gdy zostaną im stworzone odpowiednie warunki, komórki zaczynają się rozmnażać i po kilku tygodniach z jednej jest ich już cała „paczka”. Profesorowi Markowi Postowi z Maastricht udało się takich paczek wyhodować na tyle dużo, że postanowił usmażyć z nich hamburgera. Nie ukrywał, że to najdroższy kotlet na świecie, bo jego cena wyniosła około miliona złotych. Nie ma jednak wątpliwości, że rozgłos, jaki przyniosło prof. Postowi wyhodowanie sztucznego mięsa, pozwoli z łatwością znaleźć finansowanie dla dalszych badań. – Rzeczywiście barierą jest cena. Ale ona nie może nas powstrzymać przed próbami – powiedział prof. Post. – Niewątpliwie trzeba usprawnić technologię produkcji, tak, by stała się bardziej wydajna – dodaje. Tutaj z profesorem nie sposób polemizować. Zawsze za nowe technologie trzeba słono płacić. Z czasem, gdy technologia staje się coraz bardziej powszechna, jej cena zaczyna spadać. Do degustacji doszło w jednej z najdroższych restauracji w Londynie. Ci, którzy próbowali, mówili, że hamburger z probówki jest bardziej suchy niż prawdziwy. Ale to niejedyna różnica pomiędzy mięsem prawdziwym i sztucznym.

Czym się różnią?

Gdyby wziąć pod mikroskop pojedynczą komórkę mięśniową wyhodowaną w naturze (np. pobraną z mięśnia krowy) i taką, która powstała w laboratorium, nie sposób byłoby je od siebie odróżnić. Ale... mięso naturalne jest czerwone, bo pomiędzy włóknami mięśniowymi znajdują się naczynia krwionośne, a w nich krew. W ten sposób komórkom dostarczane są substancje odżywcze. W mięśniach hodowanych sztucznie nie ma krwi i dlatego są przezroczyste. W laboratorium substancje odżywcze komórki pobierają sobie z podłoża. Hamburger z probówki byłby więc szaroprzezroczysty, a nie krwistoczerwony. Aby wyglądał jak prawdziwy, zafarbowano go sokiem z buraków. Ale kolor to niejedyna różnica. Mięśnie hodowane w laboratorium nie ćwiczą. Po prostu namnażają się. W efekcie, patrząc na nie, nie sposób użyć do ich opisu innego słowa niż „glutowate”. – To rzeczywiście jest problem – mówi prof. Mark Post. Pomysłodawca kotletów z probówki pracuje nad sposobem na gimnastykowanie mięśni. Najprościej byłoby podłączyć je do prądu i spowodować, by pod wpływem impulsów elektrycznych na przemian kurczyły się i rozkurczały. Ale to wciąż nie wszystko. Kotlet na talerzu to nie zbiór komórek mięśniowych, ale także m.in. wspomniane już krew, tłuszcz, witaminy, minerały… Tego wszystkiego w mięsie wyhodowanym na szkle nie ma. Jest więc bez koloru, bez smaku i bez zapachu. Jeżeli chcemy nacieszyć oko, poczuć w ustach charakterystyczny smak, a w nosie zapach, do wyhodowanego mięsa trzeba dodać odpowiednich substancji. A więc co? Klapa i niepotrzebne wydawanie pieniędzy? W życiu! Badania zapoczątkowane przez prof. Marka Posta są bardzo ważne, wręcz przełomowe.

To ma przyszłość!

Hodowanie tkanek poza organizmem dawcy jest technicznie możliwe od wielu lat. Dzięki temu potrzebującym (np. osobom poparzonym albo tym, które miały poważny wypadek) można wszczepić ich własną, choć hodowaną w laboratorium skórę czy chrząstkę. Inżynieria tkankowa radzi sobie z hodowlą wątroby, nerek czy naczyń krwionośnych. Potrafi hodować także mięśnie. Na badania, o których – właśnie za sprawą marketingowego triku – mówił w ostatnich dniach cały świat, można więc spojrzeć dwojako. Czy w ten sposób w przyszłości będziemy mogli hodować jedzenie w laboratorium? I drugi punkt widzenia: czy w przyszłości nauczymy się hodować wszystkie ludzkie organy do przeszczepów? Zaczynając od końca, odpowiedź brzmi: „nie”. Trudno sobie wyobrazić, że dzięki inżynierii tkankowej kiedykolwiek powstanie sztuczny mózg, ale już sztuczne serce (jako zbiór charakterystycznych komórek mięśniowych) jak najbardziej tak. Technologia jest, ale trzeba ją usprawnić. Sporo jest do zrobienia, ale jesteśmy – jak się wydaje – na dobrej drodze. A kwestia jedzenia i głodu? Autor badań twierdzi, że w przyszłości mięso będzie mogło być hodowane w laboratorium, a nie na pastwiskach. I cytuje, że 70 proc. wszystkich gruntów rolnych poświęconych jest na hodowlę zwierząt, a zapotrzebowanie na mięso wciąż rośnie. Naukowiec uważa, że w przyszłości może zabraknąć miejsca na ziemskich pastwiskach dla odpowiednio dużej ilości zwierząt. I nie tyle chodzi o rosnącą liczbę ludzi, ile raczej o ich zamożność, która wiąże się z chęcią jedzenia mięsa. A więc – zdaje się mówić – stoimy przed wyborem. Albo ograniczymy nasze apetyty na mięso, albo szykujmy się na mięso bez smaku, bez zapachu i bez koloru.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.