Dron cię widzi

Tomasz Rożek

GN 44/2013 |

publikacja 30.10.2013 13:49

Bezzałogowe samoloty do niedawna były tylko w filmach science fiction. Wszystkowiedzące, wszystkowidzące, wszystkosłyszące, pilotowane z odległości kilku tysięcy kilometrów, więcej, pilotujące się same. Dzisiaj trudno znaleźć dziedzinę życia, w której by ich nie było.

CrazyFlie Nano to jeden z najmniejszych dostępnych komercyjnie dronów. Gdy brakuje mu energii, sam wyszukuje źródło światła i ładuje swoje baterie Courtesy of Bitcraze CrazyFlie Nano to jeden z najmniejszych dostępnych komercyjnie dronów. Gdy brakuje mu energii, sam wyszukuje źródło światła i ładuje swoje baterie

Kilkanaście dni temu ONZ opublikowała raport, z którego wynika, że w samym Pakistanie w wyniku prowadzonych działań wojennych drony, czyli bezzałogowe samoloty, zabiły 2200 ludzi. Niewielkie, ciche i piekielnie precyzyjne. Nadlatują jak cienie, atakują i znikają. Zabijają terrorystów (albo tych, którzy o terroryzm są podejrzewani, przecież dron nie sprawdza dowodów winy), prowadzą akcje odwetowe, niszczą cele (zabijając przy okazji cywilów) i przygotowują pole przed wejściem żołnierzy. W ciągu ostatnich kilku lat w Pakistanie zarejestrowano kilkaset ataków samolotów bez pilotów. Te liczby mogą być zaniżone.

Kolejne generacje

Automatyczne samoloty to dla wojskowych marzenie. Są dużo tańsze niż załogowe, są mniejsze, mają nieporównywalnie większy zasięg i mogą pracować wiele dni bez przerwy. Nie muszą być oznaczone, a nawet gdy ulegną awarii czy zostaną zestrzelone, nie ma skandalu dyplomatycznego. Niełatwo zidentyfikować właściciela tej kupy złomu. Małe rozmiary i możliwość bardzo długiego czasu pracy dronów powodują, że można ich używać w warunkach, w których samolot załogowy jest bezużyteczny. Dronami można latać wyżej niż samolotami. Załogowe myśliwce umożliwiające loty stratosferyczne to już niemal statki kosmiczne. Dron zwiadowczy w stratosferze to żadna rewelacja. Myśliwcem czy bombowcem nie da się patrolować ulic czy zaułków miasta zajętego przez rebeliantów. Dronem można to zrobić. Niektóre modele dronów nie potrzebują praktycznie w ogóle infrastruktury naziemnej, mogą startować jak modele samolotów „z ręki”. Są ciche, nie zostawiają za sobą śladu cieplnego (który może być śledzony w podczerwieni), mogą być zupełnie niewidoczne dla radarów.

Pierwsze drony patrolowały. Programowano trasę przelotu i cel. Tam robiły zdjęcia i wracały. Kolejna generacja była już bardziej inteligentna. Programowano tylko cel, ale już niekoniecznie drogę dotarcia do niego. Były wsparciem dla tradycyjnych metod walki. Gdy jednak okazało się, że na dronach można polegać, zaczęto je wyposażać w broń. Prowadzi się eksperymenty bombowców i myśliwców, które będą sterowane z bezpiecznych baz, często oddalonych o tysiące kilometrów od pola bitwy. Jednym z takich eksperymentalnych projektów jest tajemniczy X-37B. To samolot, który lata także nad Polską. Co o nim wiadomo? Że należy do Armii Stanów Zjednoczonych i lata nad Wisłą kilka razy w miesiącu. Cel misji zawsze jest tajny.

Samolot? Prom? Satelita?

X-37B przez kilka lat był budowany przez NASA jako poligon do badania nowych technologii. Amerykańska Agencja Kosmiczna chciała na nim testować nowe technologie, które później miały być wykorzystane w wahadłowcach kosmicznych. Projekt był więc cywilny i dlatego niektóre plany pojazdu można znaleźć w sieci. W 2004 r. projekt przejęła jednak należąca do armii USA Agencja Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych, czyli DARPA. Od tego momentu w zasadzie nie wiadomo, do czego X-37B jest używany. Urządzenie trudno nazwać samolotem. Przypomina rakietę z dwoma niewielkimi skrzydłami i dwoma skośnymi statecznikami. Nie ma pilota i jest sterowane zdalnie. Nawet gdy zostanie pozostawione bez nadzoru, potrafi samo wykonać powierzone mu zadania.

Samo jest też w stanie wylądować. X-37B może wielokrotnie lądować i startować (a więc jest promem), ale jego największą zaletą jest to, że bez lądowania może przebywać w przestrzeni nawet kilkanaście tygodni. Pierwszy lot promu trwał prawie 8 miesięcy (od 22 kwietnia do 3 grudnia 2010 r.). Co X-37B może robić w kosmosie? Najpewniej szpieguje. Na pewno większy z niego pożytek niż z satelitów, które mają określoną orbitę i w określonym momencie przelatują nad określonym celem, a przeprogramowanie jest skomplikowane i ryzykowne. X-37B może też być pierwszym bezzałogowym statkiem służącym jako broń przeciwko wrogim satelitom. W kosmosie X-37B może przebywać niemalże dowolnie długo. Ma baterie słoneczne, które może rozłożyć i funkcjonować dzięki światłu, latając do 1000 km nad powierzchnią Ziemi. Jest 26 razy szybszy niż dźwięk. Latanie w atmosferze czy poza nią nie stanowi dla niego żadnego problemu. Kiedy ten eksperymentalny dron zostanie wyposażony w broń? A może już jest?

Wszystko na oku

Ale zejdźmy na Ziemię. Drony to oczywiście nie tylko armia. Zadania wywiadowcze latającym automatom powierzają także policja, straż graniczna i inne służby. Drony są nieporównywalnie tańsze, zarówno w budowie, jak i eksploatacji niż np. helikoptery. Mogą pilnować granic i monitorować korki w mieście. Mogą robić zdjęcia demonstrantom, wypadkom komunikacyjnym albo kibicom na meczu. Mogą być oczami różnych służb w czasie akcji ratowniczych, ale także przyglądać się infrastrukturze miejskiej. Dzisiaj zdjęcia lotnicze to w zasadzie w całości zdjęcia wykonywane z pokładu małych dronów. Coraz częściej filmowanie powierza się bezzałogowym samolotom. Choć tutaj słowo „samolot” nie jest wystarczająco ścisłe. Drony potrafią szybko i wysoko latać, ale potrafią stabilnie wisieć nad jednym punktem przez dłuższy czas, obserwując go. Władze niektórych miast (np. brytyjskiego Manchesteru) kupują bezzałogowe samoloty zwiadowcze, które krążąc nad zadanym terenem… fotografują i nasłuchują. Zamiast setek kamer zainstalowanych w różnych częściach miasta, skuteczniej kupić kilka dronów, które są mobilne. Istnieją na rynku urządzenia latające wielkości motyla, a nawet większej muchy. Potrafią wlecieć np. do pomieszczenia, w którym odbywa się ważne spotkanie, przysiąść na szafie i... przesyłać dźwięk oraz obraz w czasie rzeczywistym. Takich urządzeń na pewno używają np. państwowe i prywatne agencje wywiadowcze. Technologia małych latających urządzeń jest tania i w wielu dziedzinach życia powszechna. Firmy, które robią termomodernizację bloków i wieżowców, korzystają z dronów, by sprawdzić, czy w którymś miejscu nie powstają mostki cieplne, czy gdzieś nie marnuje się energia. W sklepach z zabawkami i gadżetami (czyli zabawkami dla ojców) bez problemu można już za kilkaset złotych kupić drona sterowanego przez telefon komórkowy. Ten oczywiście nie jest wyposażony w żadną broń, tylko w kamerę albo aparat fotograficzny wysokiej rozdzielczości. Drony można stosować nie tylko na zewnątrz, ale także w pomieszczeniach. Kilku zwariowanych Szwedów stworzyło urządzenie latające CrazyFlie Nano (Szalona Mucha Nano), które choć samo waży zaledwie 20 gramów (ma 10 cm długości), potrafi przenosić niewielkie ładunki. Kilka kartek papieru, pendrive’a czy nawet niewielki telefon. Urządzenie uczy się latania na błędach, potrafi omijać przeszkody i znajdować drogę do celu. Gdy bateria jest już na wyczerpaniu, Szalona Mucha sama znajduje źródło światła, np. lampę, i usadawia się w jej pobliżu, by naładować akumulator.

Kto to kontroluje?

A wracając do dronów wojskowych. Zaufanie, jakim darzą te urządzenia wojskowi, może budzić niepokój. Inteligencja maszyny, jej zdolność uczenia się, to arcyciekawy temat sam w sobie. W kontekście dronów, które przenoszą śmiercionośną broń, zyskuje dodatkowy aspekt. Czy inteligentna maszyna może się zbuntować? Wojskowi twierdzą, że drony są dobrze zabezpieczone i nigdy nie są pozostawione same sobie. Na pewno? To ostatnie nie jest prawdą, a to pierwsze? Łączność z dronem odbywa się drogą satelitarną. Ta jednak, gdy samolot lata pomiędzy budynkami w mieście albo w dolinach gór, jest zawodna. Dlatego samoloty bezzałogowe są wyposażone w moduł autonomicznego podejmowania decyzji. Wszystkim rządzi program komputerowy. Ten nie może się zbuntować. No chyba że był źle napisany albo został przez kogoś/coś zmieniony. Na przykład przez komputerowego wirusa. Dwa lata temu przez kilka tygodni informatycy z bazy sił powietrznych USA w Newadzie usuwali wirusa, który zaatakował oprogramowanie dronów używanych w Afganistanie. Co konkretnie wirus robił? Nie wiadomo. Dla przypomnienia drony wojskowe to maszyny, które potrafią na drugim końcu świata wyśledzić i zlikwidować cel. Byłoby niedobrze, gdyby nagle ich działanie zaczął kontrolować… nie wiadomo kto.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.