Co dalej z zatoką?


ks. Rafał Starkowicz


publikacja 23.01.2014 06:50

– Nikt nie ścina jabłoni, żeby zerwać jedno jabłko. 
Będzie ją hołubił, bo to jest jego źródło utrzymania. To, co mamy, 
wynika tylko z naszej odpowiedzialności za przyrodę – mówi Michał Kohnke, 
były rybak, obecnie radny powiatu puckiego.


Zatoka Pucka Krzysztof / CC 3.0 Zatoka Pucka
Na jednym z portali społecznościowych pojawiła się wiadomość, że zostanie ona całkowicie zamknięta dla rybołówstwa i uprawiania sportów wodnych

Powiedzieć, że mieszkańcy Ziemi Puckiej i Półwyspu Helskiego są zaniepokojeni, to zbyt mało. Emocje sięgają zenitu odkąd na początku grudnia na jednym z portali społecznościowych pojawiła się wiadomość, że z powodu wprowadzania w życie postanowień wynikających z objęcia ochroną w ramach programu Natura 2000 Zatoki Puckiej, zostanie ona całkowicie zamknięta dla rybołówstwa i uprawiania sportów wodnych.

Konsultacje społeczne

Rybacy, właściciele pensjonatów, miłośnicy sportów wodnych tłumnie przybyli na konsultacje, które zorganizowano w Urzędzie Morskim w Gdyni. Podczas kilkugodzinnej, gorącej dyskusji, omawiano kwestie dotyczące Zarządzenia Dyrektora Urzędu Morskiego w sprawie regulacji ruchu na akwenie Zatoki Puckiej wewnętrznej.

Mimo wielu dramatycznych w tonie wystąpień ze spotkania wszyscy wyszli uspokojeni. Żeglarze i surferzy otrzymali zapewnienie, że będą mogli nadal korzystać z wód zatoki. Korzystający z łodzi motorowych dowiedzieli się, że będą mogli pływać, ale wyłącznie w sposób wypornościowy, bez wprowadzania motorówek w ślizg. Ustalono także, że nic nie przeszkadza, by raz w roku mógł się odbywać tradycyjny już „Marsz Śledzia”, który prowadzi przez rozdzielającą Zatokę Pucką Rybitwią Mieliznę.

Wszyscy odetchnęli. Może z wyjątkiem użytkowników skuterów wodnych. Oni dowiedzieli się, że z dwóch zbudowanych ostatnio nieopodal Rewy sleepów, będą musieli płynąć wypornościowo do granic obszaru Natura 2000. Nie do końca zadowoleni byli też właściciele łodzi motorowych.

– Miałem kiedyś taką łódź, którą wystarczyło popchnąć palcem, aby wprowadzić ją w ślizg – mówi Roman Hochschulz mieszkający w okolicach Pucka. Uważa, że lepiej byłoby wprowadzić po prostu limity prędkości. 


Ostatecznie okazało się jednak, że wiele z dotychczasowych przepisów ma zostać złagodzonych. Wielu z uczestników dowiedziało się bowiem, że wpływając dotychczas na wody Zatoki Puckiej wewnętrznej – popełniało przestępstwo. – Nie wiedzieliśmy nawet, że jest taki zakaz. Wszystko zostało wprowadzone bardzo cicho. Dowiedziałem się, że od kilku lat jestem przestępcą – mówi pragnący zachować anonimowość rozmówca. 


Czy w wyniku wprowadzenia zmian w obowiązującym prawie, są powody aby obawiać się o losy dorocznej pielgrzymki łodziowej do Pucka? Andrzej Królikowski, dyrektor Urzędu Morskiego, odpowiada: – Pielgrzymki mają swoje miejsce. Nie ma dla nich ograniczeń. Będzie możliwe nadal również spinanie łodzi i organizowanie podczas pielgrzymki nabożeństwa. Kościół to jest nasze życie, to nasza kultura. Mamy pokazywać światu, że mamy swoją tożsamość. Musimy zadbać o naszą polskość. Nie możemy zapominać o naszych narodowych cechach – zapewnia.


Dokumentacja chaosu

– Po ostatnich czwartkowych spotkaniach w Urzędzie Morskim uderzyło mnie, że każdy przyszedł w sprawie innego dokumentu – komentuje dziś sprawę Radosław Tyślewicz, organizator „Marszu Śledzia”. – Zacząłem grzebać w internecie. Na spotkaniu rozmawialiśmy o „Zarządzeniu Dyrektora Urzędu Morskiego w sprawie regulacji ruchu na akwenie Zatoki Puckiej wewnętrznej”. W internecie można jednak znaleźć dokument pt. „Plan zagospodarowania przestrzennego Zatoki Puckiej”. Teraz rozmawiamy o „Planie zarządzania obszarem Natura 2000”, a gdzieś jeszcze wisi w internecie dokument pt. „Plan ochrony obszarów Natura 2000”. O ile zarządzenie dyrektora ma dwie strony formatu A4 i jest dość proste, o tyle dyskutowany „Plan Zarządzania Obszarem Natura 2000” ma już 250 stron. Potrzeba bardzo dużo wiedzy analitycznej i determinacji, żeby przez to przebrnąć – stwierdza.


Zleceniodawcą tych planów jest Urząd Morski. W wyniku postępowania przetargowego zlecił prace nad projektem Instytutowi Morskiemu z Gdańska.

– Według mnie, jeżeli proceduje się 4 dokumenty naraz, rozmywa się ostrość dyskusji. Ten, kto normalnie pracuje i nie poświęca się temu zawodowo, nie jest w stanie wychwycić wszystkich rozbieżności i haczyków, a tym bardziej się do nich ustosunkować – stwierdza. – To jest zmyłka taktyczna. Liczba dokumentów ma zniechęcić do ich czytania. Przygotowują je całe grupy ludzi wyspecjalizowane w takich działaniach – ocenia Michał Kohnke.
 Radny podkreśla także niesprawiedliwość, jakiej doświadczają polscy rybacy.

– Polakom zaproponowano zezłomowanie kutrów. Polska to zadanie, nie patrząc w przyszłość, wypełniła na piątkę z plusem. Ponad 40 proc. floty rybackiej zniszczono. Część przestawiła się na rejsy wędkarskie. Do tego dochodzi oszukana reglamentacja kwot połowowych. Niektóre kraje łowią kilkakrotnie więcej niż im przydzielono. I nikt z tego nie wyciąga wniosków. A nam zostają głodowe limity – mówi Michał Kohnke. Zaznacza także, że większość spośród rybaków, którzy oddali swoje kutry na złom, za pozyskane pieniądze postawiła na półwyspie pensjonaty. Jeżeli wewnętrzną Zatokę Pucką zamknie się dla turystów, oni także stracą źródło utrzymania. 


Rozmowy 
bez konsekwencji

– Obecna sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Jesteśmy zobligowani przepisami Unii Europejskiej, do dostosowania naszego prawodawstwa do jej przepisów. To zostało zawarte w traktacie akcesyjnym w 2004 roku i w tej chwili mija czas, w którym Polska musi się dostosować do warunków, które tam postawiono – mówi Michał Kohnke. – Były to jednak skandalicznie wyśrubowane warunki. Wówczas nikt nie zwracał na to uwagi. Teraz będziemy za to płacili. Oddaliśmy suwerenność blisko 25 proc. terenu Polski, obejmując go programem Natura 2000. Jest to o tyle niebezpieczne, że nie będziemy mieli wpływu na to, co się w tych obszarach będzie działo – podkreśla.

– Dokument, nad którym pracujemy, będzie recenzowany przez urzędników ochrony środowiska, i to oni będą decydowali o wersji ostatecznej. Zapisy, które robimy, to nasze pobożne życzenia. I tak ktoś za nas podejmie tę decyzję – konkluduje. 
– Porozmawiamy sobie, a ci, którzy realizują projekt, zrobią to, co zechcą. Dlatego uważam, że tego typu konsultacje, w dużej grupie przy rozproszonej argumentacji, do niczego specjalnego nie prowadzą – stwierdza Wojciech Dettlaff, starosta pucki. – Planuję w najbliższym czasie zrobić spotkanie wszystkich stron z powiatu puckiego, żebyśmy mogli porozmawiać merytorycznie i skierować wnioski na piśmie do autorów, którym zlecono ten projekt – opowiada o najbliższych planach. 
Wnioski na piśmie zamierza skierować do odpowiednich organów także Radosław Tyślewicz.

– Planujemy podjąć środki, które mam nadzieję, będą bardziej skuteczne w tej dyskusji. Myślę o wnioskach formalno-pisemnych, zwracających uwagę, że tutaj dzieje się coś nie do końca tak, jak powinno się dziać w państwie demokratycznym i przestrzegającym prawa – wyjaśnia.


Odwrócona kolejność

– Cały ten proces został odwrócony do góry nogami. Nie można wpierw wyznaczać chronionego obszaru, a dopiero później dorabiać ideologii do tego, że było to słusznym wyborem – ocenia Michał Kohnke. – Przy okazji okłamuje się społeczeństwo. Wszystko w imię interesu wąskiej grupy osób z krzywdą dla miejscowej społeczności. To dotyczy zarówno rybołówstwa rodzinnego, które powinno być pod szczególną ochroną, jak i turystyki. Nie mamy tu żadnego przemysłu. To obecnie główne źródła utrzymania na tym terenie – akcentuje. 


Środowiska ekologiczne podkreślają, że polskie prawo o rezerwatach i parkach narodowych jest bardziej restrykcyjne niż unijne dotyczące obszarów Natura 2000. Mówią, że naturę chronić trzeba dla człowieka, a nie przed człowiekiem.

Prof. Krzysztof Skóra, kierownik Stacji Morskiej w Helu, nie chce komentować przebiegu konsultacji społecznych. Występuje bowiem w roli recenzenta projektu. Jego wypowiedź możliwa będzie po zakończeniu konsultacji.

TAGI: