Historyk i romantyk

Jan Hlebowicz

publikacja 27.02.2014 06:34

To postać nietuzinkowa, wyprzedzająca swoją epokę. Mimo że co roku wręczana jest nagroda jego imienia, wciąż wiele osób nie ma pojęcia, kim był i czym zasłużył się dla Gdańska.

Kuchnia w domu Jana Uphagena Jan Hlebowicz /GN Kuchnia w domu Jana Uphagena

Nagroda dla młodych naukowców im. Jana Uphagena przyznawana jest od 2006 roku, (wcześniej jej nazwa brzmiała: nagroda Młodego Heweliusza). Otrzymują ją osoby do 30 lat za wybitne osiągnięcia w dwóch kategoriach: nauk ścisłych i przyrodniczych oraz nauk humanistycznych. Niedawno poznaliśmy kolejnych laureatów. Zostali nimi dr inż. Marek Tobiszewski oraz mgr Piotr Kitowski.

– Mało kto wie, że patron nagrody był jednym z wybitnych historyków i bibliofilów XVIII-wiecznego Gdańska – tłumaczy dr Ewa Barylewska-Szymańska, sekretarz Towarzystwa „Dom Uphagena”.

Milionerzy
Rodzina Uphagenów przybyła do nadmotławskiego miasta pod koniec XVI wieku. Przedstawiciel kalwińskiego rodu, Arnold, opuścił Flandrię z powodu prześladowań religijnych. – W ciągu stu lat rodzina Uphagenów z niezbyt zamożnych handlarzy stała się kupiecką potęgą, osiągając wyżyny społeczne – wyjaśnia E. Barylewska-Szymańska. Największe zasługi na tym polu położył Piotr. Kierował w Gdańsku spółką armatorską, która istniała przez 40 lat. Prowadził interesy w całej Europie. W testamencie ofiarował każdemu z trojga swoich dzieci 300 tys. florenów.

Dla porównania, kamienica w reprezentacyjnym miejscu miasta kosztowała wówczas „zaledwie” 25–30 tys. – Można powiedzieć, że Piotr był milionerem swoich czasów. Dodatkowo jako pierwszy z rodziny został rajcą – uzupełnia E. Barylewska-Szymańska.

Jan Uphagen, najstarszy z synów Piotra, początkowo praktykował w firmie ojca. Później studiował w Getyndze prawo, filozofię i historię. Po zakończeniu studiów uniwersyteckich odbył wielomiesięczną podróż po Niemczech, Holandii i Francji, kilka miesięcy spędzając w Paryżu. Poznawał świat i nabierał towarzyskiej ogłady. Po powrocie do Gdańska sprawował szereg funkcji publicznych. W 1792 r. został racją. Jednak kiedy miasto przeszło pod panowanie pruskie, zrzekł się urzędu.

Postawa Jana spodobała się ówczesnemu królowi Polski Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, który podarował gdańszczaninowi złotą tabakierę. – Do dzisiaj nie wiemy, czy Uphagen przejął kupiecką schedę po swoim ojcu. Według jednej tezy, był na tyle zamożny, że nie musiał pracować. Zdaniem innych badaczy, kontynuował działalność armatorską – mówi E. Barylewska-Szymańska.

Jak z romantycznej powieści
Jan był słynnym bibliofilem. Jego księgozbiór, gromadzony przez całe życie, liczył ponad 10 tys. dzieł. W większości zachowały się one do naszych czasów. Uphagen zawodowo zajmował się historią. Był autorem kilku znaczących rozpraw. W dowód uznania został członkiem elitarnego Gdańskiego Towarzystwa Przyrodniczego oraz towarzystwa badaczy starożytności w Londynie. Czy wiemy coś na temat jego życia prywatnego?

– Z pewnością wiele powiedziałby nam prowadzony przez niego diariusz. Niestety, obecnie uznaje się go za zaginiony. Na szczęście fragmenty tych zapisków znane są dzięki autorom niemieckim, którzy jeszcze na początku XX w. mieli wgląd w spisane wspomnienia Uphagena – tłumaczy E. Barylewska-Szymańska.

– Nie wiemy nawet, jak Jan wyglądał, ponieważ nie zachował się ani jeden jego portret – dodaje badaczka. Uphagen był dwukrotnie żonaty. Pierwszą wybranką serca Jana była jego stryjeczna siostra Florentyna. – To była wielka miłość – jak z romantycznej powieści. Uphagen, by się z nią ożenić, musiał uzyskać zgodę biskupa włocławskiego, co było wówczas praktykowaną procedurą. Niestety, trzy lata po ślubie młoda żona zmarła na gruźlicę. Jan pogrążył się w rozpaczy. O swoich cierpieniach pisał w dzienniku – opowiada E. Barylewska-Szymańska.

Po trzech latach żoną Uphagena została Abigail Borckmann. Ponieważ Uphagen nie pozostawił potomków, przekazał testamentem swój majątek utworzonej przez siebie Fundacji Rodzinnej, z zastrzeżeniem, że kamienicy nie będzie można sprzedać ani przebudować. – To, co zrobił, było czymś zupełnie nowatorskim. Jego pomysł stworzenia swojego rodzaju muzeum wykraczał poza gdańską praktykę – podkreśla E. Barylewska-Szymańska.

Magiczne skrzynki
Dom Uphagena jest jedyną w Polsce i jedną z niewielu w Europie kamienic mieszczańskich z XVIII w. udostępnioną zwiedzającym. To miejsce, w którym możemy poznać życie codzienne ówczesnych gdańszczan.

300 lat temu jedną z form spędzania wolnego czasu było podziwianie tzw. widoków optycznych – grafik oglądanych za pomocą tajemniczego „zograskopu”. – Był to prosty stojak na soczewkę, w której obraz sprawiał wrażenie wielowymiarowego widoku o pogłębionej perspektywie. Dodanie lustra ustawionego pod kątem 45 stopni umożliwiło przeniesienie widoku leżącej płasko na stole grafiki na wysokość wzroku – wyjaśnia E. Barylewska-Szymańska.

Początkowo najczęstszym tematem grafik były sceny biblijne. Z czasem oferta została wzbogacona o widoki statków, wyjątkowych miast, królewskich pałaców. Druki optyczne dostarczały też wrażeń z Nowego Świata i z egzotycznej Azji. „Magiczne skrzynki”, dalekie krewne aparatów fotograficznych, odegrały znaczącą rolę w rozwoju sztuk wizualnych. Wystawa „Świat iluzji. XVIII-wieczne ryciny optyczne i magiczne skrzynki” prezentowana będzie w Domu Uphagena do 16 marca 2014 r.