Talenty, jakich mało

ks. Tomasz Lis

publikacja 17.05.2014 21:30

Jak w większości przypadków matką i tego wynalazku była potrzeba chwili.

Talenty, jakich mało ks. Tomasz Lis /GN Sukces to często efekt wspólnej pracy

Ponad rok temu w Ośrodku Pomocy Społecznej w Pacanowie zaginęła osoba we wczesnym stadium choroby Alzhaimera. Najpierw szukano jej na terenie ośrodka, a potem cały sztab służb mundurowych i wolontariuszy ruszył w teren. Po wielu godzinach poszukiwań, tuż przed zapadnięciem zmroku mieszkaniec sąsiedniej wsi zauważył poszukiwaną osobę zabłąkaną z dala od ośrodka.

Cud z odzysku
– Brałem udział w tych poszukiwaniach. Przez dobrych kilka godzin przeczesywaliśmy teren. Na szczęście akcja zakończyła się sukcesem. Wtedy pomyślałem, że przecież to wszystko można by uprościć lub nawet temu zapobiec. Kiedy jeszcze odczuwałem ból mięśni nóg, nadwyrężonych podczas poszukiwań, pojawił się pomysł projektu urządzenia ułatwiającego lokalizację osób zaginionych – opowiada Mariusz Bielaszka.

Początkowo młody wynalazca pracował sam nad prototypem. – Nie chwaliłem się nikomu, bo nie wiedziałem, czy coś z tego wyjdzie. Do skonstruowania urządzenia użyłem części z demontażu starego i zużytego sprzętu elektronicznego. I tak wyświetlacz to element starego telefonu komórkowego, który świetnie zdaje egzamin. Paski pochodziły najpierw ze starych szelek, jednak ostatnio zmieniłem je na inne, takie ze starego zegarka. Reszta elementów elektronicznych: diody, sterowniki i bateria to także części z odzysku – wyjaśnia młody konstruktor.

Głównym założeniem urządzenia były funkcjonalność, niezawodność, niewielkie wymiary oraz niski pobór prądu. – Chyba się udało, bo gdy tylko wraz z nauczycielem, panem Mariuszem Zyngierem, zaprezentowaliśmy to urządzenie na pierwszych konkursach i pokazach, wzbudzało zainteresowanie i okazywało się strzałem w dziesiątkę pod względem innowacyjności i użyteczności – dodaje.

Jak to działa?
Niewątpliwie fenomenem „Wanted Clock”, bo taką nazwę otrzymał lokalizator osób zaginionych, jest prostota jego działania. Zegarek wykorzystuje znane i szeroko stosowane funkcje lokalizujące, informujące i naprowadzające.

– Główną jego funkcją jest pomoc w zlokalizowaniu osoby, która ma np. kłopoty z pamięcią i odnalezieniem drogi do domu. Taka osoba otrzymuje zegarek, który nosi na ręce. W urządzeniu zostaje zaprogramowany obszar bezpieczeństwa, po którym ta osoba może się poruszać. Gdy znajdzie się poza nim, urządzenie rozpoczyna „śledzenie”. Uruchomiony zostaje moduł GSM, który przesyła dane dotyczące lokalizacji poszukiwanej osoby. Dane te zostają wysłane do opiekuna poprzez SMS – wyjaśnia wynalazca.

Jeśli opiekun chce otrzymać informację o lokalizacji osoby zaginionej, puszcza krótki sygnał telefoniczny pod numer karty sim zainstalowanej w module zegarka i po krótkim czasie otrzymuje wiadomość zwrotną ze współrzędnymi geograficznymi oraz bezpośrednim linkiem do mapy. Tę funkcję wykonuje moduł GPS.

– Jeżeli posiadamy telefon z dostępem do internetu, wystarczy tylko kliknąć w link. W przypadku braku dostępu telefonu do internetu wystarczy wykorzystać otrzymane współrzędne w innym urządzeniu GPS i już wiemy, gdzie dokładnie poszukiwać tej osoby – dodaje M. Bielaszka.

Kolejną innowacją jest to, że sam zaginiony jest powiadamiany o poszukiwaniach poprzez informację, która zostaje wyświetlona na wyświetlaczu zegarka oraz dzięki drganiom jego opaski.

– U zegarku zamontowałem także elementy ułatwiające poszukiwanie w nocy. Zaprogramowana jest komenda „Flash”, czyli „Świeć”. Gdy opiekun wyśle ją poprzez SMS, zegarek podopiecznego zaczyna błyskać intensywnie dzięki zamontowanej diodzie – wyjaśnia wynalazca.

Dużym ułatwieniem dla osoby noszącej „Wanted Clock” jest jego funkcja informacyjna tzw. alarmu lekowego. – Bardzo często osoby chore na alzhaimera są zobowiązane do systematycznego pobierania określonych leków. Często zapominają o tym, co pogłębia zanik pamięci. Dlatego opracowałem program powiadamiania chorego o konieczności aplikacji danego leku. Na wyświetlaczu pojawia się obrazek opakowania leku, informacja, ile tabletek trzeba wziąć i czym popić. W przyszłości ta funkcja będzie także miała informator głosowy, co będzie jeszcze bardziej pomocne dla chorych – podkreśla Mariusz.

Młody wynalazca ma jeszcze kilka pomysłów, jak udoskonalić swój patent, lecz niektóre z nich pozostawia jako niespodzianki na przyszłość. – Chcę usprawnić zegarek tak, aby działał jak najdłużej. Nie tylko, aby oszczędzał energię, ale także by nie było konieczności częstego ładowania baterii – dodaje. Po skonstruowaniu pierwszego egzemplarza prototyp został oczywiście poddany próbie. W koprzywnickim ośrodku dla osób z chorobą Alzhaimera testowało go kilku chorych oraz personel. Zyskał duże uznanie i podkreślano jego dużą przydatność w podniesieniu standardu opieki nad chorymi. Na razie o patent pytało konstruktora kilka firm, jednak jak podkreśla Mariusz, nie było na razie konkretnych rozmów, bo urządzenie jest jeszcze udoskonalane.

Drabina kariery
Wynalazek Mariusza Bielaszki – złoty medal i nagroda specjalna na Światowych Targach Innowacji w Brukseli – to nie pierwszy sukces w dziedzinie wynalazczości połanieckich uczniów z technikum elektronicznego. Rok temu nie mniejszą karierę zrobiła laska dla niewidomych „Safe Step”.

Młodsi uczniowie, patrząc na sukcesy starszych kolegów, wiedzą, że jest to jedna z dróg nie tylko do medialnego sukcesu, ale także ku lepszym studiom czy też szansa na dobrą pracę w przyszłości. – Takie sukcesy to najlepsza forma mobilizacji. Młodsi widzą i mają okazję poczuć, jak pachnie sukces, dlatego sami poszukują i próbują. A jeszcze nie tak dawno musieliśmy niemalże nakłaniać uczniów do technicznych poszukiwań – opowiada Mariusz Zyngier, nauczyciel prowadzący połanieckich wynalazców.

Techniczne sukcesy zaczęły się kilkanaście lat temu, gdy szkoła przystąpiła do programu „Leonardo da Vinci”, który teraz prowadzony jest pod nazwą „Erasmus”. Dzięki niemu możliwa była wymiana naukowa pomiędzy szkołami w ramach krajów Unii Europejskiej.

– Wysyłaliśmy na takie wyjazdy tylko kilku najlepszych uczniów, co już powodowało rywalizację w klasie. Tam chłopcy nie tylko zwiedzali zabytki, ale przede wszystkim woziłem ich do nowoczesnych centrów techniki i laboratoriów, zostawiałem na kilka godzin, aby złapali odkrywczego bakcyla i sprawdzali swoje umiejętności. To przyniosło efekty. Pojawiały się pierwsze ciekawe pomysły, które wysyłaliśmy na olimpiady i konkursy techniczne – opowiada Mariusz Zyngier. Teraz, gdy pojawia się jakiś ciekawy wynalazek, wysyłany jest na Olimpiadę Innowacji Technicznych. Gdy przejdzie eliminacje rejonowe, ma szansę prezentacji na ogólnopolskim etapie.

Wymagającymi zawodami jest także konkurs Młody Wynalazca organizowany przez firmę Eurobusiness-Haller oraz Fundację Haller Pro Inventio. Jego laureaci biorą udział w światowych targach wynalazczości Brassele Innova.

– To właśnie tam odniesione sukcesy są przepustką do startu w wystawach europejskich. „Wanted Clock” jest laureatem Brassele Innova 2013 oraz konkursu „E(x)plory” dla młodych naukowców, dzięki czemu będziemy go w najbliższych dniach prezentować na Światowych Targach wynalazczości w Paryżu oraz na Światowych Targach Informatyki i Nowych Technologii w Bukareszcie – tłumaczy nauczyciel.

Patent na sukces
Połanieckie technikum to już, można powiedzieć, kuźnia technicznych talentów czy też szkoła lokalnych „Einsteinów”.

– Żaden sukces nie bierze się z niczego, lecz jest efektem wspólnej i mozolnej pracy zespołu ludzi. Takim strzałem w dziesiątkę było rozpoczęcie współpracy z innymi placówkami w Europie. Tam szkolili się nauczyciele, wyjeżdżali uczniowie i tak powoli dochodziliśmy do pierwszych sukcesów. Oczywiście duże sukcesy przekładają się na obraz szkoły i na jej prestiż. Niewątpliwie to nas mobilizuje do unowocześniania poszczególnych pracowni i wzbogacania ich wyposażenia. Jeszcze kilka lat temu uczniowie pracowali na przestarzałych urządzeniach, dziś możemy pochwalić się już najnowocześniejszym sprzętem. Jednak sedno sukcesu tkwi w pracy nauczycieli i zaangażowaniu uczniów – podkreśla Stanisław Rogala, dyrektor szkoły.

O tym, że sukces nie zależy jedynie od talentu, a raczej od sumiennej pracy, wie dobrze Mariusz Zyngier, który uczy przedmiotów zawodowych i specjalistycznych.

– Trafiają do nas uczniowie o różnym poziomie wiedzy wyniesionej z gimnazjum. Jedni są naprawdę zdolni, a inni mniej, ale za to bardziej pracowici. Naszym zadaniem jako nauczycieli jest dobrze ich ukierunkować, aby obudzić w nich pasję poszukiwania i odkrywania. Ja im tłumaczę, że to oni potrzebują sukcesu, a nie ja. I jeśli chwycą tę pasję, to do czegoś dojdą. Mając już wieloletnie doświadczenie, widzę, że laureatami zostają częściej ci, którzy nie zawsze są najzdolniejsi, ale mocno pracują i poszukują. Odkrywając w sobie powoli potencjał, często już tu w szkole przerastają nas, nauczycieli – dodaje z uśmiechem Mariusz Zyngier.