Piękne starocie

Tomasz Rożek

GN 21/2014 |

publikacja 22.05.2014 00:15

W samym środku Warszawy, na terenie dworca, który kiedyś był centralny (a właściwie główny) stoi ponad setka starych parowozów. Rdzewieją. Ale wciąż są piękne.

 Niemiecki parowóz Pm3. Opływowe lokomotywy były rzadkością. Nie dawały dużych oszczędności, utrudniały za to dostęp do urządzeń jakub szymczuk /gn Niemiecki parowóz Pm3. Opływowe lokomotywy były rzadkością. Nie dawały dużych oszczędności, utrudniały za to dostęp do urządzeń

Potrzeba jest matką wynalazków. Potrzeba była matką parowozów. Kolej istniała od dawna, ale wagony czy platformy ciągnęły konie. Duże ładunki transportowano także drogami. Nie asfaltowymi, tylko ubijanymi. Gdy na początku XIX wieku Europa zaczęła przeżywać przemysłowy rozwój, dosyć szybko stało się jasne, że bez sprawnego transportu natrafi on na barierę nie do pokonania. Przecież do fabryk trzeba było dostarczać ogromne ilości towaru. To, co w nich powstawało – nieistotne, czy była to broń, samochody, czy ogromne bele materiałów – trzeba było przetransportować do odbiorców. By ten nowy porządek sprawnie funkcjonował, fabrykom trzeba było dostarczyć paliwa, najczęściej węgla. No i ludzi.

Nogi na torach

Zaczęło się jak zawsze. Za sprawę wzięli się młodzi, bogaci i innowacyjni. Pewnie nie liczyli na zyski, raczej na świetną przygodę. I pewnie przez sobie współczesnych byli postrzegani jak... wariaci. No bo czy to normalne, żeby człowiek budował maszynę, która pozwoli poruszać się szybciej niż koń? Bądźmy szczerzy, te pierwsze poruszały się wolniej niż piechur. Maszyna parowa była znana od lat 70. XVIII wieku. Był więc silnik. Aż się prosiło o pojazd. Ten powstał dość szybko, ale był nieudaną konstrukcją.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.