Prąd się skończył

Tomasz Rożek

2011-2015/2015 |

publikacja 20.08.2015 00:15

Od lat wiadomo, że Polska produkuje za mało prądu. Niedobory są spowodowane brakiem inwestycji i brakiem strategii. Wszelkie niedoskonałości widać jak na dłoni teraz, kiedy prąd jest bardzo potrzebny.

Elektrownia Kozienice jest chłodzona wodą z Wisły. Wyższa temperatura wody w rzece ogranicza możliwości chłodzenia bloków energetycznych Marcin Obara /pap Elektrownia Kozienice jest chłodzona wodą z Wisły. Wyższa temperatura wody w rzece ogranicza możliwości chłodzenia bloków energetycznych

Decyzją rządu w Polsce obowiązuje 20 stopień zasilania. Starsi pamiętają komunikaty o stopniach zasilania, które przed 1989 rokiem codziennie pojawiały się w Polskim Radiu. Dla młodszych brzmi to zupełnie obco. Tym bardziej że od demokratycznego przełomu stopni zasilania nie trzeba było używać. W praktyce stopnie zasilania oznaczają to, że zgodnie z rozporządzeniem rządu zakłady przemysłowe pomiędzy godziną 10 a 17 muszą ograniczyć pobór prądu. Te ograniczenia nie mogą jednak skutkować zmniejszeniem bezpieczeństwa ludzi (np. zatrzymując wentylację na kopalniach) oraz uszkodzeniem lub zniszczeniem „obiektów technologicznych”. Tutaj może chodzić np. o chłodnie w dużych sklepach czy piece w niektórych obiektach przemysłowych. W skrócie, w każdej chwili zakład pracy może otrzymać polecenie ograniczenia poboru mocy tylko do poziomu, który zapewnia mu bezpieczną (ze względu na ludzi i sprzęt) hibernację. Im wyższy stopień zasilania, tym większe jest ograniczenie w zużyciu prądu. Stopień 10 oznacza normalną sytuację. Stopień 20 – największy kryzys. Po nim pozostaje już wyłączanie prądu odbiorcom indywidualnym.

Problem zużycia

Chciałoby się napisać, że ograniczeniom w zużyciu energii elektrycznej winne są trwające już od kilkunastu dni upały. Ale to byłoby stwierdzenie nie do końca prawdziwe. Owszem, upały ukazały problem, ale nie są jego źródłem. Źródłem są wieloletnie zaniedbania przy budowie obiektów, które prąd produkują, oraz sieci, które go przesyłają. Te ostatnie są przestarzałe, tych pierwszych jest za mało. Specjaliści mówią o tym problemie od lat. „Gość Niedzielny”, ale też inne media alarmowały wielokrotnie. Polska ma za mało prądu! W końcu musiało się to stać. Wbrew pozorom nie zimą, ale latem zużywamy więcej prądu. Latem prąd produkuje się trudniej. Zacznijmy od zużycia. Z racji wysokich cen energii elektrycznej w Polsce niewiele osób korzysta z ogrzewania elektrycznego domów. Zimą ogrzewamy się węglem, gazem, a czasem ropą. Spora grupa odbiorców nie korzysta z prądu nawet przy przygotowywaniu posiłków. Taniej jest używać palników gazowych. Tak jak ogrzewanie węglem czy gazem technicznie nie stanowi żadnego problemu, tak schładzanie się w zasadzie możliwe jest tylko przy użyciu prądu. Gdy w domu jest za ciepło, ci, których na to stać, włączają klimatyzację. Ta na pełnych obrotach pracuje w budowanych jak szklarnie biurowcach i sklepach. Tutaj nie ma wyboru, trzeba korzystać z prądu. Dla osób, które klimatyzacji nie posiadają, pozostają wentylatory. Jedno takie urządzenie zużywa niewiele prądu, ale już milion stanowi spore wyzwanie dla systemu energetycznego. W ciepłym klimacie znacznie więcej energii zużywają także lodówki. Nawet w normalnych warunkach atmosferycznych to lodówka jest urządzeniem, które zużywa w domu najwięcej prądu. Latem lodówka jest bardziej energochłonna nie tylko dlatego, że na zewnątrz jest cieplej, ale także dlatego, że więcej rzeczy do niej wkładamy Na te efekty związane z wysokimi temperaturami nakłada się jeszcze to, że w Polsce zużycie energii od wielu lat regularnie rośnie. Jest to związane z rozwojem kraju. Od lat obserwowano, że w letnim szczycie każdego roku margines energii w sieci jest coraz mniejszy. W ostatnich latach spadał do zaledwie kilku procent. Wystarczyłoby, żeby w którymś z bloków energetycznych nastąpiła awaria, a 20 stopień zasilania mielibyśmy niezależnie od wysokiej temperatury.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.