Na wojnie z rakiem

Tomasz Rożek

GN 46/2015 |

publikacja 12.11.2015 00:15

To jest prawdziwa wojna. Z jednej strony okrutni zabójcy, jakimi są nowotwory, z drugiej strony lekarze i naukowcy. Choć ofiar jest sporo, czasami udaje nam się wygrywać poszczególne bitwy. Właśnie jedną bardzo ważną wygraliśmy.

Prof. dr hab. Tadeusz Holak, mgr Krzysztof Żak,  mgr Katarzyna Guzik  i dr Grzegorz Dubin Jakub Ociepa /Agencja Gazeta Prof. dr hab. Tadeusz Holak, mgr Krzysztof Żak, mgr Katarzyna Guzik i dr Grzegorz Dubin

Pisząc o nowotworach, nie sposób nie sięgnąć do wojennych porównań. Ta walka nie odbywa się na uklepanym polu. To raczej wojna podjazdowa. Owszem, znamy metody radzenia sobie z wrogiem, jednak są one zabójcze nie tylko dla komórek nowotworowych, ale także dla zdrowych. W efekcie po terapii nowotworowej pacjent długo musi dochodzić do siebie.

Kto swój, a kto wróg?

Na dodatek my sami nie potrafimy się racjonalnie zachowywać. Sposób życia, w tym odżywianie się, brak ruchu i zanieczyszczenie środowiska powodują, że nowotwory mają ułatwione zadanie. Pozostając przy wojennych analogiach: to tak jak gdyby ułatwiać nocny nalot na miasto przez zapalanie wszystkich świateł. Takie zachowanie nazwalibyśmy skrajnie nieodpowiedzialnym. No to nazywajmy sprawy po imieniu. Zachowujemy się skrajnie nieodpowiedzialnie, żyjąc tak, jak żyjemy. Żeby nie było całkiem pesymistycznie, trzeba przyznać, że niektóre potyczki udaje nam się wygrywać. Gdy wróg jest słaby, gdy dopiero zaczyna się organizować, wygrać z nim jest stosunkowo łatwo. Gdy jest silny, także czasami jesteśmy górą, choć tutaj koszty, także te zdrowotne, są znacznie, znacznie wyższe. Od czasu do czasu trafi się jednak wygrana spektakularna. Coś, czego konsekwencje mogą być ogromne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.