Homeościema

Tomasz Rożek

publikacja 17.11.2016 00:00

Właśnie pojawiło się kolejne opracowanie, z którego jasno wynika, że homeopatia to tylko jeden z wielu sposobów nabijania ludzi w butelkę.

Homeościema roman koszowski /foto goSć

Trudno wyliczyć wszystkie instytucje naukowe, które wypowiedziały się już w sprawie homeopatii. W Polsce najostrzej zrobiła to Rada Naczelnej Izby Lekarskiej, która w opublikowanym kilka lat temu oświadczeniu napisała wprost, że uznaje „praktykowanie homeopatii przez lekarzy i lekarzy dentystów za błąd w sztuce lekarskiej, a przepisywanie przez nich preparatów homeopatycznych za nieetyczne i niegodne profesji medycznej”. Przeglądowe, podsumowujące wiele badań raporty publikowały najbardziej prestiżowe czasopisma naukowe. Wydźwięk tych wszystkich głosów był taki sam. Homeopatia to sposób na wyciąganie od ludzi pieniędzy. Sposób tym bardziej godny pożałowania, że bazujący na obietnicy składanej osobie chorej.

Sprzeczna z naszą wiedzą

Za ojca homeopatii uważa się niemieckiego lekarza Samuela Hahnemanna. Uważał on (a w ślad za nim twierdzą tak współcześni homeopaci), że substancje wywołujące pewne symptomy u osób zdrowych podawane w małych ilościach leczą choroby wywołujące podobne objawy. W skrócie mówiąc, jeżeli kogoś boli gardło, powinien dostać bardzo rozcieńczoną substancję, która przed rozcieńczeniem podana osobie zdrowej spowoduje u niej ból gardła. To tak zwana zasada podobieństw (lub prawo podobieństw). W czasie rozcieńczania każdy kolejny roztwór jest potrząsany, co ma – zdaniem homeopatów – zwiększyć efektywność leku (choć może lepiej powiedzieć: preparatu). Co ciekawe, rozcieńczanie trwa tak długo, że w kupowanym w aptece (o zgrozo!) preparacie w zasadzie nie ma substancji leczącej. Co zatem jest? Zwykle cukier i woda, ewentualnie barwniki lub substancje zagęszczające (w przypadku tabletek i gęstych syropów).

Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.