Czego powinniśmy uczyć?

Tomasz Rożek

publikacja 18.06.2017 06:00

Najprostsza odpowiedź często bywa najtrudniejsza w realizacji.

Czego powinniśmy uczyć? Henryk Przondziono /Foto Gość Co przypominają nasze szkoły?

Czego powinniśmy uczyć młodych ludzi? Tego, co będzie przydatne wtedy, gdy nauka zostanie zakończona. Najprostsza odpowiedź często bywa najtrudniejsza w realizacji. Bo tak jak można przewidzieć, co będzie za dwa lata (skoro tyle średnio trwa nauka w przedszkolu), jak przewidzieć to, co będzie przydatne za 8 lat? Nie da się przewidzieć tego, jak będzie wyglądał świat, jakie umiejętności będą decydowały o sukcesie czy porażce (zarówno w skali pojedynczego człowieka, jak i w skali kraju, który takich pojedynczych obywateli ma setki tysięcy czy miliony). To paradoks. Dzisiaj musimy decydować o tym, co będzie ważne za kilka, kilkanaście lat, wiedząc, że przyszłości nie da się przewidzieć. Z drugiej strony nie próbować – to zbrodnia na młodym pokoleniu. Mam wrażenie, że ta zbrodnia dokonuje się i u nas. W debacie, w kłótni, która rozpala do czerwoności (czy zostawić gimnazja czy przywrócić 8-klasową podstawówkę), zgubiła się kwestia najważniejsza. Jakie są nowe programy? Jakie są nowe minima programowe? Jakie są wyzwania współczesności i przyszłości? Co młody człowiek powinien umieć za 8, 10 czy 15 lat? Czy ktoś u nas zadaje takie pytania?

Kilka tygodni temu pisałem, że – jak wynika z badań – w ciągu kilkunastu lat roboty zastąpią kilkadziesiąt procent pracujących w niektórych zawodach ludzi. Inne badania wskazują, że ponad połowa dzieci, które w tym roku idą do szkoły, będzie pracowała w zawodach, które jeszcze nie istnieją. A ile procent uczniów kształcimy w zawodach, których za kilkanaście lat już nie będzie?

Kilka lat temu w niektórych fińskich szkołach uruchomiono pilotażowy program, w którego ramach dzieci w pierwszych klasach szkoły przestano uczyć pisania ręcznie i zaczęto uczyć tylko pisania na klawiaturze komputerowej. Szkoły fińskie to poligon nowoczesnej edukacji. A co przypominają nasze szkoły? Okopy, w których zmurszałe deski właśnie malujemy nową farbą w nadziei, że ci, którzy tam siedzą albo ci, którzy dopiero do tych okopów wejdą, nie zorientują się w oszustwie.

Kilka lat temu zostałem poproszony przez ówczesne kierownictwo Ministerstwa Edukacji o zaopiniowanie nowych e-podręczników. Nie tylko moja ocena była miażdżąca. Programy nie były zsynchronizowane, a w podręcznikach aż roiło się od wszelkiego rodzaju błędów. Gdy na jednym ze spotkań w ministerstwie powiedziałem, że tego nie można absolutnie dać dziecku do rąk, że to jest kompromitacja i granda, usłyszałem: „my wiemy, że te podręczniki to trup, nie wynajęliśmy pana do tego, by nam pan to powiedział, tylko do tego, by pan tego trupa uszminkował”.

No to szminkujmy, malujmy próchno i kłóćmy się, czy lepiej mieć gimnazja, czy dłuższe podstawówki. Tak jak gdyby od tego zależała przyszłość kolejnych pokoleń. Nie, nie zależy. Zależy od odważnych programów i od wizji. Ani jednego, ani drugiego u nas nie widzę.

TAGI: