Koniec człowieka?

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 19/2017 |

publikacja 08.06.2017 06:00

Fran Pepper ma 120 cm wzrostu, waży 20 kg. Jest robotem. Władze miasta Haaselt w Belgii przyznały mu obywatelstwo. To nie żart. To się dzieje. I będzie się działo. Dokąd zaprowadzi nas sojusz postępu technicznego z oświeceniową głupotą?

Fran Pepper (po lewej) - pierwsza maszyna uznana za „osobę elektroniczną”, w rozmowie z anonimową przedstawicielką homo sapiens (po prawej). Jake Curtis /SoftBank Robotics Fran Pepper (po lewej) - pierwsza maszyna uznana za „osobę elektroniczną”, w rozmowie z anonimową przedstawicielką homo sapiens (po prawej).

Fran Pepper został wyprodukowany przez firmę SoftBank Robotics. Zna 20 języków, pracuje w recepcji uniwersytetu. Ma oficjalnych rodziców oraz obywatelstwo Belgii. Parlament Europejski zajął się już określaniem praw i obowiązków „osoby elektronicznej”. Europarlamentarzyści uznali, że prace nad sztuczną inteligencją są tak zaawansowane, że nadszedł już historyczny moment, by pojęciem osoby objąć tak inteligentne urządzenia. Belgowie postanowili jako pierwsi uznać „osobowość” maszyny i dzięki temu mają pierwszego sztucznego Belga. Nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Czy nie jest to moment symboliczny, oznajmiający zbliżający się koniec człowieka?

Maszyny, małpy… też ludzie

W grudniu 2014 r. sąd w Argentynie uznał, że 29-letni orangutan o imieniu Sandra z zoo w Buenos Aires jest osobą pozaludzką (ang. non-human person), która jest bezprawnie pozbawiona wolności i powinna być wypuszczona. Ten przypadek dobrze ilustruje kierunek myślenia obrońców praw zwierząt, którzy negują istnienie zasadniczej różnicy między zwierzętami a człowiekiem. Jesteśmy jako ludzie jednym z wielu gatunków zwierząt na ziemi i niczym więcej. Dodajmy, że właściwie dość paskudnym gatunkiem, bo wywołującym wojny i niszczącym przyrodę.

W pierwszym i drugim przypadku mamy do czynienia z „poszerzeniem” definicji osoby na maszyny lub na zwierzęta. Filozofie, które stoją za taką zmianą definicji osoby, są inspirowane przez rozwój nauk przyrodniczych i postęp technologiczny. Jest w tym paradoks, bo to osiągnięcia naukowe ludzkości są w istocie dowodem wyjątkowości człowieka. Okazuje się jednak, że wiele postoświeceniowych umysłów tej dość oczywistej prawdy nie dostrzega lub nie chce jej widzieć. Śmiem twierdzić, że głównie z powodu niechęci do religii.

Jednym z osiągnięć zachodniej cywilizacji jest pojęcie „osoby” (podmiot o rozumnej naturze), które wskazywało na rozumienie człowieka jako bytu odrębnego od świata rzeczy i zwierząt (a podobnego Bogu!). Osoba to podstawa godności, praw i obowiązków. Dziś ta sama cywilizacja dekonstruuje, czyli niszczy pojęcie osoby, kluczowe dla samorozumienia człowieka i zachodnich demokracji.

Ideologia postępu daje zielone światło tym naukowcom, którzy intensywnie pracują nad stworzeniem „nowego, lepszego człowieka”. Ten „nowy” człowiek pokona ograniczenia „starego”. Obiecują nam, że wyeliminowane zostanie cierpienie, życie zostanie radykalnie wydłużone, a dzięki takiemu liftingowi ludzkości uda się stworzyć nowy, lepszy świat. Wielu myślących ludzi pyta z narastającą trwogą, czy nie doprowadzi to do katastrofy naszej cywilizacji, a nawet samego człowieka.

Człowiek stworzony na nowo

Transhumanizm. Tym słowem określa się nurt kulturowy, ideowy, polityczny, w którym mieszczą się wspomniane powyżej tendencje. Sednem tego kierunku myślenia i działania jest dążenie do przekroczenia ograniczeń człowieka. Powie ktoś, że przecież ludzie od zawsze o to walczyli. Odwieczne marzenie ludzkości. Czy nie na tym właśnie polega postęp? Owszem, ale transhumaniści postulują radykalną zmianę człowieka jako gatunku, zniesienie granic, które dotąd uznawano za nieusuwalne. Mówią oni wprost o kolejnym kroku ewolucji, przez który powstanie człowiek udoskonalony dzięki technice.

„Produkcja” nowego człowieka wydaje się dziś możliwa dzięki przyspieszonemu rozwojowi trzech dziedzin: genetyki, nanotechnologii (zmiany na poziomie pojedynczych atomów i cząsteczek) oraz robotyki (tworzenie sztucznych inteligencji). Ewolucję biologiczną ma zastąpić ewolucja, której dokonuje sam człowiek. Biologia wytworzyła mózg człowieka, teraz ludzki mózg zostanie zastąpiony „mózgiem” elektronicznym, sztuczną inteligencją komputera przetwarzającego dane wielokroć wydajniej niż ludzki umysł.

Jednym z kluczowych pojęć związanych z transhumanizmem jest tzw. technologiczna osobliwość (ang. singularity). To teoretyczny punkt, do którego powinien zmierzać postęp naszej cywilizacji. Będzie to moment, w którym człowiek stworzy sztuczną inteligencję, która będzie zdolna sama wytwarzać jeszcze wydajniejsze urządzenia. Pojawi się jakiś rodzaj inteligencji poza zasięgiem człowieka (i nie do pojęcia, i nie do opanowania).

Jedna z prognoz zakłada „transfer” umysłu ludzkiego do komputera. Dzięki temu możliwości mózgu zostaną wielokrotnie poszerzone; ma to być forma elektronicznej nieśmiertelności. Dodajmy, że już dziś umysły wielu ludzi są w takim stopniu sprzężone z internetem, że bez podłączenia do sieci prawie nie potrafią funkcjonować. Dzięki osobliwości nastąpi lawinowa zmiana w technologii. Człowiek nie będzie musiał pracować, dzięki technicznej rewolucji problemy ludzkości zostaną ostatecznie rozwiązane. To, co wydawało się dotąd jedynie tematem fantastyki, staje się rzeczywistością na wyciągnięcie ręki.

Transhumanizm prognozuje jeszcze wiele innych wynalazków, takich jak np. całkowita eliminacja cierpienia dzięki postępom biotechnologii, czyli jakiś rodzaj „chemicznego” szczęścia. Być może powstaną hybrydy zwierzęco-ludzkie, które będą jakimś nowym rodzajem „osób”. Życie człowieka zostanie wydłużone dzięki wykorzystaniu inżynierii genetycznej, komórek macierzystych i nanotechnologii. Wszystko to doprowadzi do powstania „postczłowieka” – istoty zmodyfikowanej za pomocą najnowszych technologii.

Transhumanizm po chrześcijańsku

Czy te transhumanistyczne projekty są rzeczywiście możliwe do realizacji w przewidywalnej przyszłości? Najpierw możliwe w znaczeniu „technicznie” możliwe? Co dokładnie dzieje się w laboratoriach, tego nie wie pewnie nawet Tomasz Rożek. Nie jest tajemnicą, że postęp techniczny dokonuje się zwłaszcza w laboratoriach pracujących dla wojska. To tam pojawiły się takie wynalazki jak komputer, GPS czy internet. Dziś wojsko pracuje intensywnie np. nad wynalezieniem interfejsu mózg–komputer (bezpośredniego połączenia mózgu z maszyną).

Już teraz istnieją zaawansowane urządzenia posiadające sztuczną inteligencję. Już teraz internet jest czymś, co w dużej mierze przejmuje władzę nad człowiekiem, sami oddajemy sieci sporą część naszej prywatności. Staliśmy się „dziećmi internetu” coraz bardziej odizolowanymi od realnego świata, prawdziwych kontaktów. Życie społeczne zaczyna być organizowane na wzór komputera, czego dobrym przykładem jest edukacja (algorytmy, moduły, punktacje, obiektywizacje itd.). ONZ uznała dostęp do internetu za prawo człowieka. Wizja osobliwości, czyli momentu rozwoju, w którym sztuczna inteligencja uzyska możliwość samodzielnego „uczenia się” i dalszej autoewolucji, wydaje się czymś realnym. Rozpędzone „pendolino” technonauki pędzi w stronę kolejnych innowacji, które rzekomo są niezbędne. Czy na pewno?

Wielu ludzi myślących bije na alarm, przestrzega, apeluje. Przykładem takiego głosu rozsądku jest książka „Samobójstwo oświecenia?” autorstwa prof. Andrzeja Zybertowicza z zespołem. Autorzy na gruncie socjologii wykazują, że oświeceniowa myśl, która leży u podstaw rewolucji technologiczno-kulturowej, jest utopią. Jak to się już nieraz okazało w historii, utopią niebezpieczną (rewolucja francuska, faszyzm, komunizm). Prof. Zybertowicz dochodzi do wniosku, że dziś „zaawansowane już procesy technologicznego »udoskonalania« rzeczywistości mogą doprowadzić do fizycznej likwidacji ludzkiego świata”. Autor widzi ratunek w powrocie do kategorii „duszy” i antropologii chrześcijańskiej jako „punktu oparcia”. Bez takiego punktu oparcia powstrzymanie samobójczych tendencji, które postuluje trashumanizm, wydaje się niemożliwe.

Jak na to wszystko spojrzeć z punktu widzenia wiary? Transhumanizm i jego obietnice „zbawienia” przez technikę wydają się kolejnym wcieleniem odwiecznej pokusy pychy – „będziecie jak bogowie” (dziś „cyberbogowie”). W historii ludzie podejmowali wiele prób zbudowania wieży Babel. Wszystkie zakończyły się fiaskiem, pociągając za sobą zazwyczaj sporo ofiar. Transhumanizm zakończy się tak samo. To pewne. Pytanie, jaki będzie koszt tego eksperymentu. Ile ofiar pociągnie za sobą? Czy ofiarą padnie człowiek jako taki?

Chrześcijanie wierzą, że Bóg jest Panem historii. Więc nie popadają w katastrofizm. Nadzieję pokładają w Bogu, który jest najwyższym Rozumem i najwyższą Miłością. Wiedzą, że to miłość zbawia, nie technika. Ewangelia również zapowiada trans-humanizm, ale oparty na transcendencji (na Bogu). Ewangelia mówi o nowym człowieku, którego modelem jest Jezus Chrystus. Tak, człowiek przekroczy ograniczenia ciała, genów, chorób, śmierci i stanie się nieśmiertelny. Tyle że nie dzięki technice, ale dzięki Bogu, który go wskrzesi z martwych. Odpowiedzią na utopię rozumu jest pewność wiary: głoszenie zbawienia w Chrystusie, nauczanie o wielkiej biblijnej (objawionej) wizji człowieka, autentyzm ludzkich wspólnot, relacji, więzi. To jest lekarstwo. Oby tylko sam Kościół nie zwątpił, że je posiada. I miał odwagę oferować je bez kompleksów.

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.