publikacja 23.11.2017 00:00
Lisica potrafi odrzucić szczenię, norka może ugryźć w palec, a ekolodzy włamują się na fermy. Hodowanie zwierząt futerkowych nie jest łatwe. Jest za to zyskowne.
Jakub Jałowiczor /foto gość
Szczepan Wójcik z żoną Danutą.
Szewc bez butów chodzi. Sam nie noszę futra, żona też nie miała takiego życzenia. Co innego teściowa, która zakłada futro co niedzielę – opowiada Szczepan Wójcik. Jego hodowlę stanowi prawie 30 tys. norek. Właśnie linieją, zmieniając okrywę włosową. Gęste zimowe futro interesuje odbiorców, dlatego już niedługo skóry z fermy Szczepana Wójcika trafią na aukcje w Toronto, Kopenhadze, Helsinkach albo Seattle. Dużą część kupią potem najwięksi na świecie producenci odzieży – Chińczycy. Z niektórych futer uszyte zostaną drogie płaszcze, ale większość posłuży jako materiał do produkcji obszyć i podszewek.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.