Karanie ekozbrodniarzy

Tomasz Rożek

publikacja 30.11.2007 08:00

Unia Europejska chce zmusić kraje Wspólnoty do surowszego karania największych trucicieli środowiska naturalnego. Czy przestępstwa ekologiczne będą skutecznie ścigane?

Karanie ekozbrodniarzy

Kilka dni temu Komisja Europejska przedstawiła dyrektywę, która – gdy wejdzie w życie – zrówna we wszystkich krajach Wspólnoty kary za zanieczyszczanie środowiska. Na samym ujednoliceniu przepisów ma się jednak nie skończyć. Bruksela proponuje drastyczne podniesienie kar za niszczenie ekosystemu.

Truciciele za karty

Zaproponowane rozwiązania idą naprawdę daleko. Europa chce ścigania trucicieli w ten sam sposób we wszystkich 27 unijnych krajach. Proponuje kary wieloletniego więzienia, a w najlepszym wypadku kary finansowe, dochodzące nawet do 1,5 mln euro. W końcu – tak jak zbrodniarzy – chce ścigać ekologicznych przestępców za pomocą europejskiego listu gończego. Organizacje zielonych cieszą się z nowego prawa, choć uważają, że kary mogłyby być jeszcze dotkliwsze. Z kolei politycy dostrzegają w zaproponowanych przepisach drugie dno.

Projekt wywołał spore kontrowersje i to bynajmniej nie z powodu konieczności ochrony środowiska. Bruksela jak ognia unikała dotychczas narzucania państwom członkowskim swoich rozwiązań karnych. Nigdy wcześniej nie ingerowała w narodowe kodeksy. Tymczasem ten projekt taką właśnie ingerencję zakłada, bo chce zrównania kar za te same przestępstwa wszędzie, od Portugalii po Polskę. Dyrektywa, zanim wejdzie w życie, trafi pod obrady Parlamentu Europejskiego. Jeżeli ten ją przyjmie, państwa członkowskie będą musiały przestrzegać nowego prawa.

Szanse, że tak się właśnie stanie są duże, bo trudno oczekiwać, że którakolwiek z liczących się w parlamencie sił odrzuci pomysł karania trucicieli środowiska. Chodzi o prestiż i dobre imię poszczególnych frakcji parlamentarnych. Można się spodziewać, że dyskusja w Parlamencie Europejskim nie będzie toczyła się wokół kwestii ochrony środowiska, ale wokół koncepcji funkcjonowania całej Unii Europejskiej. Czy Wspólnota ma być superpaństwem, w którym docelowo ma obowiązywać wspólne prawo, wspólna polityka zagraniczna czy wspólna polityka finansowa? Gorącymi przeciwnikami takiego rozwiązania są na przykład Brytyjczycy. Mogą się obawiać, że zaproponowane prawo ekologiczne jest pierwszym krokiem do takiego właśnie rozwiązania.

Zatruwanie środowiska, czyli zabijanie ludzi

Komisja Europejska proponuje, by za tzw. drobne przestępstwo ekologiczne maksymalny wymiar kary wynosił aż 3 lata więzienia. Kłopot w tym, że definicja tego rodzaju czynów nie jest precyzyjna. W ten sposób mogliby zostać ukarani ci, którzy np. w lesie wyrzucają swoje śmieci, ale także ci, którzy palą w piecach centralnego ogrzewania stare opony i plastiki. Za świadome zatruwanie środowiska naturalnego ma grozić maksymalnie 10 lat więzienia. Ale jak udowodnić działanie świadome?

To może być ostrzeżenie dla tych, którzy z oszczędności wyłączają energochłonne filtry na dymiących kominach albo nielegalnie wypuszczają skażone ścieki do rzeki. Z kolei do 5 lat w więzieniu spędzą ci, którzy zatruwając środowisko naturalne, nieumyślnie spowodują śmierć człowieka. Także w tym przypadku problemem może być bezsporne udowodnienie winy. O tym, że w pobliżu elektrowni czy energociepłowni żyje się krócej, wiadomo ze statystyk, ale konkretnego przypadku śmiertelnego nie sposób powiązać z zatruwaniem środowiska.

Pomysłodawcą kategorycznych rozwiązań w karaniu ekologicznych przestępców jest komisarz ds. środowiska naturalnego Komisji Europejskiej Stawros Dimas. Prasa informowała, że impulsem do napisania nowej dyrektywy były wydarzenia, które miały miejsce w pobliżu miasta Abidjan na Wybrzeżu Kości Słoniowej w sierpniu zeszłego roku. 10 osób zmarło, 23 hospitalizowano, a 40 tys. doznało lekkich zatruć, gdy do oceanu dostało się 500 ton toksycznych odpadów chemicznych, przewożonych przez tankowiec Probo Koala.

Chemikalia pochodziły z terytorium Unii Europejskiej, a u Wybrzeży Kości Słoniowej znalazły się na podstawie niejasnych umów z lokalnym armatorem. Okoliczności wydarzeń mogą wskazywać na to, że chemikalia w wodzie nie znalazły się w wyniku wypadku, tylko celowego działania człowieka. Do dzisiaj nikt nie poniósł za to kary.


Gość Niedzielny 08/2007