Przyroda kontratakuje

Przemysław Kucharczak

publikacja 12.04.2007 16:26

Powietrze jest coraz czystsze, drzewa coraz zdrowsze, do cuchnących kiedyś rzek wracają ryby. Polskie środowisko czuje się lepiej. .:::::.

Przyroda kontratakuje

Nawet słynny „Czarny Trójkąt” w Sudetach to już tylko wspomnienie. Jeszcze przed dziesięciu laty kikuty drzew w umarłych lasach Gór Izerskich robiły wstrząsające wrażenie. Dzisiaj bucha tam odrodzona, świeża zieleń.

Jest więcej lasów

W całej Polsce jest już o ponad 5 procent więcej lasów niż w 1990 roku. Drzewa są też o wiele zdrowsze. Dotyczy to wszystkich gatunków, które badał Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Najszybciej poprawia się zdrowie jodeł, a najwolniej dębów.

Rośnie jakość wody w rzekach i jeziorach. Nic dziwnego: w całej Polsce powstają nowe oczyszczalnie ścieków. Jednym z setek przykładów jest Jezioro Ełckie na Mazurach, bardzo rozległe i głębokie na 58 metrów. Kiedyś spływały do niego ścieki z Ełku. W jego martwych wodach jeszcze dziesięć lat temu było dramatycznie mało tlenu. Królował tam za to siarkowodór. W 1999 roku trafiło tam jednak długie na 20 metrów urządzenie o nazwie aerator.

Aerator przez pięć miesięcy natleniał wodę. Doprowadzał tlen do głębszych warstw jeziora. – Dużo siarkowodoru zostało wtedy uwolnione do atmo-sfery. Woda stała się o wiele bardziej przezroczysta, a klasę czystości jeziora podwyższono z IV na II – mówi Małgorzata Marciniewicz, specjalista GIOS. Do natlenionych wód Jeziora Ełckiego wróciło mnóstwo roślin, fitoplanktonu, a w ślad za nimi także wiele ryb.

W czystszym środowisku lepiej czują się i ludzie, i zwierzęta. Nad rzekami mamy prawie dziesięć razy więcej bobrów niż przed piętnastu laty. Niebo szturmem biorą drapieżne ptaki. W latach 60. zeszłego wieku wiele ich gatunków prawie całkiem w Polsce wyginęło. Owadobójczy środek DDT, który wtedy na całym świecie stosowali rolnicy, sprawił, że samice drapieżników zaczęły znosić jajka o zbyt miękkich skorupkach.

Przy wysiadywaniu jaj ptaki swoim ciężarem miażdżyły własne potomstwo. Dzisiaj jednak po naszym niebie znów majestatycznie krążą orły bieliki, przybywa jastrzębi i myszołowów. Wyklute w hodowlach sokoły wędrowne zakładają gniazda nie tylko w leśnych głuszach, ale też w miastach. Para sokołów wędrownych mieszka nawet na... Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.

Pył i ozon

Przyrodzie bardzo ulżyła śmierć komunizmu. Fabryki, które były największymi trucicielami, upadły. Pozostałe wreszcie zamontowały filtry i zbudowały porządne oczyszczalnie. Żyjemy dziś w znacznie czystszej Polsce niż w latach 80. zeszłego wieku. Co oczywiście nie znaczy, że w czystej. – W zakresie jakości powietrza mamy problemy z dwoma zanieczyszczeniami – mówi Lucyna Dygas-Ciołkowska, dyrektor departamentu monitoringu GIOS. – Pierwszym z nich jest drobny pył zawieszony, a drugim ozon – zdradza.

Unia Europejska wyznaczyła ostre limity poziomu pyłu zawieszonego. W dodatku od 2010 roku te normy będą co pięć lat jeszcze zaostrzane. – Cząstki tego pyłu są tak drobne, że nie osiadają na powierzchni ziemi. Są bezpośrednio wchłaniane do płuc – ostrzega pani dyrektor. – To cząstki zbudowane z wielu toksycznych substancji. Tworzą się w powietrzu z lotnych węglowodorów, tlenków azotu, amoniaku... Ich źródłem są silniki samochodowe, zwłaszcza diesle. A także spalanie – wylicza.

Dopuszczalne poziomy pyłu zawieszonego PM 10 są przekraczane w większości dużych polskich miast. – Dotyczy to między innymi Warszawy i całej aglomeracji śląskiej – mówi L. Dygas-Ciołkowska. – W nieco mniejszym stopniu chodzi o Gdańsk. Tam jest mniej zanieczyszczeń niż na południu kraju, ze względu na pozytywny wpływ bryzy morskiej – mówi.

W niedobrej sytuacji jest za to choćby Kraków, bo leży w dolinie i zanieczyszczenia lubią się w nim kumulować. Warszawa jest mimo wszystko nieźle „wentylowana”. – Tak pozostanie, jeśli nie zostaną zabudowane kliny napowietrzające stolicę. To kliny na osi Mokotów–Ochota – mówi dyrektor.

Dzisiaj jednak na tym terenie już powstają budynki. – Na szczęście, jak dotąd, to budynki niezbyt wysokie. Jednak zanim cokolwiek tam wzniesiemy, należałoby zbudować obwodnicę Warszawy i wyprowadzić z miasta ruch ciężkich pojazdów – dodaje L. Dygas-Ciołkowska.
Swąd plastiku
Właśnie budowa obwodnic to najlepszy lek na wysoki poziom pyłu zawieszonego w miastach. Na pewno nie rozwiąże wszystkich problemów, bo problem z wypełnieniem wszystkich unijnych limitów mają także miasta na Zachodzie, które już mają piękne obwodnice. W przyszłości, kiedy normy będą jeszcze ostrzejsze, polskie samorządy będą musiały zachęcić ludzi, żeby przesiedli się z samochodów na przykład do kolejki miejskiej. Oczywiście to będzie wymagać dużych inwestycji w miejską komunikację.

Drugim za-nieczyszczeniem powietrza, przekraczającym w Polsce normy, jest ozon. Tworzy się latem z tlenków azotu i lotnych węglowodorów, pod wpływem promieniowania słonecznego i wysokiej temperatury. Jeśli jest go zbyt dużo, uszkadza aparat asymilacyjny roślin. Szkodzi też spojówkom ludzi.

– To problem południowej części Polski, gdzieś do wysokości Łodzi i Warszawy. Sporo ozonu napływa do Polski spoza naszych granic, więc trudno z nim walczyć. Kiedy usłyszycie Państwo w radiu komunikaty o przekroczeniu stężenia ozonu, najlepiej ograniczyć ruch na wolnym powietrzu małych dzieci i ludzi starszych – radzi L. Dygas-Ciołkowska.

Przemysł w całej Europie truje teraz bez porównania mniej niż przed laty. Największymi szkodnikami środowiska są dzisiaj... ludzie. Wystarczy popatrzeć na sterty śmieci i starych opon na poboczach dróg w Polsce. Wystarczy wejść zimą na osiedle domów opalanych węglem, żeby poczuć swąd plastiku. Sączy się z niektórych kominów. Wraz z nim wciągamy do płuc dioksyny: supertoksyczne cząsteczki, które dokonują nieprawdopodobnych spustoszeń w naszych organizmach.

– To taki paradoks: społeczeństwo boi się spalarni odpadów, choć w spalarni, w wysokiej temperaturze bliskiej 4 tysiącom stopni Celsjusza, nie ma tej szkodliwej emisji. Ona jest przy niskiej temperaturze spalania. Kiedy jednak jakiś sąsiad pali plastik lub śmieci w domu czy na działce, prawie nikt nie protestuje – mówi pani dyrektor. Wspomina też o wielkim przyroście plastikowych śmieci.

– Każdy z nas może zrobić dla przyrody przynajmniej tyle, żeby chodzić na zakupy z własnym koszykiem czy torbą. Nie bierzmy od sprzedawców plastikowych reklamówek. Od naszej postawy też coś zależy – mówi.



Gość Niedzielny 14/2007