Wyścig cyborgów

Tomasz Rożek

publikacja 01.09.2009 09:52

Pot, łzy i krew – tego doświadczają najlepsi kolarze świata. Właśnie rozpoczął się jeden z trzech największych wyścigów świata. Vuelta a España będzie trwał trzy tygodnie. Kolarze przejadą 3266,5 km. .:::::.

Wyścig cyborgów

Pojemne serce, duże płuca i mięśnie cyborga. To w skrócie opis szosowego championa. Sukcesy okupione są ciężką pracą, ale także geny grają dużą rolę. Jak dużą? Jonathan Folland, specjalista medycyny sportowej z Loughborough University w Wielkiej Brytanii, uważa, że za sukces zawodnika w połowie odpowiadają geny, a w połowie praca na treningach.

Płuca

Jedną z najważniejszych cech dobrego kolarza długodystansowego jest pojemne serce i duże płuca. Zdarza się, że powiększające swoją objętość płuca przemieszczają inne organy znajdujące się wewnątrz klatki piersiowej i jamy brzusznej. Pojemność płuc u szosowców może przekroczyć nawet 8 litrów. To o 2–3 litry więcej, niż płuca zwykłego śmiertelnika. Ale sama ilość wdychanego tlenu nie jest najważniejsza. Istotniejsze jest to, jak tlen znajdujący się w płucach będzie wykorzystany. Mówi o tym tzw. pułap tlenowy, współczynnik oznaczany jako VO2max. Określa on w mililitrach ilość tlenu, jaką człowiek jest w stanie dostarczyć swojemu organizmowi w ciągu minuty na kilogram masy ciała.
Tlen jest niezbędny do spalania, a więc do dostarczania energii mięśniom. Gdy tlenu w mięśniach zaczyna brakować, zaciągany jest tzw. dług tlenowy. Mięśnie pracują dalej, ale w beztlenowej reakcji produkowany jest w nich kwas mlekowy. To on jest powodem bólu mięśni po zbyt intensywnym wysiłku. Wracając jednak do wskaźnika VO2max, im on jest wyższy, tym więcej tlenu organizm jest w stanie dostarczyć mięśniom. Ta zdolność do maksymalnego dostarczania tlenu jest uwarunkowana genetycznie. W pewnych granicach mogą ją zrekompensować powiększone przez długotrwały trening płuca, ale prawdziwi mistrzowie kolarstwa muszą oprócz ćwiczeń mieć dobre geny. To one powodują, że ci najlepsi VO2max mają pomiędzy 80 a 90 ml/kg/min, podczas gdy normalny, zdrowy człowiek może dostarczyć w ciągu minuty około 40–50 ml tlenu na kilogram swojej masy ciała.

Serce i mięśnie

Tlen wraz z krwią musi zostać po organizmie bardzo szybko rozprowadzony. Stąd mięsień sercowy kolarzy jest znacznie większy od serca zwykłego człowieka. Serce Lance’a Armstronga jest o jedną trzecią większe, niż wskazuje norma. Armstrong jest mistrzem świata w kolarstwie szosowym i siedmiokrotnym zwycięzcą Tour de France. W czasie odpoczynku jego ogromne serce uderza średnio tylko 32 razy na minutę, bo organizm nie potrzebuje więcej krwi. Serce mniejsze (standardowe) w tym samym czasie musi się kurczyć ponad dwa razy szybciej. Tlen wraz z krwią jest dostarczany mięśniom, bo to one pozwalają kolarzowi na trwający wiele godzin wysiłek. W najtrudniejszym wyścigu, Tour de France, najdłuższe etapy trwają do 5–6 godzin. Wydatek energetyczny kolarza wynosi średnio 6000 kcal na dobę. Podstawowa przemiana materii – dla porównania – jest ponad 3 razy mniejsza. Na pracę mechaniczną ludzki organizm przeznaczać może maksymalnie trzecią część energii, jaką zużywa. Reszta to podtrzymanie wysokiej temperatury ciała i innych procesów życiowych.

Nogi zawodników szosowych specjalizujących się w wyścigach etapowych nie są umięśnione tak jak nogi np. ciężarowców i sprinterów. Najbliżej im do nóg maratończyków, czy ogólnie długodystansowców. W ich mięśniach więcej jest wolnokurczliwych włókien. W przeciwieństwie do szybkokurczliwych, które potrafią działać szybko, ale też szybko się „męczą”, te wolnokurczliwe działają długo i systematycznie. Kolarz nie rodzi się z tak „skomponowanymi” mięśniami, musi je wytrenować. Oblicza się, że ci najlepsi w ciągu roku pokonują dystans 30 tys. kilometrów. To mniej więcej tyle, ile z Warszawy do Melbourne w Australii i z powrotem. Średnio codzienny trening trwa 5–6 godzin. W czasie niektórych etapów zapotrzebowanie organizmu na energię jest tak duże, że dochodzi do tzw. proteolizy. W skrócie oznacza to, że organizm zaczyna spalać… swoje własne mięśnie. Redukcja tkanki mięśniowej to jeden z powodów tego, że po trzech tygodniach nieustannego ścigania się w Tour de France przeciętny zawodnik waży kilka kilogramów mniej.

Fizyka jest wszędzie

Sukces kolarza to efekt długotrwałych treningów, ale także… pokory wobec nieubłaganych praw fizyki. Na jadącego kolarza działają bowiem opory. Przede wszystkim wzrastający z prędkością opór powietrza, ale także opory toczenia po asfalcie (albo innej powierzchni) czy te związane z obracaniem się kół, zębatek i łańcucha. Co zrobić, by opory były jak najmniejsze? Najważniejsza jest pozycja kolarza. Jego plecy powinny być idealnie równoległe do drogi, po której się porusza. Jeżeli głowa i barki będą znacząco wyżej niż miednica, brzuch cyklisty będzie działał jak żagiel. Z drugiej strony im bardziej płasko są plecy, tym mniej wygodna jazda. W czasie pedałowania kolana obijają się o żebra. W czasie wyścigów na czas kolarze noszą też specjalne kaski, które z tyłu zachodzą na plecy. To po to, by pomiędzy uniesioną głową a górną częścią pleców nie było „dołka”, w którym mogłyby powstawać zawirowania. Ważne jest, by kolarz w czasie jazdy miał jak najbardziej zbliżone do siebie łokcie. Jeżeli wystawi je na zewnątrz, będą działały jak lusterka w samochodzie. Będą elementem wystającym poza obrys, a to zawsze zwiększa opór. To samo zresztą dotyczy kolan. Odpowiednia pozycja ciała jest niezwykle istotna. Ale ważna jest także konstrukcja samego roweru.

Opór - wróg kolarza

Odpowiednio wyprofilowane felgi oszczędzają do 1 minuty i 30 sekund (na trasie 40-kilometrowej). Podobnie istotny jest kształt ramy. Z badań prowadzonych na University of Utah w USA wynika, że opływowa rama to na dystansie 40 km czasowy zarobek ponad 1 minuty. Zarówno te, jak i poprzednie wyliczenia przeprowadzane są dla płaskiego terenu i bezwietrznej pogody. Najmniejszy wiatr w plecy mocno ułatwia kolarzowi życie. Najmniejszy wiatr wiejący przeciwnie do kierunku jazdy mocno jazdę utrudnia. Na dystansie 40 km lekki wiaterek wiejący w twarz z prędkością poniżej 10 km/h powoduje stratę na mecie w granicach 40 sekund. Ale już wiatr z prędkością 15 km/h to strata 2 minut i 40 sekund. Im większa prędkość kolarza (czy wiatru), tym bardziej wzrasta opór. Przy prędkości 45 km/h ponad 85 proc. rozwijanej mocy kolarz traci na pokonanie oporów. Z kolei – tak przynajmniej wynika z symulacji i doświadczeń – masa roweru szczególnie wpływa na wyniki wyścigu, gdy etap jest górzysty. Na płaskim uszczknięcie kilograma czy dwóch nie ma wielkiego znaczenia.

Coraz lepsze rowery, bardziej opływowe kaski, czasami nawet skafandry. Także zawodnicy potrafią coraz więcej. Kolarstwo to jedna z najbardziej wysiłkowych dyscyplin sportu. Wymagania, jakie kolarz stawia przed swoim organizmem, bardzo często prowadzą do kalectwa, mogą być zabójcze. W wielu dyscyplinach sportu startują coraz młodsi zawodnicy, w kolarstwie jednak takiej tendencji nie widać. Szczyt kariery przypada na wiek 25–35 lat, bo dopiero wtedy, gdy ciało zawodnika jest w pełni dojrzałe, jest w stanie sprostać wymaganiom, jakie się przed nim stawia. Tylko czy zawsze bez niedozwolonego wspomagania? W pierwszych latach wyścigów zawodnicy pomagali sobie głównie alkoholem i eterem. I nie po to, by ich wyniki były lepsze, ale by wytrzymać ból, jaki wiąże się z wielogodzinną jazdą. W 1967 roku brytyjski kolarz Tom Simpson zmarł na zawał serca w trakcie wyścigu. Jak się później okazało, przedawkował amfetaminę. Dzisiaj najpopularniejsza jest erytropoetyna – substancja hormonalna stymulująca czerwone krwinki, a przez to polepszająca transport tlenu w organizmie. Drugim specyfikiem jest efedryna, substancja, która stymuluje centralny układ nerwowy. Zwiększa koncentrację i utrzymuje szybkie tempo przemiany materii.


Gość Niedzielny 35/2009