Inwazja obcych

Przemysław Kucharczak

publikacja 14.12.2007 09:10

Przybysze z innych kontynentów masakrują w Polsce ptactwo wodne. Rysopis? Są w futrach i mają po cztery łapy.

Inwazja obcych

To szop pracz, norka amerykańska i jenot. Przyroda wystawia nam dziś rachunek za lekkomyślne sprowadzanie obcych gatunków.

Z Chin pod Opole

Co to za stwór?! – wytrzeszczyli oczy myśliwi spod Strzelec Opolskich. Przedziwnego czworonoga spotkali w lesie pod koniec stycznia. Stwór miał łeb jelenia, ale tułów i zad konia. Ogon też jakby koński, bo z włosia. Ściągnięci do lasu specjaliści orzekli: to bardzo rzadki jeleń milu z Chin. Żeby było jeszcze dziwniej, na wolności jeleń milu wymarł. Odrodził się tylko dzięki jedenastu osobnikom, które przetrwały w niewoli. Dziś znów tych jeleni przybywa. Jednak skąd milu wziął się na Opolszczyźnie? Nie wiadomo. Pewnie uciekł z jakiejś hodowli. – Próbowaliśmy go odłowić i przewieźć do azylu dla zwierząt. Ale za każdym razem przebijał przygotowaną siatkę i uciekał – powiedział nam nadleśniczy ze Strzelec Opolskich. Teraz w lesie jest zielono, więc jelenia będzie znacznie trudniej zobaczyć. Nie musi też już podchodzić do paśników. Prawdopodobnie milu poszedł w świat i zwiedza sobie teraz kolejne zakątki Polski.

Pojedynczy chiński jeleń w polskim lesie to raczej ciekawostka niż zagrożenie. Jednak niedobrze będzie, jeśli skrzyżuje się z naszymi jeleniami szlachetnymi. – To jest możliwe. Krzyżówka jelenia milu z jeleniami szlachetnymi daje płodne potomstwo – przyznaje Teresa Muchowska ze Stacji Badawczej PAN w Kosewie Górnym na Mazurach. Takie krzyżowanie się rodzimych zwierząt z obcymi przybyszami to jedna z przyczyn wymierania gatunków. – Na przykład taka sterniczka, bardzo ładna i rzadka kaczka. Kiedy do Europy sprowadzono sterniczkę jamajską, te gatunki zaczęły się krzyżować. Cóż, samice sterniczki niezbyt dobrze się prowadzą. W rezultacie gatunek naszej sterniczki ginie – mówi dr Wojciech Solarz z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie.

Rak ma dżumę

Zagrożonych gatunków jest wiele. Nasz żółw błotny ma groźną konkurencję w postaci amerykańskich żółwi czerwonolicych. Skąd przychodzą? Z akwariów. Wypuszczają je ludzie, którzy się nimi znudzili. Mimo że za wprowadzanie do przyrody obcych gatunków grozi grzywna lub areszt. Na razie żółwie czerwonolice jeszcze się w Polsce nie rozmnażają. Ale jeśli klimat będzie się ocieplał, to kto wie? Najgorsze rzeczy wyprawiają jednak w Europie futrzaki, które wpuścili do lasu myśliwi, albo które uciekły z hodowli. Na Zachodzie Europy te ucieczki ułatwiali czasem aktywiści organizacji ekologicznych, wzruszeni złym traktowaniem zwierząt. Włamywali się na fermy zwierząt futerkowych i przecinali siatki w ogrodzeniach. Do najsłynniejszych włamań ekoterrorystów dochodziło w Danii. Tysiące norek amerykańskich wybiegło wtedy na wolność.

Norki zaczęły jednak... rzeź ptaków w całej Europie. Tutejsze ptaki często są bezbronne wobec takich nieznanych dotąd drapieżników. Doszło też do agresywnych spotkań norek amerykańskich z zagrożonymi wymarciem norkami europejskimi. Zdarza się to np. na Białorusi. – I w tych spotkaniach norka amerykańska, jak wszystko co amerykańskie, wygrywa... – tłumaczy dr Solarz. – Groźniejsza jest jednak konkurencja. Norka amerykańska ma więcej atutów, jest na przykład bardziej płodna – dodaje.

Gniazda niszczy też jenot z rodziny psowatych, przybysz z Syberii. Za naszą wschodnią granicą wypuszczali go na wolność myśliwi, żeby na niego polować. Jenot jednak rozmnożył się i ruszył na zachód. – Jeszcze groźniejszy jest szop pracz z Ameryki Północnej, bo w odróżnieniu od norki i jenota potrafi się wspinać po drzewach. Dobiera się więc też do gniazd zbudowanych nad ziemią – mówi dr Solarz.

Szopy pracze dokonały inwazji na Polskę kilkanaście lat temu. – To rzadki przypadek nielegalnego przekroczenia granicy z Niemiec do Polski – śmieje się dr Solarz. – W Niemczech szopy były wypuszczane na wolność już w latach trzydziestych. Kolejne przywieźli jako maskotki amerykańscy żołnierze – mówi. W Polsce najwięcej szopów i norek amerykańskich rozmnaża się w Parku Narodowym Ujście Warty. A właśnie tu wykluwają się i zimują setki gęsi, kaczek, żurawi i innych rzadkich ptaków wodno-błotnych. Dzisiaj nowe drapieżniki masowo wyjadają ich jaja i młode z gniazd.

Szopy, norki i jenoty opanowują też inne części kraju. Ktoś zrobił zdjęcie szopowi praczowi na stoku Turbacza w Gorcach, innego szopa przejechał samochód pod Rybnikiem na Śląsku. – Ludzie kupują je w sklepach zoologicznych. Na fotografii szop bywa milutki, ale w hodowli jest uciążliwy. Wkrótce niejeden go wypuszcza – ubolewa dr Solarz. – Ludzie nie wiedzą też, że szopy są nosicielami pasożyta groźnego dla innych zwierząt i dla człowieka. To glista, której larwy atakują rdzeń kręgowy, mózg lub oczy. W USA to znany problem, polscy lekarze o nim jeszcze nie wiedzą. I nie sądzę, żeby umieli tę chorobę na czas zdiagnozować – ostrzega.

Badania żyjących w Polsce szopów wykazują, że są zarażone tą glistą. Właśnie z powodu choroby wyginęły przed laty w prawie całej Polsce raki szlachetne. „Dżumę raczą” przywlokły ze sobą amerykańskie raki pręgowane. Jeśli w jakimś jeziorze pojawiają się raki amerykańskie – tam nasze nieliczne już raki szlachetne natychmiast wymierają. W dodatku ci przybysze z Ameryki są znacznie mniejsi, więc nawet nie nadają się do wykorzystania na patelni.

Rdest żywemu nie przepuści

Rozpychają się też u nas rośliny z innych stron świata. Najbardziej znany jest barszcz Sosnowskiego, dar radzieckich uczonych sprzed pół wieku. Barszcz miał być w Polsce rośliną pastewną. Na Kaukazie, skąd pochodzi, osiąga 1,5 metra wysokości. Tymczasem w Polsce poczuł się tak świetnie, że wyrasta na 3 metry. I w dodatku zaczął dotkliwie parzyć ludzi i zwierzęta. Barszcz porasta dziś brzegi strumieni i ma się wyśmienicie.

Miłośnicy przyrody jeszcze bardziej narzekają na rdest japoński. – Rdest jest elementem dekoracyjnym w kwiaciarniach, robi za taki lokalny bambus. Tymczasem to bardzo agresywny chwast. Na zasadzie „chłop żywemu nie przepuści” nie pozwala wyrosnąć żadnej innej roślinie – mówi Janina Kuczera, przyrodnik z Rybnika. – Rdest japoński tworzy nad rzekami zwarte, gęste łany – niepokoi się dr Solarz. – Z łatwością rozprzestrzenia się wzdłuż dolin rzecznych. W tych zaroślach świat zwierząt i roślin staje się mniej różnorodny – mówi.

Nie wszystkie obce gatunki są groźne. Większość nikomu nie wadzi, przeciwnie: są dobre dla gospodarki. Choćby takie obce dla nas rośliny jak ziemniaki, pomidory, a nawet pszenica. – Mówi się, że ze stu obcych gatunków tylko dziesięć potrafi się u nas zadomowić. A z tych dziesięciu tylko jeden jest szkodliwy – ocenia dr Solarz. – Ale na całym świecie ten 1 procent wywołuje o wiele większe spustoszenie niż ocieplenie klimatu czy katastrofy tankowców, o których mówią media – dodaje.

Niektórzy twierdzą: ludzie nie mają prawa decydować, czy obcy gatunek jest gorszy niż rodzimy. – Być może. Jednak chyba nie czas na takie filozoficzne rozważania, kiedy z powodu inwazji obcych na naszych oczach giną rodzime gatunki – podkreśla dr Solarz.



Gość Niedzielny 23/2007