Żywot komara natarczywego

Tomasz Rożek

publikacja 14.12.2007 09:27

Nie napadną nas kilogramowe komary tylko dlatego, że mieliśmy ciepłą zimę – uspokaja Waldemar Żyła, pracownik działu przyrody Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, w rozmowie z Krzysztofem Maciejczykiem. .:::::.

Żywot komara natarczywego

Krzysztof Maciejczyk: Mamy się obawiać w tym roku plagi komarów? Zima była bardzo ciepła, a to chyba źle wróży.

Waldemar Żyła: – Niektórzy uważają, że po ciepłej zimie komary są większe. Tego nie trzeba się obawiać. Po ciepłej zimie komarów rzeczywiście może być więcej, ale nie będzie to miało przełożenia na ich wielkość. To jest sprawa genetyczna. Wielkość u większości bezkręgowców generowana jest dostępnością pokarmu, a nie możliwością przetrwania czy nieprzetrwania zimy. Na pewno nie musimy się obawiać ataku kilogramowych komarów. Ja bym się skupił jednak nie na tym, czy ta poprzednia zima była bardziej lub mniej zimna, tylko czy była bardziej albo mniej wilgotna, co się wiąże z tym, że może powstać więcej rozlewisk, które staną się potencjalnym miejscem rozwoju dla komarów. Na ich liczebność ma też wpływ to, czy lato będzie ciepłe i wilgotne. Jeżeli będzie ciepłe i suche, to z komarami rzadziej będziemy się spotykać, ale za to będą nas atakować osy, gdyż one nie lubią wilgoci.

Zwykle komary pojawiają się wieczorem, właśnie w okolicach rozlewisk, zbiorników wodnych. Czy to znaczy, że lubią ciemność i wilgoć?

– Rzeczywiście, komarów jest więcej w miejscach wilgotnych, zacienionych, osłoniętych przed bezpośrednim działaniem słońca. Larwy komarów żyją i rozwijają się w wodzie, bo tam samica składa zapłodnione jaja. Przetrwanie larw komara w zbiorniku wodnym jest uzależnione od temperatury wody. Czystość wód często nie ma większego wpływu na to, czy komary są, czy ich nie ma.

Czy wakacje nad wodą zawsze muszą oznaczać ukąszenia? Zdarza się, że nad morzem też są komary.

– Nad morzem jesteśmy względnie bezpieczni, bo komary stronią od słonej wody. Problem w tym, że całe nasze wybrzeże jest naszpikowane małymi zbiornikami pełnymi wody słodkiej. Często są one bardzo płytkie, przez co nagrzane. Obfitują też we wszelkie formy życia, w tym resztki organiczne, które są wykorzystywane przez larwy owadów, w tym komarów. Ulubionymi miejscami ich rozwoju są kałuże, cieki, beczki po deszczówce, zagłębienia na łące itp. Wystarczy niewielki zbiornik. Przez dwa tygodnie kałuża na łące, nawet w upalne dni, bez problemu się utrzyma. Komarom to wystarczy, żeby wyprowadzić potomstwo.

Dlaczego komary wieczorem lecą do światła? Czy dlatego, że dopiero wtedy dobrze widzą swoją ofiarę?

– Nie. Owady rejestrują świat inaczej niż ludzie. One zwracają uwagę na elementy, o których my nie mamy pojęcia. Na przykład na ciepło. Komary, dopóki w pokoju panuje jasność, są nieaktywne. One raczej w ciągu dnia starają się gdzieś przesiedzieć. Zaczynają nas nękać dopiero w momencie, kiedy zgasimy światło. Wtedy słyszymy, że coś nam brzęczy koło ucha. Dopiero wówczas komary odbierają informacje ze środowiska, które dla nas są całkowicie nieczytelne. Na przykład wszystkim nam się wydaje, że my cudownie pachniemy, że mamy superdezodoranty, antyperspiranty, natomiast komary i tak czują nasz pot. Jeden z naukowców angielskich podjął się wyekstrahowania z ludzkiego potu czynników, które przywabiają bądź odstraszają komary. Są przecież ludzie, których komary nie gryzą. Okazało się, że decyduje o tym składowa wielu czynników potu ludzkiego. Jeżeli człowiek natrze się jednym z tych elementów, który dla nas jest absolutnie bezwonny, komary przez pewien czas go nie zaatakują.
Czyli „słodka krew” to tylko mit?

– Ilość ukąszeń nie zależy od tego, czy ktoś ma krew słodką czy kwaśną, ale od wielu różnych czynników. Wśród nich jest wspomniany już zapach. Choć zabrzmi to brutalnie, ważne jest, czy ktoś się umył czy też nie. Ludzie, którzy są bardzo dobrze umyci, rzadziej są atakowani przez komary w porównaniu z tymi, którzy noszą na sobie całodzienny pot, nawet zabezpieczony dezodorantami. Innym istotnym czynnikiem jest temperatura ciała. Komary widzą nas jako takie chodzące piecyki. Nie lecą do zwłok, nie karmią się krwią martwych zwierząt. Kolejnym czynnikiem jest częstość oddychania, a tak właściwie wydychany dwutlenek węgla. Komary potrafią rejestrować stężenie tego gazu. Te owady, pod wieloma względami, są lepszymi urządzeniami niż nasze komputery.

Podobno gryzą tylko samice komarów, czym w takim razie żywią się samce?

– Samce albo są pyłkożerne, albo nie przyjmują pokarmu w ogóle. Po wykluciu się do dopełnienia „obowiązków małżeńskich” wystarcza im tylko zmagazynowany pokarm w postaci chemicznej. W przyrodzie przez bardzo wiele organizmów samce traktowane są jedynie jako nośnik materiału genetycznego.

Czy człowiek jest bezsilny w starciu z komarami? Jak można się przed nimi chronić? Warto kupować środki przeciwko ukąszeniom?

– Temperatury ciała nie obniżymy. Oddychać musimy. Krwi nie możemy w nic zamienić. Wyeliminowanie pewnych czynników jest niewykonalne. Trzeba pamiętać, że obrzęk, który powstaje na naszej skórze, a jest efektem działania śliny komara, niezbędnej do rozrzedzenia naszej krwi. Jej gęstość dla komara jest za duża. Co zrobić, żeby nas nie gryzły? Są środki chemiczne, ale często to my możemy mieć z nimi problem, a nie komar. A nawet jeżeli komary odstraszą, trzeba pamiętać, że w tym samym środowisku żyją jeszcze bąki, meszki i inne stworzenia, na które użyty środek działać nie będzie. Żeby wyjść na bezpieczną wycieczkę, musielibyśmy kupić cały arsenał chemii. Wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby po prostu szczelniej się ubrać. Wiem, że szczególnie w miesiącach letnich jest to uciążliwe, ale z drugiej strony dostępne są „oddychające materiały”. W skrócie, najlepiej zasłonić to, co można, a środki chemiczne ograniczyć do twarzy i dłoni.

A czy nie można kwestii komarów załatwić jakoś globalnie? Słyszałem o opryskiwaniu szuwarów środkiem zabijającym komary.

– Przyroda rządzi się swoimi prawami. Są miejsca, w których ona doskonale się rozwija i które ludzie powinni omijać. Wiadomo, że jeżeli chodzi o centralny zbiornik w parku miejskim, gdzie się przychodzi z dziećmi, tam stosowanie takich środków wydaje się zasadne. Natomiast jeżeli są to mokradła poza miastem, nie ma powodów, by walczyć z komarami na siłę i na gwałt. To nie jest tak, że jeśli wytępimy komary w mieście i jego otoczeniu, to one znikną. W wielu miastach stosuje się różnego rodzaju środki insektobójcze. Jednak powinny to być środki wysoce specjalistyczne, wysoce selektywne. Musimy pamiętać o tym, że komary, czy ogólnie owady wodne, stanowią bazę pokarmową dla różnych zwierząt. Gdy my je wytępimy na danym terenie, to odbije się to na całym łańcuchu pokarmowym. Wiemy o tym, że tam, gdzie żyją komary, żyje bardzo wiele innych owadów, w tym wiele gatunków chronionych, pożytecznych, zagrożonych. Takie stosowanie środków na zasadzie: „wszystko, co ma sześć nóg, idzie do ziemi”, jest bardzo nieodpowiedzialne i może doprowadzić do większej katastrofy niż trudności związane z obecnością komarów.



Gość Niedzielny 26/2007