Bóg jest Panem przypadku

rozmowa z ks. prof. Michałem Hellerem

publikacja 07.11.2006 23:14

O ewolucji wszechświata, roli przypadków i przesądach wierzących z ks. prof. Michałem Hellerem rozmawia Jacek Dziedzina .:::::.

Bóg jest Panem przypadku

Jacek Dziedzina: Niektórym trudno pogodzić teorię ewolucji z wiarą. Czy rzeczywiście istnieje konflikt?

Ks. Prof. Michał Heller: Trzeba sobie zadać pytanie, z czego ten problem wynika. Najogólniej rzecz biorąc, ma on dwa źródła. Pierwsze to niski poziom wiedzy religijnej, a drugi to niezrozumienie, czym jest nauka i teoria naukowa. Często ta ignorancja jest niezawiniona. Poziom wiedzy religijnej na świecie bardzo się obniżył. Wiedza i wykształcenie stały się bardziej powszechne, a tym samym bardziej płytkie. Dotyczy to także wykształcenia religijnego. Skutkiem tego są fałszywe wyobrażenia na temat Boga i dzieła stworzenia świata: Bóg jest gdzieś tam w górze i w razie potrzeby interweniuje w dzieje świata jakimiś swoimi nadzwyczajnymi pchnięciami.

Przeciwnicy teorii ewolucji zarzucają jej, że traktuje świat jako efekt działania przypadków, a nie Bożego planu.

Takie twierdzenie jest oparte na głębokiej nieznajomości teologii. Zakłada ono, że Pan Bóg nie jest również Panem przypadku, że przypadek jest czymś niezależnym od Boga, czymś, co nie podlega Jego władzy. Rozważmy sytuację, zaczerpniętą ze sfery zwykłej ludzkiej pobożności. Ktoś sobie mówi: szedłem dzisiaj ulicą i gdybym przypadkiem wyszedł z domu pół sekundy wcześniej, to by mi ta cegła spadła na głowę, a tak spadła tuż przede mną. I jestem wdzięczny Panu Bogu, że mnie ocalił. Był to przypadek, a jednak przypisuje się go Bożej Opatrzności. Myślę, że to jest zdrowe podejście. Spójrzmy na to trochę głębiej.

Ewolucja świata jest wynikiem działania praw przyrody, ale w to działanie jest wkomponowana także strategia przypadków. Na przykład grawitacja sprawia, że gwiazdy – takie jak nasze Słońce – mogą wytwarzać wokół siebie układy planetarne. Ale to, że w naszym układzie tych planet jest akurat tyle – ani więcej, ani mniej – jest dziełem przypadku, bo akurat takie, a nie inne warunki fizyczne panowały wtedy, gdy układ planetarny powstawał.

Mamy tu więc do czynienia ze współdziałaniem praw i przypadków. Według teologicznej doktryny o stworzeniu świata, to Pan Bóg stworzył prawa przyrody i wkomponował w nie także działanie przypadków. I dlatego doszukiwanie się antagonizmu między działaniem przypadku a planem Bożym jest głębokim niezrozumieniem teologii stworzenia.

A kiedy Benedykt XVI mówił: „nie jesteśmy przypadkowym produktem ewolucji”…

Bo jesteśmy dziełem Boga, który posłużył się strategią współdziałania praw przyrody i przypadków. Benedykt XVI jest zbyt wyrafinowanym teologiem, żeby występować przeciw teorii ewolucji.

Niektórym ewolucja pomaga ugruntować niewiarę…


Teorię ewolucji można łączyć, podobnie jak i inne teorie naukowe, z przekonaniami ateistycznymi: nie ma Boga, prawa przyrody są też tylko dziełem przypadku. Takiego poglądu nie da się, rzecz jasna, pogodzić z chrześcijaństwem i z nauką Kościoła. Ale to nie jest teoria ewolucji. To jest jej ateistyczna interpretacja.

Nadal wielu ludzi uważa, że istnieje sprzeczność między biblijnym opisem stworzenia a ewolucyjnym powstawaniem gatunków.

Wchodzimy tu w kwestię interpretacji Pisma Świętego. Przeciwnicy teorii ewolucji z reguły opowiadają się za dosłownym odczytywaniem Pisma Świętego. Ale zauważmy, że nie ma czegoś takiego jak dosłowna interpretacja jakiegoś tekstu. Zawsze interpretujemy tekst w świetle posiadanej wiedzy. Także interpretacja tekstów biblijnych zmienia się wraz z rozwojem naszej wiedzy. W starożytności przeważała interpretacja alegoryczna. Średniowiecze zaczęło rozumieć Pismo Święte bardziej dosłownie.

W Biblii, może bardziej niż w wielu innych tekstach (bo jest to księga bardzo odmienna od dzieł bliższych nam czasowo), trzeba rozróżnić formę i treść. Od właściwego rozpoznania formy literackiej zależy poprawne odczytanie treści. Innej prawdy żądamy od liryki, innej od podręcznika historii. Warto przypomnieć, że w 1993 r. Jan Paweł II podpisał ważny dokument, skierowany do teologów. Nosi on tytuł „Interpretacja Pisma Świętego w Kościele” i zawiera przestrogę przed fundamentalistycznymi interpretacjami Biblii.
Św. Augustyn też mówił o ewolucji świata: o „pierwotnych ziarnach”, które zasiał Bóg na początku i z których potem powstały istoty ziemskie. I nikt nie protestował. Dlaczego teoria ewolucji Darwina wzbudziła takie kontrowersje?

W starożytności chrześcijańskiej to nie budziło kontrowersji, ponieważ interpretacja metaforyczna Pisma Świętego była powszechna. Sam św. Augustyn napisał kilka traktatów, które dotyczyły interpretacji Księgi Rodzaju. W wielu z nich w różny sposób interpretował siedem dni stworzenia. Później zapanowała tendencja do interpretacji – jak sądzono – dosłownych. Niewykluczone, że tendencję tę utrwalił okres kontrreformacji, kiedy to wszędzie zaczęto węszyć odejście od wiary. Niewątpliwie wieki XVIII i XIX nie były okresem największego rozkwitu teologii.

Kreacjoniści – przeciwnicy teorii ewolucji – wydają się mieć dobre intencje: uważają, że ratują Boga przed wykluczeniem Go z obszaru nauki…

Ja bym nie używał słowa „kreacjonizm” – choć jest to dziś dość rozpowszechnione – na określenie kierunku, który walczy z ewolucjonizmem. Jest to bowiem przywłaszczenie terminu, który znaczy zupełnie coś innego. Kreacjonizm w teologii to nauka chrześcijańska o stworzeniu świata, która wcale nie sprzeciwia się ewolucjonizmowi. Używanie słowa „kreacjonizm” na określenie doktryny zwalczającej teorię ewolucji jest po prostu terminologicznym nadużyciem.

Czy teoria ewolucji może pomóc w lepszym rozumieniu Boga?

Oczywiście, przede wszystkim w rozumieniu dzieła stworzenia. Już dawniej wiele odkryć naukowych pomagało oczyszczać teologię z fałszywych przekonań. Często, nawet dziś, rozumie się stworzenie jako jednorazowy proces: zapoczątkowanie istnienia przez Boga i oddanie świata we władanie prawom fizyki. Takie rozumienie stworzenia nie wywodzi się z teologicznej tradycji, lecz z filozoficznych poglądów wyrosłych z fizyki Newtona. Wedle tych poglądów, świat składa się z materialnych atomów powołanych do istnienia przez Boga, który umieścił je w określonych punktach przestrzeni i nadał im „początkowe pchnięcie”; resztę robią prawa mechaniki. Do dziś niektórzy tak myślą. Przed Newtonem nie tak rozumiano stworzenie świata. Pojmowano stworzenie jako zależność świata w istnieniu od Boga. I ta zależność jest ciągła nie tylko „na początku”. Gdyby Bóg przestał dawać światu istnienie, świat zapadłby się w nicość. Stworzenie jest więc aktem ciągłym. I to jest tradycyjna doktryna chrześcijańska. Myśl ewolucyjna wzbogaciła ją o bardzo ważny element: stwórczy akt nieustannego dawania istnienia nie jest statyczny, lecz dynamiczny, zawiera w sobie dynamikę dalszego rozwoju.

Jakie obserwacje przemawiają na korzyść ewolucji?

Wszystkie, bo dosłownie wszystko, na co patrzymy, jest wynikiem ewolucyjnych procesów. Łącznie z naszym wyglądem i całą genetyką. Dzisiaj wyrzucenie ewolucji z biologii, i w ogóle z nauki, oznaczałoby głębokie cofnięcie się w czasie.

I nie ma żadnych „ale”?

Żadna teoria naukowa nie jest nigdy „na pewno prawdziwa”. Teoria Newtona bardzo wiele rzeczy tłumaczyła, ale napotykała różne kłopoty i o tym dobrze wiedziano. Ale nikt jej nie odrzucał, bo nie było lepszej. Nie tylko tłumaczyła ona masę faktów, lecz również spajała ówczesną fizykę w spójną konstrukcję. Teoria ewolucji także ma kłopoty. W materiale kopalnym brakuje na przykład form przejściowych między niektórymi gatunkami. Formy przejściowe na ogół żyją krótko. Należy także pamiętać, że teoria ewolucji – podobnie jak kiedyś w fizyce mechanika Newtona – nadaje biologii wewnętrzną spójność.

A czy można by nauczać w szkołach, równolegle z ewolucjonizmem, i tego fałszywie rozumianego kreacjonizmu?

Jeżeli coś jest fałszywie rozumiane, nie powinno być uczone w szkołach. Ten tzw. kreacjonizm nie jest teorią naukową, po prostu w nauce się nie liczy. Zastąpienie w biologii teorii ewolucji „kreacjonizmem” byłoby tym samym, czym wyrzucenie z fizyki teorii cząstek elementarnych albo teorii Maxwella, na której opiera się elektronika i cały przemysł elektrotechniczny. Nie musi się wierzyć w teorię ewolucji, nauka nie jest konieczna do zbawienia. Ale jeśli ktoś tę swoją niewiarę wiąże z religią, to kompromituje religię w oczach ludzi i tym samym wyrządza jej straszliwą krzywdę. Już św. Augustyn mówił, że nie wolno człowiekowi wierzącemu stawiać wiary w opozycji do nauki, bo przez to ośmiesza się ją „w oczach pogan”.


Ks. prof. Michał Heller jest filozofem, teologiem, fizykiem kosmologiem. Należy do grona pracowników Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego. Jest też członkiem Papieskiej Akademii Nauk. Wykłada w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Jest też rektorem Instytutu Teologicznego w Tarnowie.


Gość Niedzielny 44/2006