Przypadek czy celowość?

George V. Coyne SJ Alessandro Omizzolo

publikacja 28.10.2006 16:56

Fragment książki "Podróż przez Wszechświat", Wydawnictwo WAM, 2003 .:::::.

Przypadek czy celowość?

Istnieją dwa różne procesy występujące w ewoluującym Wszechświecie w czasie wystarczającym do prawdopodobnego wystąpienia tych zdarzeń jednocześnie. Gdyby nie zachodziły jednocześnie, a nie musiało tak być, moglibyśmy dzisiaj nie istnieć. Na chwilę ograniczmy się do wiedzy naukowej o tych dwóch zdarzeniach. Jak zauważyliśmy w Rozdziale 7, posiadamy solidną wiedzę o powstawaniu, życiu i śmierci gwiazd. Czas życia zależy od masy gwiazdy. Gwiazdy o większej masie starzeją się szybciej. Na podstawie tej analizy wiemy, że Słońce ma około 5 miliardów lat i będzie istnieć jeszcze przez następne 5 miliardów lat, zanim zgaśnie.

Od pojawienia się na Ziemi prymitywnych form życia do powstania istot inteligentnych upłynęło około 3 miliardów lat. Dlaczego okres ten nie był kilkakrotnie krótszy lub dłuższy niż czas życia Słońca? Te dwa procesy są bardzo różne i dlatego wyznaczenie ich czasu trwania jest całkowicie niezależne. Życie Słońca zależy od grawitacji, praw rządzących gazem, reakcji termojądrowych, itp. Rozwój istot inteligentnych zależy od chemii, a ostatecznie od biologii w ewoluującym Wszechświecie, gdzie wzajemne powiązanie szansy i konieczności uniemożliwia dokładne wyznaczenie czasów trwania. Dlaczego ewolucja człowieka jest tak dobrze dopasowana do życia Słońca? To oczywiste, że powstanie, rozwój i utrzymanie inteligentnego życia zależy od Słońca, lecz właśnie wiedza naukowa prowadzi nas do cudu. Jak to jest, że dwa bardzo różne procesy, życie Słońca i istnienie inteligentnego życia, zachodzą jednocześnie, chociaż ten drugi zależy od pierwszego? Na przykład czas potrzebny do rozwoju inteligencji mógłby być tak długi, że Słońce mogłoby wcześniej zgasnąć.

Jako naukowcy mamy świadomość naszej niewiedzy. Jako istoty posiadające zdolność do autorefleksji, możemy jedynie dziwić się pozornej przypadkowości tych dwóch czasów trwania. Jesteśmy, oczywiście, wdzięczni. Nie możemy sprzeciwiać się odczuciu strachu i dziękczynienia. Możemy nawet pokochać to, co odczuwamy. Czy jako naukowcy przekraczamy granice wiedzy? Zdecydowanie tak. Czy zostaliśmy wyprowadzeni na manowce przez naszą wiedzę naukową? Czytelnik musi ocenić to sam. My, autorzy, proponujemy następującą odpowiedź.

Ogromne bogactwo świata, odsłonięte przez naukę od mikrokosmosu do makrokosmosu, nasza pasja i nienasycone dążenie do jego poznania, tajemnice i paradoksy ciągle towarzyszące naszym badaniom, odczucie, że nasze poszukiwania nigdy się nie skończą, całe nasze doświadczenie, może doprowadzić nas do transcendentalnego źródła poznania, najlepiej postrzeganego jako Miłość. Miłość ta ujawnia się samoistnie we wszystkich aspektach stworzenia i prowadzi nas nie tylko, o ile nie przede wszystkim, do odwzajemnionej miłości.

Trzeba przyznać, że wprowadziliśmy to znaczenie miłości raczej dosadnie i dlatego będzie lepiej, jeśli je nieco wyjaśnimy. Nie oznacza to, że spróbujemy zdefiniować miłość. Jesteśmy naprawdę przekonani, że nie można jej zdefiniować. Chcemy raczej porozmawiać o niej w świetle tego, co jako naukowcy i wędrujący przez Wszechświat, widzieliśmy podczas naszej podróży ku zrozumieniu Wszechświata i nas samych w nim.

Przypomina się miłość angielskich poetów Elizabeth i Roberta Browningów oraz ich próby jej wyrażenia. Robert napisał wiersz do Elizabeth, w którym mówił: „Jak mam Ciebie kochać? Pozwól mi wyliczyć sposoby. Kocham Ciebie na długość, szerokość i głębokość najbardziej skrytych codziennych pragnień...”. Prosimy zauważyć, że Robert nie próbuje definiować miłości. Od razu bezpośrednio przechodzi do pytania „Jak?”. Jego odpowiedź jest bezpośrednia: „na długość, szerokość i głębokość najbardziej skrytych codziennych pragnień”. Miłość jest przedstawiona jako odpowiedź na pragnienia zarówno osoby kochającej, jak i kochanej. Nie jest żadną abstrakcją czy bezzmysłową koncepcją filozoficzną. Jest odczuwalną realnością. Jest odpowiedzią na wzajemne i dzielone pragnienie.

Jeśli spojrzymy wstecz na naszą podróż, stwierdzimy znów ciągłe napięcie między naszą niezaspokojoną żądzą poznania i zrozumienia a zakorzenionym przeświadczeniem, że pragnienie to nigdy nie zostanie spełnione. Dlatego nasze poszukiwanie zrozumienia staje się poszukiwaniem miłości. Znajdujemy się w potrzebie. Nasze poszukiwanie staje się jeszcze bardziej osobiste, nie w sensie niemożności dzielenia się nim, ale raczej dlatego, że nie można go zredukować tylko do przygody intelektualnej. Dzielimy je, lecz z poczuciem bezsilności, że nie możemy go wypełnić całą naszą wiedzą ani tym, co mamy nadzieję poznać. Podobnie jak Robert Browning odczuwamy tęsknotę wyrastającą z „najbardziej skrytych codziennych pragnień”. Nasza podróż nie jest już intelektualnym poszukiwaniem i szukaniem odpowiedzi.

W tym miejscu przychodzi na myśl historia św. Augustyna, biskupa Hippony. Jego życie jest paradygmatem zwrotu, jaki dokonał się w naszej podróży. W swoich Wyznaniach św. Augustyn pisze:

O Prawdo, Prawdo! Jakżesz już wówczas w najgłębszych tajnikach mej duszy wzdychałem ku Tobie, gdy oni mi brzęczeli tak często i to różnymi sposobami, o Tobie żywym słowem i w swych księgach licznych i ogromnych! A były to naczynia, na których mnie, łaknącemu Ciebie, podawano jako pokarm słońce i księżyc, piękne dzieła Twoje, lecz jednak dzieła Twoje tylko, nie Ciebie.

(Święty Augustyn, Wyznania, tłumaczenie ks. dr Jan Czuj, Instytut Wydawniczy „Pax”, Warszawa 1954)

Lata nauki Augustyna służyły tylko pogłębieniu jego pragnienia i potrzeby miłości. Pisał: „Byłeś głębszy niż moje najgłębsze zrozumienie” i „wyższy niż najwyższa wysokość, jaką mogłem osiągnąć”.

Ponadto, chociaż miłość ta, jak już stwierdziliśmy, jest nie do zdefiniowania, jest trwałą i solidną realnością. Św. Augustyn ujął to tak:

Nie z wahaniem, lecz z niewzruszoną wiadomością kocham Cię Panie. Zraniłeś serce moje Swoim Słowem i umiłowałem Cię. Lecz także niebo i ziemia i wszystko, co się w nim znajduje, zewsząd mówią do mnie, abym Cię kochał, i bez przerwy o tym mówią wszystkim, aby nie mogli wymówić się od winy.

Mamy tu dwa wyrażenia św. Augustyna będące prawdą o naszym doznaniu miłości. Doznanie zostało zapoczątkowane przez to, że „Zraniłeś serce moje Swoim Słowem” i chociaż jest bardzo osobiste, ma znaczenie uniwersalne „...o tym mówią wszystkim”. Doświadczenie naszej podróży ku zrozumieniu Wszechświata i nas samych można więc ująć następująco: gdy dzięki naszym zdolnościom intelektualnym rozpoczęliśmy batalię o poznanie, w końcu napotkaliśmy miłość. Nasza podróż była wspólna. Wszyscy zostali zaproszeni do udziału w niej i w końcu wszyscy są zaproszeni do przejścia od zrozumienia do miłości.

Na każdym etapie naszej wędrówki odczuwaliśmy nieodłączną potrzebę zrozumienia więcej, niż wiedzieliśmy dotychczas. Lecz dopiero teraz, blisko kresu, odczuwamy, że ta ciągle narastająca potrzeba jest zaproszeniem do miłości. I znów św. Augustyn podaje klasyczne wyobrażenie tej późno rozkwitającej miłości:

Późno Cię pokochałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię pokochałem! A oto Ty byłaś wewnątrz, a ja byłem na zewnątrz siebie; tam Cię szukałem i lgnąłem w mej brzydocie ku pięknym rzeczom, stworzonym przez Ciebie.

Chociaż może się to wydawać dziwne, że naukowe poszukiwanie zrozumienia Wszechświata i nas samych w nim, doprowadziło nas do Miłości; widzieliśmy mnóstwo dowodów, tak że możemy być spokojni, nawet jako naukowcy, o kierunek naszej podróży, nawet jeśli jest tylko chwilowy. Podróż ta – chociaż niedokończona – dała nam poczucie spełnienia, radości i wdzięczności za zdolność podziwiania piękna Wszechświata, piękna wzbogaconego naszą naukową wiedzą o nim.

Fragment książki "Podróż przez Wszechświat", wydanej przez
Wydawnictwo WAM

Książkę można kupić w księgarni Wydawnictwa: http://ksiazki.wydawnictwowam.pl/