O płótnach pogrzebowych Chrystusa

notował Marek Połomski

publikacja 26.03.2009 10:40

Ile płócien złożono do grobu wraz z ciałem Jezusa? .:::::.

O płótnach pogrzebowych Chrystusa   Na użytek relacji o dziejach Całunu Turyńskiego, a także wyrażając swoją opinię na temat Welonu z Manoppello, syndonolog Jerzy Dołęga-Chodasiewicz korzysta z najnowszych materiałów Międzynarodowego Centrum Badań Całunu w Turynie oraz Rzymskiego Centrum Syndonologii. Autor książki Boskie Oblicze. Całun z Manoppello prezentuje przemawiającą do wyobraźni hipotezę historyka sztuki, o. Heinricha Pfeiffera SJ, który twierdzi, że wizerunek twarzy Chrystusa na Welonie z Manoppello powstał w momencie Jego zmartwychwstania, dzięki uprzedniemu położeniu go bezpośrednio na Całunie, dokładnie na wysokości twarzy zmarłego Pana. Dzięki promieniowaniu o naturze niewyjaśnionej przez naukę, a które powstało w momencie zmartwychwstania, na Całunie Turyńskim znalazł się wizerunek Chrystusa zmarłego na skutek męki, natomiast na Świętym Welonie z Manoppello została odwzorowana wprawdzie ta sama, ale wyrażająca już nadprzyrodzoną rzeczywistość twarz Chrystusa zmartwychwstałego. Tej zaskakującej hipotezy uznanego w świecie naukowym niemieckiego jezuity i profesora, skądinąd wybitnego badacza Całunu Turyńskiego, nie podziela większość badaczy Całunu, czyli syndonologów. Poprosiliśmy o wypowiedź w tej sprawie jednego z nielicznych w Polsce badaczy Całunu Turyńskiego, Jerzego Dołęgę‑Chodasiewicza, który relacjonuje zastrzeżenia, jakie wysuwa się wobec tej hipotezy, według najnowszych wyników badań naukowych zarówno nad samym Całunem, jak i nad pochówkiem Ciała Chrystusa.

Doskonale wiemy, jak wyglądał pochówek Jezusa, bez późniejszych tradycji fałszujących obraz ówczesnych zwyczajów – mówi Jerzy Dołęga- Chodasiewicz. – Śmierć Chrystusa była tragiczna, gwałtowna; w związku z tym według Prawa nie można było obmyć ciała. Krew w Starym Testamencie była bowiem nośnikiem życia. Jeżeli przed, w czasie i po śmierci wypłynęło z ciała więcej niż 1/12 litra krwi, nie wolno było jej zmyć z ciała. Krew musiała pozostać na zwłokach i być razem z nimi pochowana. Dlatego też płótna, które zostały pobrudzone krwią, musiały być umieszczone w grobie. Nie wolno było wyrzucać żadnych zakrwawionych przedmiotów.

Całun Turyński

W pochówku żydowskim w czasach Chrystusa przewidziane były tylko trzy płótna pogrzebowe. Pierwsze to sindon, po hebrajsku sadin, czyli wielkie płótno, które miało wymiary określone w Prawie – tj. 5 m długości oraz 1,1 metra szerokości. Jedyna wytwórnia tych drogich, wspaniałych płócien (tzw. damasceńskich) znajdowała się pod Damaszkiem. Działała ona jeszcze około stu lat po Chrystusie, o czym świadczą wykopaliska. Płótna te były tkane wyjątkowo ściegiem 3 x 1, ukośnie, w jodełkę. Były to oczywiście płótna lniane, ale z niewielkim dodatkiem indyjskiej bawełny w postaci wstawek. Płótno damasceńskie, którym jest Całun Turyński, było kosztowne i stać było na nie jedynie kogoś takiego jak Józef z Arymatei, który był żydowskim arystokratą. Być może sprzedano mu je w kramach jerozolimskich w porze, kiedy były już zamknięte. Ubodzy na okoliczność śmierci kupowali zwykłe lniane prześcieradła. Swego czasu nieżyjący już prof. Robert Bucklin z Chicago – lekarz hematolog, światowej sławy specjalista medycyny sądowej – jako pierwszy zwrócił uwagę, także lekarzom, że wystarczy przez chwilę spojrzeć na wizerunek martwego Człowieka na Całunie, żeby mieć całkowitą pewność medyczną, że są to zwłoki mężczyzny w stanie stężenia pośmiertnego (rigor mortis). Stężenie pośmiertne trwa około 36 godzin, jak twierdzą uczeni różnych dyscyplin od co najmniej kilkudziesięciu lat, i mija po 40 godzinach. Na Całunie mamy świadectwo zesztywnienia całego ciała. Całun jest więc bezspornym dowodem śmierci człowieka, który się w nim znajdował w okresie stężenia pośmiertnego.

Całun pokazuje, że głowa mężczyzny zastygła w pozycji 70% do przodu i 20% w dół. Gdyby nie było stężenia pośmiertnego albo byłoby już po jego czasie, po czterdziestu godzinach od śmierci, zwłaszcza w klimacie palestyńskim, ciało leżałoby zupełnie płasko. Kolejną oznaką śmierci Człowieka na Całunie jest ułożenie rąk. Osobie żywej nigdy się ich nie układa tak, jak widać to na Całunie. Wcześniej chowano podobnie np. esseńczyków. W przypadku Chrystusa ramiona zesztywniałe w pozycji rozpostarcia na krzyżu trzeba było doprowadzić do pozycji charakterystycznej dla zmarłych z użyciem siły i związać dłonie przepaską.

Wizerunek na Całunie pokazuje, że zesztywniałe w kolanach nogi są podkulone, tworząc kąt średnio 25°. Lewa noga okazuje się bardziej zgięta, ponieważ była przybita na prawą. Jest to pewnik zaledwie od kilkudziesięciu lat. Przez wieki malarstwo i rzeźba sakralna w Europie przedstawiały Chrystusa na krzyżu z prawą nogą przybitą na lewą. Wszyscy, którzy oglądali Całun, nie mieli pojęcia, że to, co widzą, jest negatywem obrazu. Trudno się zresztą dziwić, gdyż pojęcie negatywu jest znane dopiero od 1840 roku, a w przypadku Całunu od jego pierwszego zdjęcia wykonanego w 1898 roku przez Secondo Pia. Negatyw wymaga oczywiście wzięcia pod uwagę, że należy odwrócić zarówno obraz, jak i jego walory.

Całun Turyński ma, jak wiadomo, nie 5 m, ale 4,36 m długości! Fragmenty Całunu były przez wieki, kawałek po kawałku, brane z jego długości na relikwie. Działo się to głównie w Konstantynopolu, a relikwie przekazywano przede wszystkim ważnym osobistościom chrześcijaństwa zachodniego. Zgroza ogarnia, kiedy się pomyśli, że z obydwu stron dochodzono już w pobliże nóg Chrystusa… Ostatni fragment Całunu Turyńskiego otrzymał król Francji św. Ludwik IX. Wszystko to jest odnotowane w dokumentach pisanych, które znajdują się w tajnym archiwum papieskim. Aby nie dopuścić do dalszego dzielenia Całunu, przewieziono go potajemnie do Aten.

We krwi Chrystusa z Całunu jest dowód na Jego zmartwychwstanie. Po około 36 godzinach po śmierci nastąpiło oddzielenie płótna od ciała, zanim do końca doszedł proces rozpadu, czyli fibrynolizy skrzepów. Bo gdyby proces ten doszedł do końca, wówczas skrzepy rozlałyby się i nie byłoby na Całunie tak wyraźnych odwzorowań, z takimi obrysami. Jest to dowód medyczny na to, że Ciało było owinięte w Całun przez czas krótszy niż 40 godzin!

Nauki fizyczne i medyczne mają w związku z tym wspólną konkluzję: Chrystus przeniknął przez płótno w ciągu około 0,001 – 0,003 sekundy, nie zacierając na Całunie świeżych jeszcze skrzepów krwi. Kiedy apostoł Jan zajrzał do grobu, Całun był niejako „zapadnięty”, dlatego był on zdumiony tym, co zobaczył. Jak pisze w Ewangelii: Ujrzał i uwierzył (J 20,8).



Chusta z Oviedo

Drugim oprócz Całunu płótnem, które znalazło się w grobie Chrystusa, była chusta potowa – sudarion. Ta chusta jest obecnie przechowywana w katedrze w Oviedo w Hiszpanii. Ma ona wymiary 85 cm x 52 cm. Nie ma na niej wizerunku, ale znajdują się plamy krwi, płynu krwiopochodnego (tzw. posoki), śliny, brudu…

Uczeni w XX wieku oglądali chustę dokładnie w promieniach nadfioletu i podczerwieni. Plamy na chuście są niejako zbieżne, bo była ona złożona, kiedy nałożono ją na głowę Chrystusa wiszącego jeszcze na krzyżu, a następnie zawiązana na supeł. Ukrzyżowanie Chrystusa było przecież jedynym znanym historykom ukrzyżowaniem skazańca z koroną cierniową na głowie. Stąd m.in. wystąpiło krwawienie, które uwidoczniło się na chuście. Kiedy przystawiono drabinę, starano się – zanim zdjęto Chrystusa z krzyża – zawiązać prędko chustę, aby wsiąkała w nią krew, która nie powinna się sączyć na ziemię, tego bowiem zabraniało Prawo Mojżeszowe.

W czasie straszliwego biczowania (flagrum romanum), któremu był poddany Chrystus, krwioobieg został poprzecinany w miejscach między żebrami – stąd tak dużo krwi i osocza dostało się do jamy opłucnej, między żebrami a płucami. Nastąpił prawdopodobnie jakiś przeciek, bo w płucach był krwotok. Przy zmianie pozycji ciała po zdjęciu z krzyża z pionowej na poziomą krew z płuc lała się przez usta. Przypuszcza się, że krwotok ten trwał około 15 minut.

W tej sytuacji uczniowie na Golgocie prawdopodobnie struchleli… Wzięli więc chustę z głowy Chrystusa i nakryli nią Jego twarz, by wsiąkała w nią krew pochodząca z krwotoku do momentu przeniesienia do grobu, co dopuszczało Prawo Mojżeszowe. Wtedy dopiero wzięli tę chustę i położyli zwiniętą obok ciała. Nie nadawała się ona już do położenia na twarz, gdyż była całkowicie nasączona krwią. Gdyby nie była tak zakrwawiona, pełniłaby rolę chusty potowej.

Przy zwykłej kolei rzeczy twarz zmarłego Chrystusa odwzorowałaby się na chuście potowej, która znalazłaby się pod Całunem, natomiast na Całunie widniałyby pozostałe części ciała – już bez wizerunku twarzy. Jednak dzięki Opatrzności stało się tak, że chusta z Oviedo jest, obok Całunu, osobnym dowodem fizykochemicznym. Apostoł Jan w swej Ewangelii stwierdza, że Piotr ujrzał chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu (J 20,7).

Uczestnicy pochówku Jezusa musieli z pośpiechem wychodzić z grobu, bo – jak pisze Łukasz: szabat zaczynał jaśnieć (Łk 23,54). O godz. 18.20 Księżyc wchodził w pełnię, co oznaczało początek szabatu.

Trzecim płótnem grobowym w pochówku żydowskim było 5–6 opasek służących do owinięcia zwłok. W przypadku Jezusa – z uwagi na pośpiech i prowizoryczność pogrzebu nie zostały one użyte zgodnie z przeznaczeniem. A zatem z płócien w grobie był całun, chusta potowa (leżąca w tym przypadku osobno) oraz kilka opasek. Mirra i aloes zostały prawdopodobnie rozłożone w pobliżu ciała, na ławie, po to, by niewiasty namaściły nimi Jezusa w pierwszy dzień po szabacie.

Dzięki temu, że Ciało zostało złożone prowizorycznie, mamy na Całunie obraz w miarę niezdeformowany.


Artykuł ten pochodzi z nr 04/2008 miesięcznika "Miejsca Święte"
Serdecznie dziękujemy za zgodę na zamieszczenie go w naszym serwisie.