Natura przyrodoznawstwa

R. J. Berry

publikacja 01.01.2007 23:17

Fragment książki "Bóg i biolog", Wydawnictwo WAM, 2005 .:::::.

Natura przyrodoznawstwa

Z biegiem czasu i z rozwojem wiedzy przyrodniczej okazało się, że stare założenia dotyczące natury świata są błędne, a opierające się na nich interpretacje Biblii – często nieścisłe. Trzeba podkreślić, że mówimy o założeniach i interpretacjach, a nie o naturze rzeczywistości czy też autorytecie Pisma Świętego. Dzieje Galileusza (1564-1642) trafnie ilustrują to spostrzeżenie.

W dziele De revolutionibus orbium coelestium (1543) [14] polski astronom Mikołaj Kopernik zaprezentował pogląd, iż Ziemia i inne planety krążą wokół Słońca, czyli Ziemia nie stanowi nieruchomego centrum Układu Słonecznego. To stwierdzenie nie zrodziło się pod wpływem dowodów naukowych, lecz rozczarowania systemem Ptolemeusza. Początkowo publikacja Kopernika nie wywołała większej dyskusji, lecz kilkadziesiąt lat później reformator Melanchton sprzeciwił się jego koncepcji, opierając się na tekstach biblijnych: „[Słońce] jak oblubieniec wychodzi z swej komnaty [...]. Jego wyjście na krańcu nieba się zaczyna, a jego obieg aż po kraniec niebios” (Ps 19,5-7) oraz „stworzyłeś ziemię, co wciąż istnieje” (Ps 119,90). Jan Kalwin odrzucił ideę poruszającej się Ziemi, odwołując się nie do Pisma Świętego, lecz do zdrowego rozsądku. W 1610 roku Galileusz donosił o obserwacjach dokonanych przy pomocy wynalezionego teleskopu, który potwierdził, że Ziemia jest rzeczywiście w ruchu. Został potępiony na podstawie tradycyjnego przekonania, że Jozue rozkazał zatrzymać się Słońcu (Joz 10,12) (zakładając, że zwykle poruszało się). Uczonemu dano do zrozumienia, że wtrącanie się człowieka świeckiego w dziedzinę teologicznych pryncypiów nie jest mile widziane. W 1616 roku Kongregacja Indeksu uznała, że nauczanie, iż Słońce znajduje się w centrum Wszechświata, „sprzeciwia się wyraźnie nauce płynącej z licznych fragmentów Pisma Świętego”.

Galileusza wezwano do Rzymu i przypomniano mu, że nauczanie Kopernika nie doczekało się oficjalnego usankcjonowania. Na tym historia mogła się skończyć. Jednak w 1632 roku Galileusz opublikował Dialogo sopra i due massimi sistemi del mondo [15] , w którym przedstawił jednego z rozmówców jako nadętego i ograniczonego zwolennika ortodoksji. Była to oczywista karykatura samego papieża Urbana VIII. Galileusza wezwano przed trybunał inkwizycji i zmuszono do odwołania swych poglądów (fama głosi, że gdy podniósł się z kolan powiedział: „A jednak się porusza [Ziemia]” [16] .

Niewielu ludzi wyznaje dzisiaj pogląd, że Ziemia tkwi nieruchomo w centrum Układu Słonecznego. Dokładna analiza wersetów z Psalmów pokazuje, że mówią one o niezmienności Boga, a nie o szczegółach z dziedziny astronomii. Jak stwierdził Galileusz w 1615 roku w Lettera a Madama Cristina di Lorena [17] , Biblia „uczy nas, jak iść do nieba, a nie jak ono się porusza”.

W 1757 roku Watykan odwołał edykt antykopernikański, a w 1831 roku usunął Dialog Galileusza z indeksu ksiąg zakazanych. Dopiero jednak w 1992 roku przyznano oficjalnie, że Galileusz miał rację w sporze z inkwizycją. Wniosek ten został jednak osłabiony przez stwierdzenie, że zarówno Galileusz, jak i jego prześladowcy działali „w dobrej wierze”, a inkwizycja, która miała do dyspozycji opowiadania o stworzeniu z Księgi Rodzaju oraz twierdzenia Galileusza, nie miała wyboru, jak tylko uwierzyć tym pierwszym. W czasopiśmie „Nature” [360 (5 listopada 1992), s. 2] skomentowano to stwierdzenie następująco: „Wielu ludzi mogłoby powiedzieć, że po upływie tak długiego czasu owa historia jest dziś bez znaczenia, choć może być przykładem heroizmu. Jest to jednak błąd. Sprawa Galileusza pozostaje problemem aktualnym, gdyż w podejściu do odkryć naukowych pozostawia się miejsce dla przesądów [...]. Niewiele zmieniło się w Watykanie w ciągu tych 359 lat”.

Zadowalającym zakończeniem dyskusji na temat Galileusza i Biblii, lub ogólnie na temat wiary i nauki, jest uznanie, że oba Źródła dostarczają komplementarnych opisów rzeczywistości. Pogląd ten wyrażono już w starożytnym przekonaniu, iż Bóg dał nam dwie księgi: Biblię i „księgę przyrody”. Niestety, zbyt często czytano je oddzielnie. W jaki sposób można je czytać razem?

_______________________
[14] O obrotach ciał niebieskich (przyp. tłum.).
[15] Polskie wydanie: Dialog o dwu najważniejszych układach świata: ptolemeuszowym i kopernikowym, przeł. E. Ligocki, PIW, Warszawa 1953 (przyp. tłum.).
[16] Przystępne przedstawienie kontrowersji dotyczących Galileusza oraz ich ogólnego kontekstu można znaleźć w książce Charlesa Hummela, The Galileo Connection: Resolving Conflicts between Science and the Bible [Związek z Galileuszem – rozwiązywanie konfliktów między przyrodoznawstwem a Biblią] (1986).
[17] List do Wielkiej Księżnej Cristiny di Lorena (przyp. tłum.).



Najprostszą metodą jest powrót do podstawowych pytań: „jak” i „dlaczego”. Przyrodnicy badają, jak funkcjonują byty: co sprawia, że rośliny rosną, zwierzęta łączą się w pary, powstają minera ły, itp. W metodzie tej sprawdza się pewną koncepcję (bądź hipotezę) za pomocą eksperymentów lub innych dostępnych in- formacji (z historii, ze sprawdzonych hipotez, itp.). Im więcej testów potwierdza daną hipotezę, tym bardziej jest ona prawdopodobna. Jest to poprawny i przystępny sposób myślenia. Wraz z rozwojem wiedzy wypracowano jednak błędne założenie, w myśl którego poznanie jednej przyczyny pewnego zjawiska pozwala na jego dokładne poznanie. To stwierdzenie jest nieprawdziwe. Oto prosty przykład: możemy opisać szczegółowo pewien obraz wskazując na rozmieszczenie chemicznych molekuł na dwuwymiarowej płaszczyźnie. Jeśli znalibyśmy dobrze chemię barwników, moglibyśmy stworzyć kompletny chemiczny opis tego malowidła za pomocą terminów chemicznych. Możemy jednak opisać ten sam obraz mówiąc o jego projekcie i ompozycji, tłumacząc, dlaczego artysta namalował go tak, a nie inaczej. Oba opisy odnoszą się do tego samego fizycznego obiektu, każdy z nich jest kompletny, a jednak nie zachodzą na siebie. Stwierdzenie, że obraz jest niczym innym jak tylko zbiorem rozmieszczonych na płaszczyźnie cząstek chemicznych jest nieadekwatne, podobnie jak mówienie, że jest on niczym innym jak tylko dziełem artystycznym. Jest oczywiste, że malowidło ma więcej niż tylko jedną „przyczynę”.

Pojęciem komplementarności w odniesieniu do zagadnienia nauki i wiary zajmowali się: Michael Polanyi (który zaprezentowa ł ideę różnych „poziomów” tłumaczenia; por. Polanyi 1969) i Donald MacKay. To właśnie on rozszerzył to pojęcie również na dynamiczne procesy. Warto zapoznać się bliżej z poglądami autora ze względu na ich znaczenie intelektualne. Najlepiej streścić je przy pomocy jego własnych słów (MacKay 1960):

Wyobraźmy sobie artystę, który powołuje do istnienia świat wymyślony przez siebie. Czyni to układając plamy farby na płótnie w pewnym przestrzennym porządku (lub nieporządku!). Porz ądek nadawany farbie determinuje kształt wymyślonego świata. Wyobraźmy sobie teraz artystę, który powołuje świat do istnienia nie za pomocą plam układanych na płótnie, lecz – ciągu krótkich błysków na ekranie telewizora (właśnie w ten sposób emituje się zazwyczaj obraz telewizyjny). Świat wymyślony przez artystę nie jest teraz statyczny, lecz dynamiczny, podlega ciągłym zmianom i ewolucji, stosownie do woli twórcy. Zarówno sposób, jak i reguły (jeśli takie są) zmian zależą od tego, jak artysta uporządkuje błyski w przestrzeni i czasie. W jednej serii stworzy spokojny krajobraz z płynącymi chmurkami, w drugiej zobaczymy szybki mecz krykieta na wiejskiej murawie. Scena pozostaje niezmienna tak długo, jak on tego chce. Jeśli artysta przestanie działać, wymyślony przez niego świat nie pogrąży się w chaosie, lecz przestanie istnieć.

Nie znam nikogo wystarczająco zręcznego, kto byłby w stanie wykonać takie dzieło. Nie o to jednak chodzi. Przedstawiłem hipotetycznego artystę przy pracy, gdyż uważam, że proces ten pomaga w ukazaniu niektórych sposobów, przy pomocy których Biblia mówi o Bożym działaniu za pośrednictwem zjawisk fizycznych.

Wyobraźmy sobie, że oglądamy mecz krykieta „stworzony” i „podtrzymywany” przez takiego artystę. Widzimy, jak piłka uderza w cel, sprawiając, że paliki podskakują. „Przyczyną” ich poruszenia się jest – w normalnym rozumowaniu – uderzenie piłki. Próbując wyjaśnić dowolne wydarzenie, rozgrywające się na scenie lub poza nią, szukamy „przyczyny” (i spodziewamy się ją znaleźć) w innym wydarzeniu na scenie lub poza nią. Jeśli mielibyśmy do dyspozycji dłuższy wycinek zwykłego meczu, potrafilibyśmy prawdopodobnie stworzyć sensowną naukę na temat ukazywanego naszym oczom świata krykieta, formułując „prawa ruchu” pozwalające wytłumaczyć zadowalająco (w sensie naukowym) każde wydarzenie, którego jesteśmy świadkami – jeśli tylko artysta przestrzega stałych reguł w podtrzymywaniu sceny meczu krykieta.

Załóżmy jednak, że ktoś sugeruje, jakoby nasze naukowe wyjaśnienie owych zdarzeń „nie było jedyne”, a nasze odczucia były rezultatem niezłomnej woli artysty, który kształtuje i „podtrzymuje w istnieniu” cały ten ruch. Choć brzmi to z początku dziwnie, nie jest wyjaśnieniem rywalizującym z tym, co proponuje nasza „nauka” na temat krykieta. Jego celem nie jest przekonanie do siebie przez wzbudzanie wątpliwości, ponieważ oba wyjaśnienia są prawdziwe, lecz nie w tym samym sensie. Są one odpowiedziami na odmienne pytania i oba mogą być całkowicie poprawne.

Przykład ten wydaje się wystarczająco wymowny. Bóg, którego ukazuje nam Biblia, nie jest „Kosmicznym Mechanikiem”, lecz raczej „Kosmicznym Artystą”, kreatywnym Strażnikiem. Bez Jego nieustannego działania świat nie popadłby w chaos, lecz nie byłoby niczego. To, co nazywamy prawami fizyki, jest uogólnieniem porządku, który dostrzegamy w zjawiskach stworzonych, poznawanych jako fizykalny świat. Z punktu widzenia teologii wyrażają one stałość kreatywnej woli wielkiego Artysty. Wyjaśnienia wskazujące na prawa nauki i na Boskie działanie nie są odpowiedziami na to samo pytanie; nie konkurują ze sobą, choć oczywiście dotyczą tej samej rzeczywistości. Są one (lub w każ- dym razie powinny być) komplementarnymi interpretacjami odmiennych aspektów tego samego wydarzenia, którego pełna istota nie może być adekwatnie opisana przez żadną pojedynczą interpretację.


Pogląd, że dane wydarzenie ma więcej niż jedną przyczynę, jest przynajmniej tak stary jak filozofia Arystotelesa, który odróżniał przyczyny materialne i sprawcze (odpowiadające na pytanie „jak”) od przyczyn formalnych i celowych (odpowiadających na pytanie „dlaczego”). Sofizmat jednego wyjaśnienia polega na przekonaniu, że wiemy wszystko o pewnym zdarzeniu, jeśli możemy odpowiedzieć na pytanie „jak”?

Tragicznym nieporozumieniem jest twierdzenie, że przyrodnicy wykluczyli Boga ze świata, gdyż jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytania typu „jak” bez konieczności odnoszenia się do Niego. Sądzimy, że w naszym świecie jest coraz mniej miejsca dla Boga, gdyż coraz lepiej wiemy, jak ów świat funkcjonuje. Bóg jest wciskany w coraz mniejsze luki w naszym poznaniu. Innymi słowy, od 1543 roku następuje stopniowe ograniczanie obecności Boga do wydarzeń, których nie potrafimy jeszcze wyjaśnić. Jedynym sposobem zatrzymania takiego Boga we Wszechświecie jest Jego ciągłe pomniejszanie. Kilka lat temu można było jeszcze powiedzieć, że Bóg kontroluje pozycję elektronów, która (według zasady nieokreśloności Heisenberga) jest niemożliwa do określenia. Takie podejście nie jest jednak szczególnie przekonywające: albo jest On Panem wszystkiego, albo w ogóle nie jest Panem.

To prawda, że przyrodoznawstwo zajmuje się wyłącznie pytaniami typu „jak”. Choć niektóre z nich można sformułować jako pytania typu „dlaczego” (np. Dlaczego kwiaty zapylane przez owady mają jaskrawe kolory? Dlaczego rybitwy mają czerwone plamy na dziobach?), są to generalnie pytania, które nie mają większego znaczenia dla naukowców. Sir Peter Medawar, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie immunologii, opisał tę sytuację bardzo sugestywnie:

Granice przyrodoznawstwa stają się wyraźne dzięki pytaniom, na które nie może ono udzielić odpowiedzi, obecnie ani w przyszłości (zakładając jego dalszy rozwój). Są to pytania, które stawiaj ą dzieci – ostateczne pytania Karla Poppera [18]. Mam tu na myśli takie pytania, jak:

Jak zaczęło się wszystko?
Po co tu jesteśmy?
Jaki jest sens życia?

Pozytywizm doktrynalny – obecnie już przestarzały – odrzucał tego typu pytania, określając je jako „błędne” lub „pseudopytania”, które mogli zadawać tylko prostacy, a szarlatani różnej maści twierdzić, że potrafią na nie odpowiedzieć. Takie apodyktyczne stwierdzenie rodzi uczucie pustki i niezadowolenia, gdyż pytania mają sens dla tych, którzy je zadają, a odpowiedzi dla tych, którzy ich udzielają. Trzeba jednak przyjąć, że o cokolwiek pyta się w tej dziedzinie, odpowiedzi nie należy szukać w przyrodoznawstwie. Oto pierwszorzędny dowód na istnienie granic naukowego poznania (Medawar 1984, s. 66).


Dzięki komplementarnym podejściom do zagadnienia przyczynowości znika problem determinizmu, który jest czymś oczywistym w przypadku zdarzeń zachodzących w świecie pojmowanym mechanicystycznie. Jeśli nasze myśli, działania, przekonania i sama egzystencja są prostą konsekwencją przynależności do ogromnego kosmicznego mechanizmu, nasze człowieczeństwo jest fikcją. W takim przypadku wolna wola i moralność byłyby złudzeniem, gdyż zasadniczo można by je było przewidzieć na podstawie znajomości wydarzeń, które doprowadziły do naszego istnienia: łańcuch przyczyn i skutków, który można by teoretycznie odtworzyć aż do początków czasu. Próby wciśnięcia Boga w ten pozornie szczelny mechanizm kosztowały wiele czasu i trudu. Problem polega jednak na tym, że pozostawiane dla Niego szczeliny stają się coraz węższe, gdyż coraz więcej wiemy o procesach fizykalnych, a daremne i nieprzekonywające okazuje się wymyślanie duchowego świata, który nie jest związany z realnym światem atomów i organizmów. Oto dlaczego tak ważna jest komplementarność, dzięki której zyskujemy logicznie koherentne i emocjonalnie satysfakcjonujące przedstawienie Boga i jego relacji do świata. Zamiast oskarżać przyrodoznawstwo o obniżanie poziomu życia moralnego i szukanie ucieczki w swego rodzaju autokreacji [19], musimy zbadać znaczenie różnych poziomów wyjaśniania przyczyn i wydarzeń.

_______________
[18] Popper (1978, s. 342) stwierdził: „Przyrodoznawstwo nie wypowiada się na temat pytań ostatecznych – o zagadki egzystencji, o cele i zadania człowieka w tym świecie”.
[19] Diatryba filozofa Mary Midgley (Science as Salvation: A Modern Myth and its Meaning, 1992 [Nauka jako zbawienie – nowoczesny mit i jego znaczenie]) o zagrożeniach ze strony przyrodoznawstwa i przyrodników jest zaskakują- ca, gdyż całkowicie ignoruje determinizm, który jest z pewnością większym zagrożeniem dla wartości niż błędna etyka oparta na odkryciach przyrodniczych. Może on bowiem prowadzić do przekonania, że jesteśmy tylko zwierzętami.





Fragment książki "Bóg i biolog", wydanej przez
Wydawnictwo WAM

Książkę można kupić w księgarni Wydawnictwa: http://ksiazki.wydawnictwowam.pl/