Gwiezdny pył zasilany przez światło gwiazd

Ken Pedersen

publikacja 03.06.2007 14:41

Fragment książki "Wszechświat Jenny", Wydawnictwo WAM, 2005 .:::::.

Gwiezdny pył zasilany przez światło gwiazd

A teraz porozmawiajmy o życiu. Jakimś cudem udało nam się wycisnąć z pierwotnej zupy plan budowy pojedynczej żywej komórki. Pierwsza komórka powstała prawdopodobnie około trzech i pół miliarda lat temu. Najprawdopodobniej żywiła się bezpośrednio złożonymi cząsteczkami gotującymi się w oceanach i miała znacznie prostszą budowę niż opisana wyżej komórka fabryka. Następnie jedna z tych karmiących się chemikaliami komórek wychwyciła substancje chemiczne potrzebne do fotosyntezy i tak oto powstała nowa istota, bezpośrednio zasilana przez światło gwiazd.

To oczywiście niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności, że na Ziemi było pod dostatkiem wody, światła słonecznego i dwutlenku węgla i że mogły się one połączyć w elementarnych żywych komórkach glonów tak, aby uformować dwa klocki, bez których nie można było tworzyć wyższych form życia. Chodzi o złożone związki węgla i o tlen.

Musiały jednak minąć miliardy lat, zanim udało się wytworzyć takie ilości tlenu i związków węgla, które pozwalały na zrobienie następnego kroku przewidzianego w planie. Z pierwotnymi oceanami było podobnie jak z gwiazdami gotującymi gwiezdny pył - przygotowały one następny poziom złożoności, który miał doprowadzić do powstania żywych organizmów wdychających tlen i zbudowanych w głównej mierze z węgla.

Zwolennik redukcjonizmu powiedziałby teraz: „No pewnie, że węgiel, tlen, woda, światło słoneczne, krew, oczy i wszystko inne jest zaprojektowane absolutnie prawidłowo, przecież istniejemy, prawda?” Chciałby przez to powiedzieć, że w każdej loterii jest zwycięzca, nawet jeżeli szanse na wygraną wynoszą jeden do tryliona. A zwycięzca wie tylko tyle, że wygrał i że dla niego było to łatwe, jakby tak właśnie miało być.

Ten redukcjonistyczny argument ma jednak tylko wtedy sens, jeżeli uzna się, że istnieje nieskończona ilość różnorodnych wszechświatów, a każdy z nich ma unikalny zestaw cząstek, sił, pierwiastków chemicznych, światła, praw fizyki i całej reszty. My wygraliśmy, ponieważ w naszym wszechświecie wszystko akurat ułożyło się prawidłowo.

Jeśli jednak będziemy się trzymać znanych nam naukowych faktów, to będziemy musieli przyznać, że nasz wszechświat, nasze elementarne cząstki i siły, nasza fizyka, nasz węgiel, nasza woda, nasze światło słoneczne i w ogóle wszystkie nasze rzeczy po prostu istnieją. W takim razie musimy się zgodzić, że alternatywne wszechświaty czy nieskończoność alternatywnych praw fizyki to tylko spekulacje, które przybrały formę naukowej mitologii.

Naukowa prawda o naszych elementarnych cząstkach i siłach, i w ogóle o wszystkich znanych nam rzeczach, jest taka, że wypełniają one cały nasz wszechświat i w elegancki, precyzyjny sposób tworzą życie, piękno i majestat naszej planety. Zwolennicy redukcjonizmu po prostu musieli stworzyć mitologię wielu wszechświatów. Inaczej nie mogliby uniknąć pewnego oczywistego wniosku. Takiego mianowicie, że jeżeli istnieje tylko jeden zbiór praw fizyki, to prawa te zostały zaplanowane tylko po to, żebyśmy mogli powstać.

Wróćmy jednak do naszego planu. Byłoby to zbyt proste, gdyby historia stworzenia kończyła się na oceanach pełnych ameb żywiących się substancjami chemicznymi. Dlatego też plan przewidywał istnienie procesu fotosyntezy, dzięki czemu mógł powstać ocean wypełniony związkami węgla i bogata w tlen atmosfera. W rezultacie możliwości projektowania stały się naprawdę interesujące.

Około 600 milionów lat później życie wytrysnęło w postaci wszystkich najważniejszych grup. Eksplozja kambryj-ska trwała nieco ponad 30 milionów lat - to bardzo niewiele w ewolucyjnej skali. Zycie rozwijało się z prędkością niespotykaną ani wcześniej, ani później. W tym czasie rozrosło się z kilku rodzin prostych oceanicznych stworzeń do niesłychanej obfitości złożonych roślin i zwierząt, które w stosunkowo krótkim czasie opanowały całą Ziemię. Ta eksplozja życia była najwyraźniej zasilana wielkimi zasobami tlenu i związków węgla, które były przygotowywane i akumulowane przez miliardy lat.

Zaczęły się pojawiać komórki bardziej wydajne o bardzo złożonej strukturze i skomplikowanych funkcjach. Następnie uformowały się grupy współpracujących ze sobą komórek. Potem przyszła kolej na organizmy wielokomórkowe, zbudowane z grup wyspecjalizowanych komórek. Grupy wyspecjalizowanych komórek przekształciły się w narządy i wkrótce istniały już we wszechświecie nowe, bardziej złożone jednostki, które miały serce, oczy, skórę, wątrobę, nerki, gruczoły, skrzela, mięśnie, układ nerwowy i mózg.

Pojawiły się rośliny i zwierzęta. Posiadły one niezwykłą zdolność zapełniania każdego nadającego się do zamieszkania obszaru formami życia idealnie dostosowanymi do rozwijania się na tym właśnie terenie. W tym miejscu należy wspomnieć o kolejnej, niezwykle sprzyjającej cesze planu budowy wszechświata. Chodzi mianowicie o to, że podczas gdy rośliny wykorzystują wodę, dwutlenek węgla i energię słoneczną do produkowania tlenu i związków węgla, zwierzęta wykorzystują tlen i związki węgla do produkowania - tak, zgadliście - wody, dwutlenku węgla i energii. W ten sposób powstaje niewiarygodnie zrównoważony ekosystem, w którym energia promieniowania wykorzystywana jest do zasilania całego procesu, a surowce są poddawane nieustannej utylizacji, dzięki czemu taniec życia może być kontynuowany.

Energia zasilająca nasze ciało pochodzi ze słonecznego światła, które jakaś roślina niewiele wcześniej zamknęła w związku chemicznym. Jesteśmy zrobieni z gwiezdnego pyłu, a paliwa dostarcza nam światło gwiazd. Chemiczny proces utleniania związków węgla dostarcza paliwa wszystkim zwierzętom. Wygląda na to, że węgiel i tlen zostały przeznaczone dokładnie do spełniania tego zadania. Ponadto, proces fotosyntezy w roślinach i proces utleniania (spalania) związków węgla, zachodzący w organizmach zwierząt, są, jak się wydaje, idealnie dopasowanymi elementami jednego planu.

Zycie pozostawało w oceanach przez około trzy miliardy lat, po czym wyszło na ląd. W oceanach odgrywało wariacje na podobne tematy: ryby, skorupiaki, korale, węgorze itp. Jest, oczywiście, możliwe, że w wodnym środowisku nie były potrzebne ręce, nogi, skrzydła czy w ogóle większa różnorodność kształtów. Nawet te zwierzęta lądowe (wieloryby, delfiny, foki), które powróciły do morza, ponownie przybrały rybi kształt ciała, jako model najlepiej nadający się do życia w morzu.

Na lądzie życie musiało sprostać wyzwaniom związanym z przetrwaniem w bardziej zróżnicowanych środowiskach. Rośliny zapuszczały korzenie i tworzyły sztywne pnie, na których wspierało się bujne listowie. Obdarzone świadomością zwierzęta mogły swobodnie chodzić, latać, pełzać, skakać, ślizgać się lub huśtać w tym listowiu. Zycie ewoluowało i ewoluowało, wypełniając wszystkie krańce ziemi działaniem, kolorami, zapachami, dźwiękami i znaczeniem.

Znaczeniem? Już słyszę naszych znajomych, zwolenników teorii przypadkowego wszechświata: „Jak możesz tak po prostu przeskakiwać do znaczenia? Istnienie samo w sobie nie zawiera pojęcia celu!”




Fragment książki "Wszechświat Jenny", wydanej przez
Wydawnictwo WAM

Książkę można kupić w księgarni Wydawnictwa: http://ksiazki.wydawnictwowam.pl/