Tajemnica zamarzniętego człowieka

Tomasz Rożek

publikacja 14.12.2007 09:23

Tajemnicza zbrodnia popełniona w Alpach wreszcie została wyjaśniona. Pozostało jednak jeszcze kilka zagadek. .:::::.

Tajemnica zamarzniętego człowieka

Do dzisiaj nie wiadomo, kim był człowiek, którego zamrożone zwłoki znaleziono 16 lat temu w Alpach. Może był szpiegiem, który chciał niepostrzeżenie przedostać się z terytorium dzisiejszych Włoch do Austrii? Może turystą albo pasterzem czy myśliwym, który zagubił drogę? W końcu mógł też przechodzić przez góry w interesach…

Poza tym jednak o denacie wiadomo całkiem sporo. Gdzie i co jadł w czasie swojego ostatniego posiłku, jak wyglądał przed śmiercią, jak był ubrany i jakie miał przy sobie przedmioty. Wiadomo, ile miał lat i skąd pochodził. Od kilkunastu dni wiadomo także, co spowodowało jego śmierć. Co prawda mordercy nie znaleziono do dzisiaj, ale wiele wskazuje na to, że był nim ktoś, kogo denat znał.
Aha, zapomniałem dodać. Zwłoki z Alp mają ponad 5300 lat.

Wiemy, gdzie mieszkał


W 1991 roku grupa niemieckich alpinistów zauważyła ciało leżące w kałuży topniejącego lodowca. W pierwszym odruchu turyści pomyśleli, że znaleźli współczesnego alpinistę, który uległ wypadkowi w czasie wspinaczki. Szybko okazało się jednak, że to nieprawda, bo przy trupie leżał łuk, strzały i miedziany toporek.

Nieboszczyka znaleziono w alpejskiej Dolinie Oetz, na granicy Austrii i Włoch, dlatego postanowiono go nazwać Oetzi. Miał na sobie bardzo dobrze zachowane skórzane spodnie i zrobione z traw nakrycie głowy. Z badań wynika, że gdy umarł, miał 46 lat i około 160 cm wzrostu. Już w czasie pierwszych oględzin zwłok naukowcy zauważyli, że Oetzi cierpiał na reumatyzm oraz infekcję jelit pasożytem – włosogłówką. A to był dopiero początek odkryć.

Oetzi urodził się i mieszkał na terenie dzisiejszych Włoch, całkiem niedaleko miejsca, w którym znaleziono jego zwłoki. Skąd o tym wiadomo? Z badań izotopowych, które przeprowadzili naukowcy z Włoch, USA i Szwajcarii. Niektóre atomy, z których zbudowane są kości czy zęby, występują w przyrodzie w różnych odmianach. To tzw. izotopy. Te odmiany, w zależności od części świata, pojawiają się w różnych proporcjach. W ten sposób można określić, skąd pochodziło jedzenie czy woda, którą spożywał Oetzi. I tak z analizy szkliwa zębów wynika, że pomiędzy 3. i 5. rokiem życia (wtedy formuje się szkliwo) mieszkał od kilkunastu do kilkudziesięciu kilometrów na południe od miejsca, w którym znaleziono jego zamarznięte ciało. Tylko tam występuje charakterystyczna proporcja pomiędzy izotopami tlenu i argonu.

Z kolei analiza kości pozwala zrekonstruować jego dorosłe życie. Naukowcy są pewni, że Oetzi często zmieniał miejsce zamieszkania. Być może jego plemię było wędrowne, albo on sam był obieżyświatem. Nie ulega jednak wątpliwości, że śniadanie w dniu swojej śmierci jadł w pobliżu miejsca, w którym przebywał jako dziecko. To wynika z analizy treści jelitowej. Może przed długą wędrówką albo niebezpieczną misją odwiedził rodzinne strony? Na pewno nie spotkał tam rodziców, bo Oetzi był bardzo wiekowy jak na swoje czasy. Jego rodzice na pewno już dawno nie żyli.

Wydaje się, że Alpejczyk zajmował się – przynajmniej przez część swojego życia – wytapianiem miedzi. O tym świadczy bardzo wysoki poziom izotopów miedzi i arszeniku w jego włosach.

Wiemy, co jadł

Ostatni dzień swego życia Oetzi rozpoczął od wystawnego, jak na swoje czasy, śniadania. Z analiz przeprowadzonych przez naukowców z Włoch i Australii wynika, że zjadł ziarna zboża (neolityczne płatki śniadaniowe?), trochę warzyw i mięso koziorożca alpejskiego (gatunek ten już wyginął).

Następnie, przechodząc przez iglasty las, zapewne upolował jelenia. Mięso jelenia było bowiem jego głównym daniem obiadowym. Co do drogi przez iglasty las naukowcy mają pewność, bo wskazują na to badania genetyczne resztek roślin, jakie zjadł na drugie śniadanie.

Wędrówka i śmierć miały miejsce na wiosnę, bo na to wskazuje obecność w drogach oddechowych i systemie trawiennym pyłków chmielograbu wirginijskiego. To drzewo z rodziny brzozowatych kwitnie w Alpach pomiędzy kwietniem a czerwcem.

Wiemy, jak zginął

Alpejczyka ktoś zaatakował. Nie wiadomo, czy jeszcze w lesie, czy po tym, gdy już z niego wyszedł. Nie wiadomo też, czy napastnik był jeden. Najpewniej wywiązała się walka wręcz, bo na ciele Oetzi badacze znaleźli rany szarpane. Zaledwie kilka godzin przed śmiercią ktoś zadał mu głęboką ranę prawego nadgarstka. Nic nie wskazuje na to, że była śmiertelna, ale na pewno bardzo bolesna.

Co do dalszego biegu wypadków nie ma całkowitej pewności. Prawdopodobnie Oetzi przegonił przeciwnika lub przeciwników. Z poważnie zranioną ręką ruszył w dalszą drogę, ale pokonani nie odpuścili. Zaatakowali po jakimś czasie ponownie. Tym razem postanowili jednak nie wdawać się w bójkę, tylko strzelili z łuku w plecy. Świadczą o tym dokładne analizy naukowców ze Szwajcarii i Włoch. Użyli oni specjalnie skonstruowanego tomografu komputerowego, który pozwolił skanować ciało Oetzi, bez rozmrażania go.

Dodatkowo obrazy w ten sposób uzyskane nałożyli na zrobione inną techniką zdjęcia w promieniach X. Nie ma wątpliwości, że strzała wbiła się poniżej obojczyka i rozerwała tętnicę szyjną. Krwotok musiał być bar- dzo gwałtowny. Uczeni podkreślają, że Alpejczyk mimo trudnego do opisania bólu próbował usunąć wbitą w plecy strzałę. Prawdopodobnie przyspieszył w ten sposób swoją śmierć. Rana była śmiertelna. Nawet gdyby znalazł się w pobliżu ktoś gotowy do pomocy, nic nie mógłby zrobić. Zaangażowani w badania lekarze ocenili, że nawet dzisiaj jego szanse przeżycia do czasu dowiezienia do szpitala nie przekraczałyby 40 proc.

Wiemy, kto zaatakował
Oetzi w wyniku wstrząsu zapewne doznał rozległego zawału serca. Zmarł krótko potem z powodu wykrwawienia. Słabnąc spadł w dół, w miejsce, w którym go znaleziono. To zgadza się z innymi analizami, które mówią, że śmiertelna strzała została wystrzelona od dołu. Łucznik albo klęczał, albo – co bardziej prawdopodobne – znajdował się na zboczu wzniesienia, niżej niż jego ofiara. Nie mógł być jednak daleko, bo strzała poruszała się z dużą prędkością, gdy weszła w ciało. Badacze zauważyli ogromny zakrzep, jaki powstał w wyniku wewnętrznego krwotoku.

Naukowcy są przekonani, że Oetzi znał swoich oprawców, bo na to wskazuje znajdujący się pod jego obojczykiem dwucentymetrowy kamienny grot strzały, która go zabiła. Według profesor Annaluisy Pedrotti z Uniwersytetu w Trento we Włoszech, kształt grota wskazuje na dokładne miejsce jego produkcji. A więc prawdopodobnie i na miejsce, w którym żył łucznik. – Tego typu groty robiono tylko w południowej części Alp, właśnie tam, gdzie mieszkał Oetzi. Groty pochodzące z północnej części masywu mają bardziej płaskie ostrza – powiedziała prof. Pedrotti.

Dzięki prowadzonym od kilkunastu lat badaniom, naukowcom udało się dowiedzieć całkiem sporo na temat człowieka, który żył i umarł ponad 3300 lat przed Chrystusem. Każde nowe odkrycie oznacza lepsze poznanie tamtych czasów. Zgodnie z panującym jeszcze niedawno przekonaniem, Oetzi nie miał prawa posiadać metalowego toporka. Badacze myśleli, że metalowe narzędzia pojawiły się dopiero tysiąc lat później. Takich niespodzianek Oetzi dostarczył badaczom więcej. I jeszcze pewnie niejednej dostarczy. W końcu ktoś może znajdzie odpowiedź na pytanie, co on robił tak wysoko w górach. Dolina Oetz leży na wysokości 3 tys. m n.p.m.



Gość Niedzielny 25/2007