Na złamanie… nart

Tomasz Rożek

publikacja 17.03.2010 08:04

Narty, kijki, kombinezon, kask i tylko jeden cel – jak najszybciej zjechać w dół. Wydaje się proste. Kłopot w tym, że narciarze jadący stromym zboczem osiągają prędkości około 250 km/h.

Na złamanie… nart fot. PAP/EPA/OLIVIER MAIRE

Kilka dni po zakończeniu XXI Zimowej Olimpiady w Vancouver, także w Kanadzie, w Sun Peaks Resort, rozpoczęły się Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Szybkim. Na razie ta dyscyplina nie jest obecna na olimpiadzie.

Paraliżująca prędkość
W 1992 roku, w czasie trwania olimpiady w Albertville we Francji, narciarstwo szybkie zostało oficjalnie zaprezentowane. To normalna procedura. Swego rodzaju „konsultacje społeczne” przed wprowadzeniem nowej dyscypliny do zawodów olimpijskich. Dotychczas tej dyscypliny jednak nie wprowadzono.

Zasady narciarstwa szybkiego (speed skiing) są proste. Trzeba zjechać z góry na krechę, czyli pionowo w dół, jak najszybciej się da. Kto szybszy, ten lepszy. Stromy, prosty stok, ma długość kilometra. Narciarz rozpędza się przez pierwszych 300–400 metrów. Prędkość jest mierzona na odcinku między 400 a 500 metrem stoku (to tzw. timing zone). Przez następne pół kilometra zawodnik hamuje. A jest z czego. Aktualny rekord świata w szybkości od czterech lat należy do Włocha, Simona Origonego i wynosi dokładnie 251,4 km/h.

To największa prędkość, jaką kiedykolwiek człowiek osiągnął na lądzie bez silnika. Tak szybko nie da się jechać na zwykłych nartach. Te do zjazdów szybkich są bardzo ciężkie, ważą do 15 kg, mają około 10 cm szerokości, około 240 cm długości i tylko nieznacznie wygięty do góry dziób. Kask przypomina hełm Lorda Vadera z „Gwiezdnych wojen” i obejmuje nie tylko głowę, ale zachodzi także na ramiona. Ma nie tyle chronić głowę przed upadkiem (gdyby się zdarzył, zawodnikowi nic nie jest w stanie pomóc), ile nadawać narciarzowi sylwetkę pocisku rakietowego. Niektórzy zawodnicy noszą specjalne, szpiczaste rękawiczki, wszyscy mają wyprofilowany kombinezon lateksowy.

W niektórych jego partiach (np. na łydkach) wszyte są sztywne elementy, które powodują, że skulona pozycja narciarza jest jeszcze bardziej opływowa. Wszystko jest przetestowane w tunelu aerodynamicznym. Tak jak biatlonista musi poprawiać swoją formę fizyczną i godzinami trenować celność na strzelnicy, tak zawodnik uprawiający narciarstwo szybkie musi do perfekcji opanować prawidłową, aerodynamiczną postawę. To najlepiej robić w tunelu aerodynamicznym. Inną kwestią jest opanowanie emocji, strachu. Większość osób odczuwa paraliżujący lęk, jadąc 250 km/h samochodem. A co powiedzieć o śmiganiu z tą szybkością na nartach w dół stoku?

Kiedy na olimpiadzie?
Na świecie jest około 30 specjalnie zaprojektowanych stoków dla narciarzy szybkich. Niektóre z nich są sztuczne, inne (przynajmniej w części) naturalne. Nie mogą mieć zakrętów, nie mogą mieć muld i nierówności. Zawodnik nie skręca w czasie zjazdu. Jego narty są zbyt ciężkie i zbyt duże na jakiekolwiek manewry. Narciarz mknie, prosto w dół. Jakakolwiek, nawet najmniejsza, nierówność na stoku przy prędkości, z jaką poruszają się zawodnicy, byłaby bardzo niebezpieczna.

Choć tory są przygotowywane tak, że teoretycznie nie sposób na nich rozwinąć prędkości ponad 200 km/h, dzisiaj nie liczą się zawodnicy jadący poniżej 230–240 km/h. Tych, którzy mogą poszczycić się zjazdami szybszymi niż 200 km/h, jest na całym świecie kilkudziesięciu. Najszybszym Polakiem jest Jędrzej Dobrowolski, który potrafi zjeżdżać z prędkością 183,01 km/h.

Lindsey Vonn, amerykańska narciarka, z olimpiady w Vancouver przywiozła brązowy medal w slalomie supergigancie (ta dyscyplina jest dopuszczona na olimpiadę). W pewnym momencie zjeżdżała ze stoku z prędkością większą niż 150 km/h. Dlaczego więc nie pozwolić na zjazdy z prędkościami ponad 250 km/h? Narciarstwo szybkie nie jest bardziej niebezpieczne od slalomu supergiganta, a tor musi być tak samo dobrze przygotowany jak do innych dyscyplin zimowych. W dyskusjach pojawia się argument, że toru do szybkich zjazdów nie sposób wykorzystać do innych dyscyplin, a to mocno podnosi koszty.

To prawda, ale tor saneczkowy też może być używany tylko przez saneczkarzy. Każdy argument dosyć łatwo można zbić. A jeżeli dodać, że narciarstwo szybkie jest bardzo widowiskowe (mrożące krew w żyłach), należy się spodziewać, że w końcu zostanie wciągnięte na listę olimpijskich sportów zimowych. Pozostaje pytanie kiedy. Następna olimpiada odbędzie się w Rosji, w Soczi, w 2014 roku. Na razie nic nie wiadomo, żeby jej organizatorzy rozpoczęli budowę specjalnego toru zjazdowego.