Samoograniczenie

Tomasz Rożek

publikacja 01.11.2018 06:00

Sukces rodzi ambicję, a to, co osiągnęliśmy, dokonało się dzięki parciu do przodu. Tylko czy ten bieg może trwać bez końca? Czy powinien trwać bez końca?

Samoograniczenie Jakub Szymczuk /Foto Gość Czy każdy z nas powinien mieć przyznany odgórnie roczny limit kilometrów, które mógłby pokonywać samolotem?

Jakiś czas temu jeden ze znanych lewicowych dziennikarzy powiedział, że każdy powinien mieć przyznany odgórnie roczny limit kilometrów, które mógłby pokonywać samolotem. Po wykorzystaniu tego limitu musiałby się przesiąść na inny środek lokomocji. Zdaniem cytowanego mogłaby to być odpowiedź na coraz bardziej konsumpcyjny styl życia. Pomysł wydaje mi się wyjątkowo – i to z wielu powodów – idiotyczny, ale problem, który został zdiagnozowany, jest rzeczywisty.

Po pierwsze, gdyby takie rozwiązanie wprowadzono, od razu powstałby czarny rynek lotów. Zapewne wpłynęłoby to na bezpieczeństwo tego typu podróży. Ponadto akurat lot samolotem jest dużo mniej obciążający dla planety niż np. jazda samochodem. I po trzecie, to tak, jak gdyby każdemu dać limit zjadanego kawioru z pełną świadomością, że stosunkowo niewielu na ten kawior stać. Czy rzeczywiście wprowadzenie takiego limitu (na kawior czy samoloty) zwiększyłoby sprawiedliwość społeczną? A może tylko by ją bardziej podkreśliło? Pewną wersją tego rozwiązania jest podnoszenie podatków na coraz trudniej dostępne dobra. Bo co ono oznacza w praktyce? To, że bogatych i tak na nie stać, tylko biedni muszą się ograniczać. Tymczasem to bogaci mają bardziej konsumpcyjny styl życia, a nie biedni. Jeżeli więc mówimy o oszczędzaniu zasobów, to bogaci powinni przeglądnąć się w lustrze, a nie biedni. Takie pomysły nie rozwiązują problemu, lekarstwo mogłoby pogłębić chorobę, ale sama diagnoza jest słuszna. Czy powinniśmy się jakoś samoograniczać, czy korzystać ze wszystkiego, co mamy tu i teraz? Jeżeli korzystać, skąd pewność, że dla wszystkich wystarczy? Czego? Wszystkiego, energii, wody, jedzenia, a w dłuższej perspektywie i powietrza. Można oczywiście powiedzieć: hulaj dusza, piekła nie ma. Jakoś to będzie. Zawsze jakoś było. No właśnie – nie zawsze. Choć na mniejszą skalę, w przeszłości wielokrotnie dochodziło do wyniszczania całych cywilizacji z powodu niedoboru zasobów.

Na sprawę można też spojrzeć od innej strony. Może lepiej dzisiaj zacząć myśleć o jakiejś formie samoograniczenia? Tylko jak się samoograniczać, skoro to, co mamy, osiągnęliśmy dzięki parciu do przodu? To dzisiaj umiera z głodu najmniej ludzi w historii, to dzisiaj najmniej ludzi ginie na wojnach, to dzisiaj choroby zakaźne (których częstotliwość jest związana ze stylem życia i bycia) zbierają najmniej śmiertelne żniwo, to dzisiaj jest najmniej ubogich. Co nie znaczy, że ich nie ma wcale. I że nie musimy z tym nic robić. Nasza cywilizacja, która być może i jest marnością nad marnościami, ma swoje osiągnięcia i nie są nimi stok narciarski na pustyni czy drapacze chmur, które wysokością te chmury przewyższają. Te niewątpliwe osiągnięcia są efektem ambicji i dążenia do przełamywania tego co (z pozoru) jest nie do przełamania. I jak w to wszystko wpasować samoograniczenie?

Sporo pytań. Odpowiedzi brak.