Plama strachu

Tomasz Rożek

publikacja 17.05.2010 09:41

Ma wielkość Holandii. Dla koncernu BP oznacza kłopoty finansowe, a dla prezydenta USA kłopoty polityczne. Plama ropy na wodach Zatoki Meksykańskiej straszy wszystkich.

Plama strachu

W wodzie znalazło się przynajmniej 35 tys. ton ropy naftowej. Koszt likwidacji skutków wycieku wyniesie minimum 10 mld dolarów. Wspomniana kwota nie zawiera odszkodowań dla rybaków i przemysłu turystycznego. Nie obejmuje także kar, jakie z pewnością zostaną nałożone na brytyjski koncern British Petroleum (BP).

Wszystko przez wybuch
20 kwietnia na brytyjskiej platformie wiertniczej Deepwater Horizon, położonej 80 km od wybrzeża Luizjany, doszło do eksplozji i pożaru. Zginęło 11 osób. Po dwóch dniach platforma zatonęła, a z uszkodzonego szybu na głębokości 1,5 km pod powierzchnią wody zaczęła wydobywać się ropa. Platforma nie miała tzw. zabezpieczenia akustycznego, czyli urządzenia zamykającego w wypadku eksplozji szyb, którym pompowana jest ropa. Brytyjskie przepisy tego typu urządzeń nie wymagały. Ropa przez następnych kilkanaście dni po prostu wypływała. Dzisiaj plama ma powierzchnię kilkudziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych i nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić. Sekretarz obrony USA Robert Gates na wieść o katastrofie wysłał nad Zatokę Meksykańską wojskowe samoloty C-130, które rozpylały nad gigantyczną plamą chemikalia ułatwiające jej rozpuszczenie. I pewnie operacja by się udała, gdyby nie to, że ropa cały czas wypływała. Walka trwa więc na dwóch frontach. Pierwszy to ograniczyć wyciek, drugi to zminimalizować ekologiczne skutki tego, co już wyciekło.

Bańka nie działa
Z szybu, 1,5 km pod wodą, każdej doby wypływa 800 ton ropy. Na tej głębokości naprawianie czegokolwiek jest praktycznie niemożliwe. Stąd pomysł, by miejsce wycieku przykryć stalowo-betonową kopułą czy bańką. Wypływająca ropa miała się zbierać – jak w odwróconym lejku – pod kopułą i miała być stamtąd przepompowywana na tankowce. Tyle tylko, że ten scenariusz się nie powiódł. Ważącą 113 ton i mierzącą kilkanaście metrów wysokości kopułę opuszczono na dno, ale okazało się, że w temperaturze, jaka tam panuje, ropa jest gęsta i... zatkała otwór, którym miała być odsysana. „Sztuczka” z kopułą udała się dotychczas tylko raz w historii. Było to jednak na bardzo płytkich wodach. Teraz eksperci myślą nad tym, jak kopułę ogrzać, Póki tego problemu nie rozwiążą, trzeba walczyć na drugim froncie.
Oprócz samolotów rozpylających chemikalia USA na miejsce katastrofy wysłało żołnierzy i specjalistyczny sprzęt. Na przykład pływające zapory, które układa się na powierzchni wody po to, by plama ropy się nie rozprzestrzeniała. To, co sprawdza się jednak na spokojnych wodach jezior, nie najlepiej spisuje się na wodach zatoki. W pewnym momencie pojawił się nawet pomysł, by gigantyczną plamę ropy podpalić. Z pewnością zlikwidowałoby to wyciek na powierzchni wody, ale dym zanieczyściłby powietrze. Poza tym eksperci stwierdzili, że nie byliby w stanie zapanować nad rozpętanym żywiołem. Na razie rozlana ropa nie zanieczyściła plaż. Sprzyjają temu wiatry, które wieją od lądu. Pogoda może się jednak zmienić. A tego właśnie wszyscy obawiają się najbardziej. Póki plama znajduje się daleko od wybrzeży, jej wpływ na życie morskie jest ograniczony. Gdy zaleje płytkie wody przybrzeżne z obszarami lęgowymi ptaków, z miejscami, gdzie żerują zwierzęta wodno-lądowe – straty będą ogromne. W 1989 roku 1900 km wybrzeża Ameryki Północnej zostało zalane ropą z rozprutego o skały tankowca Exxon Valdez. Ekosystem skażonych terenów do dzisiaj nie wrócił do równowagi. Zginęły setki tysięcy ptaków morskich, fok i wydr. Z raportów wynika, że z powodu wycieku ucierpiało 30 grup zwierząt. Do dziś na zalane przed laty ropą tereny przybrzeżne nie wróciły foki, śledzie, kormorany, kaczki i wiele gatunków ptaków. W sprzątanie skutków wycieku zaangażowanych było 11 tys. ludzi. Czy podobnie będzie teraz?

 

Polityka…
Pod wieloma względami wyciek ropy, z jakim dzisiaj zmaga się Ameryka, jest gorszy niż ten sprzed ponad 20 lat. Exxon Valdez rozbił się w lodowatych wodach Zatoki Księcia Williama, plama ropy pochodząca z platformy Deepwater Horizon pokrywa ciepłe wody Zatoki Meksykańskiej. W wyższej temperaturze ropa jest rzadsza i może spowodować większe szkody. Poza tym obecna katastrofa ma miejsce w zatoce, w której – w przeciwieństwie do Zatoki Księcia Williama – nie występują sztormy. Te w sytuacji wycieku ropy mają właściwości oczyszczające. Dzisiaj może być więc znacznie gorzej niż było 21 lat temu. Na razie nie jest, bo plama ropy nie dotarła jeszcze do wybrzeży USA. Na miejsce katastrofy ekologicznej udał się prezydent USA Barack Obama. Udał się jednak dosyć późno, a na miejscu żartował i – przynajmniej zdaniem amerykańskich mediów – nie potrafił zachować się jak przywódca w czasach kryzysu. To poważny błąd. Coraz częściej mówi się, że wyciek ropy to dla Obamy test, podobny do tego, jakim był huragan Katrina dla poprzedniego prezydenta George’a W. Busha. Bush także zbagatelizował tragedię i sporo stracił w oczach Amerykanów. Nie tylko w USA przywódców ocenia się według tego, jak zachowywali się w czasach takich kryzysów jak katastrofy ekologiczne.

W 2004 roku w Hiszpanii nastąpiła zmiana politycznej warty. Władzę utraciła Partia Ludowa prawicowego premiera José Maríi Aznara. Jednym z powodów było zlekceważenie katastrofy ekologicznej, jaka nastąpiła po zatonięciu u wybrzeży hiszpańskiej Galicji greckiego tankowca Prestige. Do wypadku doszło pod koniec 2002 roku. Gdy na pokładzie tankowca nastąpiła eksplozja, rząd nie podjął żadnej akcji ratunkowej. Argumentował, że gdy statek zatonie, do wycieku z pozostałych zbiorników nie dojdzie. Niestety, doszło. Z wraku przez długi czas wypływało 125 ton ropy dziennie. Po czasie rząd Aznara przyznał, że niepodjęcie akcji ratunkowej było poważnym błędem.

…i gospodarka
Katastrofa może mieć wielki wpływ na gospodarkę. Problem dotyczy szczególnie rybołówstwa, które z tamtych terenów na długie lata może zniknąć. Nie będzie to pierwszy przypadek, kiedy katastrofy zmieniły obraz gospodarczy regionu. Po wypadkach, w wyniku których wybrzeża Francji zostały zanieczyszczone ropą, nad Sekwaną zdecydowano się na przesterowanie energetyki z konwencjonalnej, która wymaga transportu węgla, ropy czy gazu, na jądrową. Dzisiaj reaktory atomowe dostarczają Francuzom prawie 90 proc. energii elektrycznej. Koncern BP jest obecny w Polsce. Czy jego kłopoty mogą mieć jakiś wpływ na polski rynek czy na ceny paliw? Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa wyciek i – w efekcie – ile będzie kosztowało oczyszczanie zatrutych obszarów. Każda korporacja ma specjalny fundusz na wypadek takich katastrof. Gdy skończą się w nim pieniądze, BP podniesie ceny swoich produktów. Jeżeli kryzys potrwa długo, ceny mogą wzrosnąć wszędzie. Przez porty na południu USA (głównie w Luizjanie) przechodziła duża część amerykańskiej ropy. Gdy jej zapasy w USA spadną, zachwieje się cały światowy rynek paliwowy. A to zawsze oznacza podwyżki.

Katastrofa ekologiczna
Ropa dostająca się do wody tworzy na jej powierzchni warstwę, pod którą duszą się ryby. Najbardziej narażone są jednak ssaki i ptaki, które w wodzie żerują, ale oddychają powietrzem. To one mają największy kontakt z trującą mazią. Ropa oblepia im futra i pióra, powodując, że zwierzęta mają mocno ograniczone ruchy. W zimnym klimacie zwierzęta te mogą dodatkowo umierać z wyziębienia, bo pióra i futro tracą swoje właściwości izolacyjne. Maź dostaje się do przewodów oddechowych i pokarmowych, powodując zatrucia. Na terenach skażonych wymierają także bezkręgowce, rośliny wodne i przybrzeżne. W efekcie z głodu pa-dają zwierzęta, które przetrwały katastrofę. Przy niekorzystnym scenariuszu plama ropy może zalać deltę rzeki Missisipi, gdzie na ogromnych obszarach bagiennych żyje wiele rzadkich gatunków ryb i ptaków.