Kiedy ta szczepionka?

Magdalena Kawalec-Segond

GN 13/2020 |

publikacja 26.03.2020 00:00

Mamy pandemię nowego dla nauki wirusa, a za całą ochronę ma nam starczyć dokładne mycie rąk i izolacja zakażonych. Wolelibyśmy szczepionkę. Dlaczego jeszcze jej nie mamy i jak długo będziemy musieli na nią czekać?

Kiedy ta szczepionka? Sebastiao Moreira /EPA/pap

Presja na wyprodukowanie szczepionki na SARS-CoV-2 jest tak ogromna, że w laboratoriach na całym świecie trwa prawdziwy wyścig. Kilka dni temu media informowały, że firma Moderna Therapeutix już szuka ochotników do sprawdzenia szczepionki. W rzeczywistości sprawa jest bardziej złożona i chodzi raczej o sprawdzenie nie tyle szczepionki, ile jej propozycji.

Nauczmy się

Wirusa, który zawładnął nie tylko mediami, ale też naszą wyobraźnią, znamy w zasadzie od około czterech miesięcy. Każdego dnia słyszymy o setkach nowych ofiar, a szczepionki wciąż nie ma. Nie powstała ona, gdy dwie dekady temu zaatakował nas SARS-CoV, a niemal dekadę później MERS-CoV – kuzyni obecnego koronawirusa. No ale one nie wywołały pandemii, więc też presja była znacznie mniejsza. Skoro nie ma skutecznej szczepionki na poprzedników, szybkie powstanie, a potem przejście testów laboratoryjnych oraz klinicznych i wreszcie wdrożenie do produkcji szczepionki przeciw COVID-19 należy włożyć między bajki. Ludzkie wirusy bowiem tylko na obrazkach w mediach są podobne jeden do drugiego. Ot, kulka pokryta jakimiś grzybkami z łańcuszkiem w środku. W rzeczywistości wirusy są bardzo różnorodne i nawet u tak bliskich kuzynów jak SARS-CoV i SARS-CoV-2 (to ten, który teraz spędza nam sen z powiek) materiały genetyczne są podobne jedynie w 80 procentach. W przypadku wirusa z Wuhanu ten materiał to długie jednoniciowe RNA. Tam jest zakodowane 16 białek tworzących jego strukturę i umożliwiających mu zmienienie naszych komórek w fabryki potomnych cząstek wirusa.

Brak jakichkolwiek innych struktur, bo wirus to nie komórka żywa. Szczepionka nie niszczy wirusa – nie jest lekiem. Pobudza ona natomiast naturalną obronę przed wirusem – nasz układ odporności. Nie wchodząc w szczegóły, można powiedzieć, że szczepionka służy organizmowi do zapamiętania, kto jest wrogiem. Układ odpornościowy najpewniej nauczyłby się tego przy okazji pierwszej infekcji. Tyle tylko, że ta pierwsza może być też ostatnią, bo patogeny (wirusy czy bakterie) mogą zabijać. Lepiej więc nauczyć układ immunologiczny na przykładzie czegoś, co jest niegroźne. W ampułce ze szczepionką może więc się znajdować cały, choć osłabiony, czyli tzw. atenuowany – niezdolny do wywołania zakażenia – drobnoustrój. Może w niej być zawarte jakieś konkretne białko lub fragmenty białek. Może też być fragment kwasu nukleinowego, zarówno w formie stabilniejszego DNA, jak i znacznie mniej stabilnego RNA. Gdy ten materiał dostanie się do organizmu, układ odporności zareaguje tak, jak gdyby został zaatakowany. Zmobilizuje się i nauczy nowego wroga oraz wyrobi w sobie tzw. pamięć immunologiczną.

Ważne jest nie tylko to, by szczepionka powstała, ale też to, by gwarantowała ochronę przed autentycznym zakażeniem, gdy ono nadejdzie. Co więcej, trzeba zrobić wszystko, by odpowiedź układu odporności na czynnik zawarty w szczepionce nie była groźna dla organizmu.

Dłuuuga drabina

Warunków, jakie musi spełniać szczepionka, jest bardzo wiele, a procedury jej testowania rozciągnięte są na lata (choć w stanie wyższej konieczności można je skrócić do miesięcy). To bardzo skomplikowany proces. Wiemy to, bo na wirus HIV do dziś nie mamy szczepionki, mimo że globalna epidemia tego wirusa trwa już niemal 40 lat. Mocno upraszczając: nie każdy pomysł na szczepionkę ostatecznie okazuje się skuteczny i bezpieczny. Układ odporności człowieka jest bardzo skomplikowany. Nie każdy kawałek wirusa wprowadzony do organizmu zostanie odpowiednio rozpoznany przez układ odporności. Nie każda odpowiedź będzie skuteczna i bezpieczna. Aż w końcu, gdy wszystkie te warunki zostaną spełnione, może się przecież okazać, że drobnoustrój (czyli w opisywanym przykładzie wirus) jest zmienny, to znaczy skory do mutacji. Tak jak wirus z Wuhanu, czyli SARS-CoV-2. Czy w takiej sytuacji trzeba zacząć całą „zabawę” od początku? Jeżeli zmienność nie jest duża, jeżeli zmutowany wirus nie różni się bardzo od tego, na którego była tworzona szczepionka – niekoniecznie. Ale przykład grypy pokazuje, że może być inaczej. Grypa co roku pojawia się w innej wersji. Objawy są takie same, ale wirusy różnych szczepów różnią się od siebie na tyle, że w każdym sezonie trzeba wprowadzać modyfikacje w szczepionkach, które mają się znaleźć na rynku. Tyle tylko, że nawet tutaj nie trzeba pracy zaczynać od początku. Jest baza, którą należy tylko nieco zmodyfikować, tak by szczepionka była skuteczna.

Pojawienie się zupełnie nowego groźnego wirusa, przeciw którego najbliższym znanym krewnym nie ma szczepionki, to jednak zupełnie inna sytuacja. Tutaj wszystko trzeba opracować od zera. A to bardzo czasochłonne zajęcie. Jak się to ma do zapewnień pojawiających się w niektórych mediach, że szczepionka będzie „już za chwileczkę, już za momencik”? Nijak. Zwykle chodzi o wykorzystanie niewesołej przecież sytuacji do zrobienia reklamy firmie. Jak zatem wygląda rzeczywistość? Szczepionki przeciwko wirusowi z Wuhanu nie ma i jeszcze przez wiele miesięcy nie będzie. Teraz jedna firma rozpoczęła próby toksykologiczne szczepionki na ochotnikach. Sprawdza nie tyle, czy ich preparat działa, ile czy nie szkodzi zdrowemu człowiekowi. Te testy to dopiero pierwszy szczebel dość długiej drabiny. Warto się śpieszyć, ale nie aż tak, by z niej spaść.•

Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.