Bez okularów ani rusz

Tomasz Rożek

publikacja 07.10.2010 07:02

Trójwymiar w kinie, na ekranie telewizora czy komputera to jedno wielkie oszustwo.

Bez okularów ani rusz Photo Extremist / CC 2.0

Gdy na ekrany kin wchodzi kolejny film zrobiony w technologii trójwymiarowej, w głowie powstaje pytanie jak to możliwe, że na płaskim ekranie widzę głębię? Czy ktoś mnie tutaj nie oszukuje? Odpowiedź brzmi: TAK. I sami jesteśmy sobie winni. Nasz mózg daje się czasami oszukiwać. I całe szczęście. Gdyby było inaczej, świat byłby piekielnie nudny.

Jeden świat – dwa obrazy

Na początek doświadczenie. Stań na końcu pokoju i wyciągnij przed siebie rękę tak, żeby dłonią zasłonić np. włącznik światła. A następnie patrz na dłoń raz lewym okiem, raz prawym. I co? Widzisz to samo? Widzimy przestrzennie. Nasze oczy rejestrują nieco inne obrazy. Przesunięte. Trudno się dziwić, w końcu są od siebie oddalone o kilka centymetrów. Nasz mózg wszystko składa i dzięki temu widzimy świat w trzech wymiarach, czyli dokładnie takim, jaki świat jest w rzeczywistości. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy z trójwymiarowego świata wchodzimy w świat dwuwymiarowy, czyli idziemy do kina, albo oglądamy film w telewizji. Tutaj cały obraz wyświetlany jest w dwóch wymiarach. Jak zmusić mózg by to, co płaskie wydawało się przestrzenne? Odpowiedzi dostarcza życie. Trzeba przygotować osobne obrazy dla każdego oka. Tylko jak je wyświetlić? Przecież nie na dwóch różnych ekranach. Człowiek to nie kameleon, nie potrafi ruszać gałkami ocznymi niezależnie od siebie.

Wielkie oszustwo

Trik w największym skrócie polega na wyświetlaniu na jednym ekranie nałożonych na siebie dwóch obrazów, z lekkim przesunięciem. Gdyby patrzeć na tak spreparowany film, można by poczuć się mocno rozczarowanym. Obraz nie byłby trójwymiarowy tylko dwuwymiarowy, na dodatek mocno niewyraźny. Bo tutaj ważne jest nie tylko to, co na ekranie, ale także to, co na... nosie. Tak, tak. Ta technika wymaga założenia specjalnych okularów z kolorowymi szkiełkami, najczęściej czerwonym i zielonym. Z kolei film musi być tak zrobiony, by właśnie te dwa kolory z całej palety były lekko zmodyfikowane. Do oka przysłoniętego szkiełkiem w zielonym kolorze nie dociera to, co wyświetlone jest na zielono. Tak samo jak oko zasłonięte czerwonym szkiełkiem nie widzi niczego, co jest w tej samej barwie. W efekcie założenie dwukolorowych okularów powoduje, że każde oko widzi coś troszkę innego. I to wystarczy, by oszukać nasz mózg. A przez to i nas samych.

Cyfrowe kino

Niestety analogowa, czyli tradycyjna technologia osiągania trzeciego wymiaru jest praktycznie nie do wykorzystania w domu. Projektor do wyświetlania filmów w 3D to ogromne urządzenie. Waży może z kilkaset kilogramów. W tradycyjnym kinie trójwymiarowym niezbędny jest powlekany srebrem ekran i... odpowiednie miejsce na widowni. Czym dalej od środka, tym mniejsza głębia (tym mniejszy efekt trójwymiarowości) jest widoczna. Dopiero całkiem niedawno powstało cyfrowe kino 3D. Projektory są tanie i lekkie. Ekran może być normalny, a sam film ma wyższą jakość (taśma z każdym wyświetleniem miała nieco gorszą jakość). Poza tym – jak twierdzą bywalcy kin – cyfrowe 3D można dłużej oglądać. Niektóre osoby, szczególnie z wadami wzroku, skarżyły się na seansach analogowych na ból głowy. Co jeszcze? Gdy film wyświetlany jest w technologii cyfrowej, nie ma znaczenia pod jakim kątem się go ogląda. Innymi słowy, wszyscy w kinie mają taką samą frajdę, a nie tylko ci, którzy (jak było w przypadku analogowego 3D) siedzieli dokładnie naprzeciwko ekranu.

3D w domu

W cyfrowym 3D mózg także jest oszukiwany, choć trzeba przyznać, że trochę bardziej subtelnie. Jedna z tych metod to tzw. technika naprzemiennej sekwencji klatek. Straszna nazwa. Co to takiego? Filmy w kinie wyświetla się z prędkością 24 klatek na sekundę. A gdyby tak w jednej sekundzie „zmieścić” dwa razy więcej klatek? Co druga byłaby przeznaczona dla lewego oka, a pozostałe dla prawego. Wtedy można do każdego oka „podać” inny obraz. Pomysł jest genialny, tylko czy ktoś potrafi kilkadziesiąt razy na sekundę mrugać okiem? Nie ma takiej potrzeby. Do przysłaniania raz jednego oka raz drugiego służą specjalne okulary. Już nie z kolorowymi szkiełkami, tylko ze specjalnymi przysłonami, które mrugają dokładnie wtedy, kiedy mrugać powinny. To jeden sposób.

Drugi, to użycie tzw. okularów pasywnych. Tutaj też nie ma kolorowych szkiełek, tylko szkiełka skonstruowane tak, że przepuszczają tylko część wyświetlanego na ekranie obrazu. I znowu lewe oko widzi coś innego niż prawe.

W domu też można korzystać z cyfrowego 3D. Niektóre stacje telewizyjne już wyświetlają np. mecze w trójwymiarze. Pojawia się też coraz więcej gier w 3D. Niestety okulary są niezbędne. A to niewygodne. Co prawda opracowano już sposób na trzy wymiary bez zakładania czegokolwiek na nos, ale na razie możemy o tym zapomnieć, bo wymaga on zainstalowania w mieszkaniu 16 niezależnych projektorów.