publikacja 19.11.2020 00:00
Tam, gdzie dużo emocji, tam, gdzie kosmiczne oczekiwania, tam łatwo o pomyłkę, nadinterpretację czy pójście na skróty. W zeszłym tygodniu pojawiła się elektryzująca wszystkich wiadomość. Mamy szczepionkę na COVID-19! Nie. Nie mamy. I już tłumaczę, o co chodzi.
istockphoto
Jestem zwolennikiem szczepionek. Uważam, że szczepienia (wraz z antybiotykami i powszechną kanalizacją) należą do największych osiągnięć ludzkości. Dzięki nim udało się uratować miliony, o ile nie setki milionów ludzkich istnień. Ale to nie powód, by podchodzić do innowacji w tych dziedzinach zupełnie bezkrytycznie. Aby szczepionki były bezpieczne, bo to jest podstawowa sprawa, muszą zostać spełnione pewne warunki.
Fazy badań
9 listopada konsorcjum dwóch firm – amerykańskiej Pfizer i niemieckiej BioNTech ogłosiło, że znalazło szczepionkę na SARS-CoV-2, której skuteczność wynosi 90 procent. Tyle tylko, że preparat nie przeszedł jeszcze pełnych badań klinicznych. A to znaczy, że ogłoszenie ma cel biznesowy czy jest bardziej zabiegiem medialnym niż zwyczajowym udostępnieniem wyników badań naukowych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.