Rowerem przez Europę

Sylwia Langer

publikacja 17.11.2010 08:05

Wywiad z Piotrem Mitko, który podróżuje rowerem do różnych miejsc w Europie. Łącznie odwiedził 15 krajów. Rozmowa o spełnianiu marzeń, walce z własnymi słabościami, ludzkiej gościnności i o nieujarzmionej naturze przyrody której musi stawiać czoła.

Rowerem przez Europę Piotr Mitko Nordkapp

"Nieważne, ile razy przyjdzie wam wykonywać tę samą rzecz - róbcie ją dopóty, dopóki nie zostanie dobrze zrobiona. Wierzcie w siebie niezależnie od tego, ile negatywnej energii ciągnie was w dół. Odrzućcie ją i pamiętajcie - będziecie tylko tymi, którymi chcecie być. - Michael Jackson

Sylwia Langer: Jesteś pasjonatem, zwiedziłeś na rowerze już mnóstwo miejsc i zapewne jeszcze więcej masz w planach. Kiedy po raz pierwszy poczułeś w sobie zew podróżnika?

Piotr Mitko: W pierwszą podróż wybrałem się wcale nie z chęci podróżowania. Taki „zew podróżnika” poczułem dopiero wtedy, gdy ta podróż już trwała.

Kiedy to było i dokąd wtedy się udałeś?

- W 2004 roku, gdy miałem 20 lat, zrobiłem małą pętelkę między południem a środkiem kraju – ponad 800 km.

Jakie emocje ci wtedy towarzyszyły?

- Na pierwszym planie zawsze jest podróż: rower, droga, mapa, pogoda, jedzenie, nocleg itd., ale gdzieś w tle zmieniam się od strony duchowej. Pierwsza podróż była wyjątkowa – potrzebowałem wyładowania, odstresowania, nadziei, dobrych myśli, nabrania pewności siebie... Jakby szukałem odpowiedzi na pytanie: „kim jestem?”. Ta podróż bardzo mi pomogła zaakceptować i polubić siebie. W czasie jazdy nie myślę o tym, że myślę. Głębsza filozofia jest dla mnie prawie niezauważalna, tak jak oddychanie i pedałowanie. Dopiero później stwierdzam, że zrodziły mi się w głowie jakieś odkrywcze wnioski, nad którymi wcale nie myślałem. Te uczucia i doświadczenia, jakich dostarczyła mi pierwsza podróż sprawiły, że rok później nie miałem wątpliwości co będę robił w wakacje – jeździł.

Czy był, bądź nadal jest ktoś, kto stanowi dla ciebie inspirację w tej kwestii?

- Na pomysł wyruszenia w Polskę wpadłem sam, ale pewnie nie stałoby się to, gdyby nie mój tata. Jeździ od dawna i bardzo regularnie, czasem jeździliśmy razem, i to on kupił mi pierwsze rowery.

W kwestii inspiracji do większego wyczynu muszę wspomnieć Marka Klonowskiego, podróżnika z Gryfina. W tamtym czasie trafiłem na jego relację z podróży na Kaukaz. Wcześniej o nim nie słyszałem, więc od razu stał mi się bliższy niż ci podróżnicy dobrze znani z mediów... Był tylko trochę starszy ode mnie, a do tego pięknie pisał o swojej dziewczynie, za którą bardzo tęsknił. Bardzo mi się to spodobało.

Podróżnicy tego pokroju, jak Amundsen, Kolumb czy Vasco da Gama mogą inspirować, ale taki „chłopak z sąsiedztwa” bardziej mobilizuje. Zapewne pomyślałem: „skoro on może, to ja też”. Teraz i ja mogę dawać jakąś inspirację właśnie przez to, że jestem zwyczajny, nie mam sponsorów, ani sztabu specjalistów myślących za mnie i opiekujących się mną – w organizacji samotnych podróży radzę sobie sam.

Inspiracji miałem więcej, bo tu nie chodzi tylko o rower. Liczy się wszystko, co jest związane z osiąganiem marzeń, stawianiem sobie trudnych wyzwań, dążeniem do perfekcji, walką z samym sobą i przeciwnościami.

Co cię najbardziej fascynuje w podróżach rowerowych?

- Nie ma czegoś, co najbardziej. To połączenie wielu rzeczy. Zwykle na mojej drodze są miejsca, które znam ze zdjęć i opowieści –  takie, które są ekscytujące już z samej nazwy. Dla mnie był to np. Rzym, przełęcz Hochtor w Alpach, Laponia, Rovaniemi, Przylądek Północny, Lofoty, Islandia... Kocham geografię, filmy przyrodnicze, mapy... a teraz poznaję te miejsca, o których słyszałem jako dziecko. Wspaniała jest ta konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością. A z drugiej strony dojechanie do tych – niejako – znanych miejsc, wymaga jazdy przez nieznane. I bardzo często ważniejsze było dla mnie pokonywanie tej drogi niż dotarcie do celu. Na Islandii zafascynowała mnie pustynia wzdłuż wąwozu Jökulsárgljúfur – jechałem nią, by dotrzeć do wodospadu Dettifoss, którego widok był niesamowity, ale – zupełnie niespodziewanie – sama jazda tą pustynią była fantastycznym przeżyciem, mimo że ciężkim fizycznie. Zawsze są jakieś miejsca, czy nawet całe obszary, o których się wcześniej nie wiedziało, a które wspomina się później jak najpiękniejszy sen. Tyle tylko, że prawdziwy.

Są też przyczyny, dla których to akurat rower mnie fascynuje. Jest napędzany siłą mięśni, więc osiąganie nim celu daje wielką satysfakcję. To pojazd najbardziej przyjazny środowisku, cichy, mały, pozwalający dotrzeć prawie wszędzie, rozkoszując się przy tym naturą. Nie płoszy zwierząt; nie jedzie zbyt szybko, by umknęły piękne widoki; pozwala wdychać świeże powietrze i daje uczucie harmonii z naturą. Nie ma dachu, ani żadnych osłon, więc trochę przypomina to jazdę na koniu. Można nim pokonać kilka razy większe dystanse każdego dnia, niż idąc pieszo. Bagaży nie trzeba targać na plecach, ciało pracuje rytmicznie przez wiele godzin, a przy dobrych warunkach nie czuje się żadnego zmęczenia. Do tego dochodzi dawka endorfiny, jakiej żadna samochodowa wycieczka nie zapewni.

Ile zajmują ci przygotowania do wyjazdu i w jaki sposób musisz się przygotować?

- Dużo więcej czasu potrzebuję przed podróżą za granicę. Pierwsze decyzje, przemyślenia i zakupy zwykle robiłem przynajmniej pół roku wcześniej. Musi być czas na przetestowanie nowego sprzętu i ewentualną wymianę. Trzeba poznać kraj, do którego się jedzie – będzie się turystą, przewodnikiem i tłumaczem zarazem. Dawniej musiałem dość regularnie ćwiczyć jazdę, by później uciągnąć siebie i rower z bagażem przez 100 do 200 km dziennie. Dziś nie mam z tym problemów. W czerwcu prawie nie jeździłem, bo pisałem pracę magisterską, a przez następne półtora miesiąca robiłem 100 km dziennie bez większego problemu. To zapewne kwestia przyzwyczajenia mięśni do długodystansowej jazdy w ostatnich paru latach, nauczenia się swojego organizmu, lepszego rozkładania sił, ale także wieku. Między 25. a 35. rokiem życia organizm jest najbardziej stabilny, zdolny do dużego wysiłku i szybkiej regeneracji. Wielką pomocą w przygotowaniach jest kompletna lista bagażu, którą trzymam od 4 lat i każdego roku ją tylko trochę poprawiam. Jest ona na mojej stronie internetowej i wielu osobom się przydaje.

Przed każdą podróżą staram się zrobić wszystko co możliwe dla swojego zdrowia. Włącznie z tym, że dziewięć miesięcy przed podróżą na Nordkapp i pięć miesięcy przed Islandią nie wypiłem kropli alkoholu. Rezygnuję też z kawy na kilka tygodni, a zwykle piję jej dużo. Jeśli cokolwiek mnie niepokoi zdrowotnie, robię badania, by upewnić się, że mam lekarstwa na każdą ewentualność.

Gdzie podczas swoich podróży nocujesz?

- W Polsce nierzadko „po ludziach”. Mam kilkoro niezawodnych przyjaciół w różnych częściach kraju. Poza tymi kilkoma miastami śpię w namiocie. Szukam jakiegoś gospodarstwa na przedmieściach albo na wsi, gdzie ludzie pozwalają mi rozbić namiot. Czuję się wtedy bezpiecznie, nie robię wielkiego kłopotu, ale w razie czego mogę poprosić o naładowanie telefonu czy skorzystanie z toalety. Ludzie na polskiej wsi są niezwykle gościnni i hojni. Wiele razy oferowano mi śniadanie, wodę, nieraz coś na drogę. Zawsze pomagano mi z dobrego serca i bezinteresownie. Za granicą niemal wyłącznie sypiam w namiocie, z dala od ludzi. Najlepsze warunki do spania na dziko ma Finlandia, Norwegia, Szwecja i Islandia.

Co Cię motywuje do odbywania ekstremalnych wypraw i ciągnie do odległych krain?

- To nie są ekstremalne wyprawy. Choć to zależy od punktu widzenia. Motywuje mnie to, że znam swoje możliwości i wiem, że mogę więcej. To wielka satysfakcja wyznaczyć sobie trudny cel i go osiągnąć. Rzym, Nordkapp i Islandia – każda z tych podróży była dla mnie nie do pomyślenia jeszcze dwa lata wcześniej. Zdobywanie granic swojej wyobraźni jest fantastyczne. Nie kręcą mnie teraz zbyt łatwe czy zbyt krótkie podróże. Im dalej, tym to ciekawsze. Im trudniej, tym bardziej warto.

Motywuje mnie też taka przyziemna kwestia, że póki mam takie możliwości, trzeba z nich korzystać. Może się okazać, że praca albo założenie rodziny sprawi, że o takim podróżowaniu będę musiał zapomnieć. Często trzeba wybrać – rower czy wyjazd z przyjaciółmi? Rower czy praca? Rower czy pieniądze? To nie zawsze łatwe, i nie ma dobrej odpowiedzi dla wszystkich. Ja potrafię sobie wielu rzeczy odmówić i jeśli jest taka potrzeba, to mogę chodzić 5 lat w tych samych ubraniach, odkładając każdą złotówkę na podróż. Młodość jest jedna, a te kilka tysięcy złotych mniej czy więcej nie będzie miało żadnego znaczenia... a wspomnienia i doświadczenia – owszem.

Co czujesz spędzając tak wiele dni w trudnych warunkach?

- Nie są to tak bardzo trudne warunki, choć na pewno spartańskie. Zwykle pierwszy tydzień jazdy był najgorszy. Każda część ciała musi się nieco przystosować do innych wymagań i obciążeń. Jeśli chodzi o psychikę, to na początku schodzi ze mnie stres wszystkich przygotowań, jestem w złym humorze i mam wiele obaw. W drugim tygodniu łapię luz, a ciało radzi sobie już znakomicie. Jestem sobą, ale przystosowanym do nowych okoliczności. W trzecim tygodniu widzę pewne postępy. Mogę jechać więcej i dłużej, nie przeszkadza mi zimno i niewygody, jestem twardszy i bardziej odporny, cieszę się nawet ze wszystkich trudów... Gdy jechałem ponad miesiąc, albo prawie dwa, to im bliżej końca, tym bardziej myślałem już o domu, marzyłem o dobrym jedzeniu, łóżku, łazience i czystym ubraniu. Obecnie jazda krótsza niż 2 tygodnie to dla mnie bezsens, bo to za mało czasu, by doświadczyć prawdziwej istoty takiej podróży. Tego się nie da opowiedzieć.

Czy zaszły jakieś zmiany w Twoim stosunku do przyrody po odbyciu tych wszystkich wypraw? Jak wygląda nasz kraj z perspektywy innych krajów?

- Przyrodę cenię coraz bardziej i rośnie moja ekologiczna świadomość. Widziałem wiele przepięknych lodowców i chciałbym, by moje wnuki też mogły je zobaczyć. Niestety nasza planeta jest coraz bardziej zniszczona. Islandia to jedno z takich miejsc, które są prawie nietknięte ludzką ręką. Tam naprawdę można się zachwycić pięknem przyrody i docenić jej wartość. Gdy myślę, że te dzikie przestrzenie miałyby zostać kiedyś zurbanizowane lub zanieczyszczone, jestem przerażony. Świadomie czy też nie, ale niszczymy niesamowite cuda. W Skandynawii jest większa świadomość ekologiczna. Jest wiele takich rzeczy, które i u nas mogłyby wyglądać lepiej i bardziej przyjaźnie środowisku. Można częściej wsiadać na rower niż w auto, nie brać nowych reklamówek przy każdych zakupach, wykorzystywać kartki zadrukowane tylko z jednej strony... itp. Zwyczajne dobre nawyki, które nic nie kosztują. Ubolewam, że nie ma u nas masowego zbierania puszek, jak to jest np. w Finlandii. W wielu sklepach stoją tam automaty do skupu puszek, które liczą ile ich wrzucono, a następnie drukują na paragonie odpowiednią kwotę, którą można wykorzystać w sklepie. Mam nadzieję, że doczekamy się tego u nas, bo widzę same zalety takiego pomysłu.

Nasz kraj uważam za najlepszy, ale nie pod każdym względem. Z turystycznego punktu widzenia jest u nas wiele do poprawienia i może nie robimy dobrego wrażenia na obcokrajowcach, ale nasz kraj doskonale nadaje się do życia w nim. Kwestie obyczajowe wyglądają u nas jeszcze całkiem nie najgorzej. W każdym kraju, w którym byłem, widziałem coś, co w Polsce przedstawia się lepiej. U nas jest wiele absurdów, ale mimo tego Polska ma wiele zalet. Powinniśmy sobie zdawać z tego sprawę i być z tego dumnymi. Choćby fakt, że u nas są najpiękniejsze kobiety na świecie.

Jakie nastawienie do twojej pasji ma twoja rodzina?

- Dajemy radę. Z każdym rokiem jest lepiej. Rodzice rozumieją tę pasję, bo też kochają przyrodę i sami marzyli o zwiedzaniu świata. Życzą mi jak najlepiej i cieszą się, że spełniam swoje marzenia. Ale są moimi rodzicami, więc oczywiście czasami się martwią. Pod tym względem prawie każda podróż była w jakiś sposób przełomowa. Nie muszę mówić, że pomysłu pierwszej podróży nikt za bardzo nie rozumiał i musiałem wiele razy o tym mówić, by do wszystkich dotarło, że i tak to zrobię. Trudno było przekonać rodzinę do pierwszej zagranicznej podróży – do Rzymu. Nie było też całkiem łatwo przed Nordkapp, bo to już miały być prawie 2 miesiące podróży przez 9 państw, więc pozornie dużo wyższa poprzeczka.

Tak naprawdę, jeśli się potrafi przeżyć w ten sposób tydzień, to przeżyje się i drugi i trzeci... miesiąc i dwa. Trzeba sobie to uzmysłowić i pokonać strach. Granice są w naszej głowie i wiele innych problemów także. Lubię poszerzać te granice własnej wyobraźni – osiągać coś, co kiedyś mnie przerażało.

Myślenie mojej rodziny zmienia się w taki sam sposób, tylko, że są te pół kroku do tyłu. Z reguły mam wrażenie, że gdybym zrezygnował z wyjazdu, to by im lekko ulżyło, ale wiem, że kiedy wyjeżdżam, to mogę liczyć na 100% ich wsparcia.

Ostatnia podróż – ósma w ogóle, czwarta samotna, nie pierwsza zagraniczna, nie pierwsza w rejon podbiegunowy i do tego planowana przeze mnie aż dwa lata – a i tak czułem, że bardzo się o mnie martwią. Wprawdzie nigdy nie byłem sam tak daleko i tak długo, w dodatku w kraju, gdzie można się było spodziewać wybuchu wulkanu, ale na szczęście są telefony. Rodzina i przyjaciele bardzo mi kibicowali i dodawali otuchy. Gorzej było w ostatnich tygodniach na Islandii, kiedy mój telefon się popsuł. Wtedy rodzina przeżyła trochę więcej stresu, a ja musiałem sobie powtarzać, że o mnie myślą i wierzą we mnie.

Potrafisz zachować dystans do tego wszystkiego, co dzieje się wokół, pozostajesz skromnym wędrowcem. Czy jesteś już w jakiś sposób rozpoznawalny? Czy udało Ci się już jakoś zaprezentować się ludziom?

- Cóż, po pierwsze, nie jestem ani jakimkolwiek pionierem ani rekordzistą, więc nie ma się czym przechwalać. Ludzi podróżujących w podobny sposób są w Polsce tysiące.  Po drugie, nie po to wybrałem się w tych kilka podróży, by kłaniano mi się na ulicy. Tak naprawdę zrobiłem je dla siebie, dla swojej satysfakcji. Myślę jednak, że przeżyłem dzięki temu parę cennych chwil, którymi warto się dzielić z innymi. Dlatego spisuję wspomnienia, montuję filmy, staram się dotrzeć z tym do jakiejś grupy odbiorców. Jeśli chociaż jednej osobie da to odwagę czy inspirację do realizacji jej marzenia, to warto. Rozpoznawalność wcale by mnie nie cieszyła – czułbym się skrępowany. Wystarczająco cieszy mnie, jeśli mam czym zaimponować swoim bliskim i przyjaciołom. Bardzo mnie motywują i to jest dla mnie szalenie ważne. A dystans i skromność to cechy, których się nabiera i które pogłębiają się właśnie w czasie długich podróży. Samo słowo „dystans” powinno już się z tym kojarzyć.

Dziękuję za rozmowę i życzę Ci dalszych sukcesów.

Rozmawiała Sylwia Langer

***     

Chętnych zapraszamy do odwiedzenia stron:

www.piotrmitko.com - strona internetowa Piotra Mitko

www.vimeo.com/rower -  filmy z opisanych przez Piotra wypraw

www.schmiciu.pinger.pl -  relacja pisana na żywo z Islandii

Zapraszamy także do obejrzenia filmu zrealizowanego przez Piotra podczas podróży  po Islandii. Szczegóły tutaj : Wiara.pl

Ponadto zapraszamy do naszej galerii, gdzie można znaleźć część zdjęć wykonanych przez Piotra.