Tygrysa pilnie kupię

Jarosław Dudała

publikacja 17.11.2010 09:52

– Nie macie tygrysów? To przecież taki duży sklep! – oburzał się klient jednego ze sklepów zoologicznych.

Tygrysa pilnie kupię Henryk Przondziono/Agencja GN

Emilka ma niespełna 10 lat. I – jak każde dziecko w jej wieku – lubi zwierzątka. Ale do najbliższego zoo ma prawie godzinę drogi, a za zwiedzanie trzeba zapłacić. Spacer po zoo z rodziną to wydatek kilkudziesięciu złotych. Tymczasem dużo bliżej jest centrum handlowe z dużym sklepem zoologicznym, do którego wstęp jest oczywiście bezpłatny. Więc gdy pada deszcz i nie da się jeździć na rolkach ani lepić bałwana, Emilka prosi tatę, żeby ją zawiózł do takiego sklepu. – Lepsze to niż siedzenie przed komputerem czy telewizorem – myśli tata i chętnie zabiera córkę na taką wycieczkę. Pół godziny z nosem przy szybach akwariów murowane. – Takich zwiedzających mamy sporo – mówi kierowniczka jednego ze sklepów, stojąc przy boksach dla gryzoni. – Szynszyle są dobre dla alergików. Ale trzeba uważać, bo są bardzo szybkie – dodaje.

Obok mieszkają inni ulubieńcy dzieci – króliczki i świnki morskie. – Jaka śliczna, czerwonooka! – cieszy się Emilka i za chwilę rudobury gryzoń ląduje u niej na rękach. – Susły też są słodkie. Kiedy śpią, leżą na plecach i śmiesznie rozkładają łapki – opowiada pani kierownik. Co ludzie kupują najczęściej? – Chomiki. No i rybki po 5–10 zł – wyjaśnia. Oczywiście, są też ryby dużo droższe. Na przykład arowana srebrna. Na razie ma jakieś 30 centymetrów, ale jeszcze urośnie, pod warunkiem, że będzie się ją karmić mięsem. Drogie są także owiane złą sławą piranie. Pływają sobie spokojnie w akwarium razem z pielęgnicami, które przypominają trochę wigilijne karpie.

Dusiciel i smok miniaturka

Osobne miejsce w takich sklepach zajmują gady – pytony, boa dusiciele, mniejsze węże zbożowe i mahoniowe oraz kameleony i różne jaszczurki. Taka np. agama jest całkiem sympatyczna, można ją wziąć na ręce jak chomika i pogłaskać. Ma delikatną skórę i twardsze grzebienie. Wygląda pociesznie – jak miniaturka smoka. Ale boa dusiciele i pytony to co innego – one prezentują się groźnie.– Groźnie? Groźna to jest kobra albo żmija gabońska, ale nie pyton czy boa – obrusza się Szymon Zawadzki, który opiekuje się gadami w katowickim sklepie Aquael. – Niech pan sam pomyśli: ile osób zginęło od pogryzienia przez psa, a ile zostało u nas zabitych przez boa? – pyta retorycznie. – Ale podobno boa dusiciel ma 100 zębów i gryzie z siłą średniego psa – nie ustępuje tata Emilki. – Zębów ma rzeczywiście dużo, ale z tą siłą gryzienia to przesada – odpowiada opiekun gadów. – Mimo wszystko ludzie boją się wężów. Kto w ogóle chce je mieć u siebie? – docieka tata. – Tacy jak ja, pasjonaci – odpowiada Mariusz Wyrębski ze sklepu ZooNatura i chwali się, że już wkrótce boa dusiciel zamieszka u niego w domu. – Ci, którzy pracują ze zwierzętami w poszczególnych działach, to prawdziwi pasjonaci. Jeden z nich to tłumacz anglista, zna nawet język chiński. Mógłby pracować gdzie indziej i o wiele więcej zarabiać. Ale woli być tutaj – podkreśla kierowniczka jednego ze sklepów zoologicznych.

Papuga jak trzy psy

Pani kierownik też ma zwierzaka ulubieńca. To wielka papuga żako. Jest droga. Kosztuje 6 tys. zł, a mimo to znalazło się już dwóch nabywców na takie okazy. – Ta papuga ma już swojego właściciela, który wkrótce ją od nas odbierze – informuje pani kierownik. – Chodź, chodź! – mówi do srebrzystoszarej papugi, a ona posłusznie przychodzi. – Ma 9 miesięcy, a będzie żyła około 50 lat. Gdy będzie starsza, będzie ją można nauczyć mówić. Jeden z klientów opowiadał nam, że jego papuga przeżyła trzy psy – śmieje się jedna ze sprzedawczyń.

Zmorą sklepów zoologicznych są nieprzemyślane zakupy. – Jakoś tak dziwnie się składa, że przed świętami ludzie chętnie kupują zwierzęta, a przed wakacjami nagle okazuje się, że są na nie uczuleni i chcą je nam zwrócić – mówi Jolanta Syrek z Aquael. Co wtedy? Sklep pieniędzy nie zwraca, a jeśli przyjmuje niechcianego chomika czy myszkę, to na ogół po to, by nakarmić nimi innych podopiecznych. – Jeśli się kupuje zwierzę, to bierze się za nie odpowiedzialność – podkreślają sprzedawcy i dodają, że z tego właśnie powodu nie sprzedają zwierząt dzieciom, którym nie towarzyszą dorośli.

Nowość: latarka na siuśki

Większość powierzchni w sklepach zoologicznych zajmują półki z żywnością dla zwierząt i mnóstwem gadżetów, których przeznaczenia czasem trudno się nawet domyślić. Trochę śmiesznie, a trochę strasznie wyglądają zabawki dla psów w postaci oskubanych kurczaków z gumy. – Dawniej, gdy pies za bardzo ciągnął właściciela na spacerze, trzeba było kupić kolczatkę. Dziś jest sporo innych rozwiązań, a kolczatka pozostaje ostatecznością – twierdzą sprzedawcy. – O, tutaj mamy odżywki i leki dla ryb – mówi Mariusz Wyrębski, pokazując spory regał pełen kolorowych opakowań. – To ryby chorują? A przecież mówi się: zdrów jak ryba? – dziwi się tata Emilki. – Tak, ryby też chorują.

Na przykład na ospę. Mają wtedy całe ciała w białe kropki – wyjaśnia akwarysta. Dalej pokazuje nowość, która po angielsku nazywa się urine finder. To coś w rodzaju małej, ultrafioletowej latarki. Wystarczy poświecić nią na podłogę, a zaraz będzie widać dokładnie, gdzie znajdują się plamy po psich czy kocich siuśkach. Do kompletu są oczywiście środki, które neutralizują te nieczystości. – Fajne są plastikowe kule dla chomików. Zwierzątko można włożyć do takiej kuli i pozwolić mu zwiedzać mieszkanie bez obawy, że ucieknie gdzieś pod szafę – mówi Jolanta Syrek z Aquael.

Sama ma w domu niezły zwierzyniec – to kolekcja 27 pająków, nie licząc agamy, kameleona i psa. Czy koleżanki nie boją się przyjść do niej na kawę? – Nie! Pająków nie wyciągam, ale agamę – tak. Moja 6-letnia chrześnica najpierw piszczała, ale potem się z nią oswoiła – uśmiecha się pani Jola. W sklepach zoologicznych można czasem kupić także akcesoria dla wędkarzy. Na przykład wysokie gumowe spodnie kupuje młodzież jako dowcipne prezenty dla kolegów.

Głaskalnia płaszczek

Emilka była kiedyś w podobnym sklepie w Budapeszcie. Duży, piękny, zajmuje sporą powierzchnię w jednym z wielkomiejskich centrów handlowych. Główną atrakcją była tam wielka papuga, swobodnie latająca między półkami. Ale to jeszcze nic. Tuż obok – ale jeszcze w budynku centrum handlowego – ulokowano Tropicarium. Bilety wstępu są tam drogie, ale i tak warto je odwiedzić. W jednym z pomieszczeń urządzono las deszczowy. Strumienie wody spod sufitu leją się po gęstej zieleni na wypoczywające krokodyle. Halogenowe lampy imitują błyskawice, a w głośnikach dudnią gromy. Dalej idzie się przezroczystą rurą po dnie basenu, w którym pływają rekiny. Na końcu znajduje się okrągły basen, o średnicy około 5 metrów. Pływają w nim płaszczki, które można dotknąć. – Głaskalnia płaszczek! – śmiał się tata Emilki. I sam podwinął rękawy koszuli, żeby dotknąć skóry egzotycznych ryb

Zoobiznes

Sklepy zoologiczne to nie tylko atrakcja dla dzieci. To także biznes. Coraz większy. Powstają całe sieci sklepów zoologicznych, które lokowane są na ogół przy hipermarketach. W internecie można nawet znaleźć specjalistyczny portal (www.rynekzoologiczny.pl). Z zamieszczonego w nim tekstu Pauliny Wasiluk wynika, że w końcu 2009 r. w naszym kraju było nieco ponad 100 sieciowych sklepów zoologicznych. Prawie jedna czwarta z nich powstała w roku ubiegłym. Powstały całe centra logistyczne, pracujące na ich potrzeby. Do tego dochodzi jeszcze sprzedaż internetowa. – Sieciowe sklepy zoologiczne to kategoria, która nadal posiada niezbadany do końca potencjał, dlatego na tym polu dużo można jeszcze osiągnąć – uważa Paulina Wasiluk. Największa z działających w Polsce sieci posiada obecnie 32 sklepy. Z jakimi problemami borykają się sieciowe sklepy zoologiczne? Są to: duża rotacja personelu oraz brak powierzchni sklepowej. – Producenci poszczególnych artykułów dla zwierząt niemal walczą o miejsce na półce – uważa Paulina Wasiluk. Jak widać, wielu ludzi ciężko pracuje, by 10-letnia Emilka mogła rozczulić się nad puszystymi króliczkami albo wzdrygnąć na widok węży.