Niezwykła fotografia

Szymon Babuchowski

GN 12/2021 |

publikacja 25.03.2021 00:00

W Wielką Sobotę telewizje na całym świecie będą transmitowały wystawienie i adorację Całunu Turyńskiego. O tym, jak patrzeć na tę niezwykłą relikwię, mówi Janusz Rosikoń.

Całun, w który zawinięte zostało zdjęte z krzyża ciało Chrytusa, został uszkodzony podczas pożaru w 1532 r. Widoczne na nim jasne pola to uzupełnienia naszyte przez siostry klaryski. zdjęcia janusz Rosikoń /Rosikon Press Całun, w który zawinięte zostało zdjęte z krzyża ciało Chrytusa, został uszkodzony podczas pożaru w 1532 r. Widoczne na nim jasne pola to uzupełnienia naszyte przez siostry klaryski.

Szymon Babuchowski: Pan miał okazję spędzić z całunem trochę czasu...

Janusz Rosikoń: Tak, miałem ten wielki przywilej, że mogłem fotografować go przez kilka godzin. Kiedy po raz pierwszy stanąłem przed całunem, moją uwagę zwróciły najpierw bardzo ostre kształty, dosyć abstrakcyjne, trochę zbijające z tropu. Oczywiście byłem przygotowany i wiedziałem, że są to ślady po pożarze w Chambéry w 1532 r., ale stając przed całunem, człowiek jakby zapomina o całym świecie. Wpatrywałem się w to płótno, szukając na nim obrazu Jezusa, a wyłączenie tych plam zajęło mi trochę czasu.

Dlaczego?

Na całunie są dwa rodzaje obrazu: obraz odciśnięty i obraz ciała. Na obraz odciśnięty składają się ślady krwi, ale również wody, której użyto w czasie gaszenia wspomnianego pożaru. Są też ślady składania całunu – we wczesnym średniowieczu, kiedy był przechowywany w skrzyni, składano go na czterdzieści kilka części. Dopiero gdy uświadomimy sobie to wszystko, możemy skupić się na wizerunku Pana Jezusa. Okazuje się, że widzimy wyraźnie zarys ciała człowieka, bo szczęśliwie nadpalenia nie obejmują obrazu ciała. W środku całunu jest głowa i jej obraz z tyłu. To jest coś niezwykłego, że mamy obraz przedni i tylny. I, co dziwniejsze, intensywność tych obrazów jest podobna. Wydawać by się mogło, że skoro ciało leżało na całunie, to obraz, który powstał na dole, powinien być wyraźniejszy. Ten obraz jednak nie powstał dlatego, że ciało dotykało całunu. To, w jaki sposób się pojawił, jest tajemnicą.

Mamy do czynienia z negatywem?

Tak! Dla mnie jest czymś niesamowitym to, że całun został niejako odkryty dzięki fotografom, bo przecież od 28 maja 1898 r., kiedy turyński adwokat, fotograf amator Secondo Pia, zrobił jego pierwsze zdjęcia, rozpoczęła się pewna rewolucja w nauce. Znamy dokładny opis z pamiętnika fotografa, jak wywoływał szklaną płytę, na której utrwalił fragment obrazu z głową Pana Jezusa, i zaczął nagle widzieć twarz człowieka w pozytywie. Sam spędziłem w ciemni sporo godzin życia, więc wiem, jak się przeżywa wywoływanie każdego filmu. Mogę sobie wyobrazić szok, jaki przeżył Pia, kiedy zdał sobie sprawę, że jest pierwszym człowiekiem na świecie, który po dziewiętnastu wiekach zobaczył twarz Pana Jezusa w pozytywie. Wcześniej ludzie oglądali tę twarz jedynie w negatywie – bardzo nieczytelną, rozmytą. Zmysł naszego wzroku nie jest w stanie uchwycić szczegółów tego obrazu, bo nie ma on ostrych konturów.

Rozumiem, że wiadomość o odkryciu szybko się rozeszła.

Tak, już cztery lata później środowiska, które bały się, że całun może spowodować pewną rewolucję w wierze, zleciły badania profesorowi anatomii Yvesowi Delage. Był on znanym antyklerykałem, agnostykiem, więc sądzono, że stwierdzi, iż mamy do czynienia z fałszerstwem. Ale Delage po analizie powiedział, że nikt nie jest w stanie namalować z taką dokładnością anatomicznego obrazu człowieka. Całun przedstawia mężczyznę, który miał 183 cm wzrostu, ważył 77–80 kg, nosił długie, gęste włosy i miał brodę. Z analizy Delage’a wynika, że ów człowiek musiał leżeć w całunie co najmniej 24 godziny, ale nie dłużej niż kilka dni, bo nie ma tam śladów odrywania się ciała od całunu ani śladów rozkładu ciała. To wszystko w sposób zadziwiający zgadza się z opisem Ewangelii. Od tamtej pory całun stał się najbardziej badanym artefaktem w historii. W 1939 r. odbył się pierwszy zjazd naukowców zajmujących się całunem. Powstała nowa nauka – syndonologia. W tej chwili w Polsce mamy wielu syndonologów, na całym świecie jest ich kilkuset. Są wśród nich ludzie pracujący dla NASA czy innych wielkich ośrodków naukowych.

Co możemy zobaczyć na całunie?

Bardzo dobrze widoczna jest twarz, a na niej zamknięte oczy, nos, usta, broda. Wyraźnie widać też ślady krwi. Z badań francuskich naukowców wynika, że jest to krew po ukłuciach koroną cierniową. Co ciekawe, pod krwią nie ma obrazu ciała, czyli krew była wcześniejsza i uniemożliwiła w tym miejscu powstanie obrazu. Doskonale widać też skrzyżowane ręce oraz to, w którym miejscu były one przebite gwoździami. To nie dłonie były przebite, jak często pokazuje się w sztuce. Dłonie nie utrzymałyby ciała na krzyżu. Ręce zostały przebite w nadgarstkach. Legioniści rzymscy byli specjalistami w tego typu egzekucjach. Robili to sprawnie, bezwzględnie, szybko. Widać też, już mniej wyraźny, zarys nóg, na których też są ślady gwoździ. I jakby cętki na płótnie, o których wiemy z badań, że to ślady po biczowaniu. Z liczby ran widocznych na całunie wyliczono nawet, ile mniej więcej razy Pan Jezus był uderzony flagellum, czyli okrutnym biczem rzymskim, który na końcach rzemieni miał przywiązane kawałki metalu czy kości – po to, żeby ranić ciało. Bardzo dokładnie widoczna jest też rana po prawej stronie. To rana po włóczni. Wiele osób dziwi się temu, bo przecież serce mamy po lewej. Ale musimy pamiętać, że legioniści rzymscy byli właśnie ćwiczeni w tym, żeby do serca dostawać się z prawej strony. Dlaczego? Bo broniący się żołnierze tarczę trzymali w lewej ręce i od tej strony bronili serca. Legionista, który przebił bok Pana Jezusa, zrobił to po prostu tak, jak zawsze czynił podczas walki.

Czym dla Pana, jako fotografa, jest obraz z całunu?

Tłumaczę to sobie w ten sposób, że zmartwychwstały Pan Jezus zostawił nam jakąś wiadomość, przekaz, list, który dopiero po odkryciu fotografii mogliśmy zacząć odkrywać. Zaczęło się od prostego aparatu fotograficznego na klisze szklane, ale w tej chwili mamy już bardzo zaawansowany sprzęt fotograficzny, mikroskopy elektronowe i możliwości badania takie, o których, kiedy powstała pierwsza fotografia całunu, naukowcom się nie śniło. Myślę, że płótno to kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic, które nauka będzie w przyszłości odkrywać. •

Janusz Rosikoń

Fotograf, członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Polskich Artystów Fotografików, współzałożyciel wydawnictwa Rosikon Press. Autor wielu wystaw indywidualnych oraz albumów. Wraz z Grzegorzem Górnym odbył podróż tropem relikwii Chrystusowych, któreej owocem jest książka „Świadkowie Tajemnicy”, nagrodzona Feniksem 2013.

Grzegorz Górny, 
Janusz Rosikoń
Świadkowie Tajemnicy. Śledztwo w sprawie relikwii Chrystusowych
Rosikon Press
Izabelin–Warszawa, 2013
ss. 336   Grzegorz Górny, Janusz Rosikoń Świadkowie Tajemnicy. Śledztwo w sprawie relikwii Chrystusowych Rosikon Press Izabelin–Warszawa, 2013 ss. 336

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.