Bezpieczna i efektywna

Tomasz Rożek

GN 12/2021 |

publikacja 25.03.2021 00:00

Kolejne państwa zawieszały swoje programy szczepienia preparatem AstraZeneca, twierdząc, że podanie go zwiększa ryzyko wystąpienia choroby zakrzepowej. W ostatnich dniach Europejska Agencja Leków wydała oświadczenie, w którym napisano, że szczepionka jest „bezpieczna i efektywna”.

Epidemia to wyzwanie nie tylko naukowe, ale także gospodarcze i polityczne. Brytyjski premier Boris Johnson (na zdjęciu), jest jednym z największych wygranych obecnego sporu szczepionkowego. Geoff Caddick /pa/pap Epidemia to wyzwanie nie tylko naukowe, ale także gospodarcze i polityczne. Brytyjski premier Boris Johnson (na zdjęciu), jest jednym z największych wygranych obecnego sporu szczepionkowego.

Każdy przypadek należy sprawdzić i przeanalizować. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Szczepionki miewają skutki uboczne. Tak jak wszystkie leki, z tabletkami od bólu głowy czy witaminami włącznie. To, że po podaniu jakiegoś leku pacjent poczuł się gorzej, zachorował czy nawet zmarł, nie wystarczy, by wskazać związek przyczynowo-skutkowy. Do tego potrzebna jest analiza konkretnych przypadków. Tego typu testy robi się na różnych etapach badań klinicznych i to ich wyniki (oraz wyniki skuteczności) są podstawą do zatwierdzenia szczepionki (albo leku) przez odpowiednie urzędy. Ale nawet po wprowadzeniu szczepionki na rynek skrupulatnie rejestruje się skutki uboczne jej zastosowania. W ostatnich tygodniach w kolejnych państwach zawieszano szczepienie preparatem brytyjskiej firmy AstraZeneca z powodu – jak twierdzono – podwyższonego ryzyka wystąpienia zatorów.

Rekomendacja

W Unii szczepionka AstraZeneca została podana około 10 mln osób. Kolejnych kilkanaście mln zaszczepiono w Wielkiej Brytanii. To bardzo duża grupa. Europejska Agencja Leków (EMA) na podstawie tych danych wydała komunikat, z którego wynika, że szczepionka nie powoduje wzrostu ryzyka przypadków zakrzepowych, a te, które wystąpiły, „w żadnym stopniu” nie mają związku ze szczepionką. Eksperci EMA przeanalizowali każdy przypadek śmierci z powodu zakrzepicy zatok żylnych w mózgu, która nastąpiła po podaniu szczepionki. Wśród kilkudziesięciu milionów zaszczepionych takich przypadków było kilkadziesiąt. Dla porównania: w Europie co miesiąc na choroby zakrzepowe zapada prawie 100 tys. osób. Choć analizowane przypadki były jednostkowe w porównaniu ze skalą występowania chorób zakrzepowych, eksperci dokładnie im się przyglądali. Twierdzili, że nie wystąpiły one w konsekwencji zaszczepienia. Niezależnie od tego wydali jednak rekomendację, by producent szczepionki – konsorcjum Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz brytyjsko-szwedzkiej firmy AstraZeneca – dopisał do ulotki dołączonej do szczepionki informację o tym, które symptomy powinny wzbudzać niepokój pacjenta oraz skłaniać do wizyty u lekarza. Nie świadczy to jednak o tym, że zakrzepy są wywoływane przez szczepionkę. To jedynie informacja, że pacjent nie powinien lekceważyć konkretnych symptomów. W oświadczeniu EMA napisano, że liczba przypadków zakrzepowych wśród osób zaszczepionych jest niższa niż średnia dla ogółu ludzkości.

Po opublikowaniu tego oświadczenia kraje, które wcześniej zawiesiły szczepienie preparatem AstraZeneca, ponownie zaczęły go podawać. Nie zamyka to sprawy i sami eksperci EMA podkreślili, że będą cały czas analizowali dane z poszczególnych krajów (nie dotyczą one tylko szczepionki AstraZeneca, ale też wszystkich innych preparatów), natomiast obecnie, na podstawie dostępnych informacji, nie można potwierdzić tezy, że wspomniana szczepionka zwiększa ryzyko wystąpienia zakrzepów.

Powroty

Z powodu powikłań zakrzepowo-zatorowych w Europie zmarło kilka osób. Śmierć nastąpiła krótko po podaniu szczepionki. „Krótko po” to jednak nie to samo co „z powodu”. Eksperci EMA badali, czy istniał jakikolwiek związek tych śmierci ze szczepieniem. Wcześniej eksperci WHO twierdzili, że takiego związku nie dostrzegają. Pierwszy przypadek zakrzepicy, który powiązano z brytyjską szczepionką, zarejestrowano w Norwegii. Tam wstrzymano szczepienia, gdy zmarła jedna osoba (dwie kolejne trafiły do szpitala). W Wielkiej Brytanii zarejestrowano 7 takich przypadków (dwie z tych osób zmarła). W Niemczech było 13 przypadków, 3 osoby zmarły. Kolejne kraje wstrzymywały szczepienia, mimo że nie rejestrowano kolejnych zgonów. Dlaczego więc podejmowano takie decyzje? O tym za chwilę.

Zakrzepica nie jest chorobą rzadką, szczególnie w społeczeństwach, w których sposób odżywiania i tryb życia (głównie siedzący) nie są optymalne. Prawdopodobieństwo wystąpienia zakrzepów rośnie wraz z wiekiem. Gdy przeprowadzana jest masowa akcja szczepień, możliwe są więc sytuacje, w których osoba zaszczepiona ma kłopoty spowodowane zakrzepami. Takie osoby nietrudno znaleźć np. dziennikarzom. Choć biorąc pod uwagę zestawienia odczynów poszczepiennych, preparat AstraZeneca wypadał lepiej niż szczepionki innych firm, w mediach zaczynała przeważać opinia, że brytyjska szczepionka jest niebezpieczna. Tymczasem analiza przypadków zakrzepowych nie dotyczyła wszystkich zakrzepów, bo tutaj lekarze nie widzieli związku przyczynowo-skutkowego, lecz jedynie bardzo rzadkich przypadków zakrzepicy zatok żylnych mózgu. U tych osób zaobserwowano także zmniejszenie liczby płytek krwi (trombocytopenia). W skali Europy mówimy o mniej niż jednym przypadku na milion zaszczepionych. Zarówno europejska, jak i niemiecka komisja nie doszukały się związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy szczepieniem a wystąpieniem rzadkiego rodzaju zakrzepicy. Innego zdania są jednak eksperci z Norwegii. Oni uważają, że zakrzepy występujące u trzech pacjentów (z których jeden zmarł) są najprawdopodobniej spowodowane odpowiedzią układu immunologicznego na szczepionkę.

Po oświadczeniach EMA decyzje o powrocie do szczepienia AstraZenecą podjęły Włochy, Litwa, Łotwa, Niemcy i Hiszpania. Dania, Szwecja i Norwegia na razie tego nie zrobiły.

Narracja

W szczytowym momencie podawanie szczepionki zawiesiło 19 europejskich państw. Niektóre wycofały brytyjski preparat całkowicie, inne przestały szczepić tymi partiami szczepionki, którymi zaszczepiono tych kilkanaście osób, u których później pojawiły się powikłania zakrzepowe. AstraZeneca to szczepionka brytyjska, a pozostałe dwie – Pfizer i Moderna – to szczepionki amerykańskie. Można powiedzieć, że mamy do czynienia z walką farmaceutycznych gigantów o globalny rynek. Szczepionki Pfizera i Moderny różnią się od brytyjskiej sposobem działania. AstraZeneca to szczepionka wektorowa, podczas gdy dwie pozostałe to szczepionki mRNA. Wszystkie prowadzą do wytworzenia u zaszczepionego odporności na koronawirusa SARS-CoV-2, ale robią to w inny sposób. Ze wstępnych badań statystycznych wynika, że większy dyskomfort (osłabienie, ból w miejscu ukłucia, gorączka) szczepionka wektorowa wywołuje po podaniu pierwszej dawki. W przypadku szczepionek mRNA negatywne skutki częściej występują po podaniu dawki drugiej. To na pewno miało duży wpływ na ogólnie gorszy odbiór szczepionki AstraZeneca. Narracja, że politykom zależy wyłącznie na zaszczepieniu jak największej liczby ludzi, a sprawą drugorzędną jest dla nich jakość szczepionek, pojawiała się i w naszej przestrzeni publicznej. Czy ten nacisk mógł mieć przełożenie na konkretne decyzje administracyjne? Warto pamiętać, że preparat firmy AstraZeneca jest wielokrotnie tańszy niż Pfizera czy Moderny. W walce o rynek czasami sięga się po inne argumenty niż cena, w tym np. medialne manipulacje.

AstraZeneca jest szczepionką brytyjską. Gdy Wielka Brytania występowała z Unii, wielu ostrzegało, że kraj ten nie poradzi sobie z epidemią, bo z tak dużymi wyzwaniami radzić sobie mogą tylko duże organizacje. Wspólne negocjowanie z koncernami farmaceutycznymi miało pokazać, że Unia na tym polu jest sprawna. Wyszło odwrotnie. Wielka Brytania „swoją” szczepionkę zarejestrowała poza unijnymi procedurami (mogła to zrobić) i nie czekając na nic i na nikogo, zaczęła szczepić. Na kontynencie zaczęto szczepić później. W Brukseli powodowało to narastającą frustrację. Bo kiedy kraje unijne czekały na coraz mniejsze dostawy szczepionek, na Wyspie program szczepień działał świetnie, a ci, którzy byli zwolennikami brexitu, zyskali dowód na to, że Unia nie funkcjonuje właściwie. W Wielkiej Brytanii spada liczba nowych przypadków zarażenia koronawirusem i niebawem zapewne skończy się lockdown w gospodarce. Na terenie Unii raczej szybko tak się nie stanie. Czy to zatem możliwe, że mamy do czynienia z próbą dyskredytacji produktu z powodów politycznych? Na zasadzie: zrobię mamie na złość i odmrożę sobie uszy?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.