Dzisiejszy wpis nie będzie poświęcony nauce. Zastanawiam się, na jak długo wystarczy nam sił. W zrywach jesteśmy mistrzami świata, a potem… jest już tylko gorzej.
Gdyby dopasować do całych narodów konkretne zawody, do nas chyba najbardziej pasowałby strażak albo ratownik medyczny. Ktoś, kto ma szybko i skutecznie rozwiązać nagle pojawiający się problem. Gdy pożar jednak trwa zbyt długo, gdy zabraknie wody w zbiorniku, strażak jest bezradny. Gdy w szpitalu nie ma anestezjologów albo łóżek i kroplówek, nawet jeżeli akcja ratunkowa zostanie przeprowadzona w sposób modelowy, pacjent i tak umrze. Nam nie wystarczy sił na dłuższy czas, jeśli nie dostaniemy wsparcia – od własnego rządu i od instytucji międzynarodowych. Wsparcia nie tylko finansowego, ale także prawnego i instytucjonalnego. Z czasem coraz głośniejsi stają się także ci, którzy uważają, że żadnego pożaru nie ma. Zapowiedź tego, co nadchodzi, widzę, analizując nasze zachowania podczas pandemii. Pierwszą falę – tę, która zebrała najkrwawsze żniwo na zachodzie Europy – przeszliśmy wzorowo. Przez kolejne miesiące byliśmy pokazywani jako wzór dyscypliny, samoorganizacji i wsparcia. Było szycie maseczek dla personelu medycznego, było przynoszenie pracującym po kilkadziesiąt godzin w szpitalach kanapek, były zbiórki dla ratowników medycznych. Ale to szybko się skończyło. Kolejne fale były dramatem. Nie starczyło sił na dłużej, nikt skutecznie nie zatroszczył się o wodę do gaszenia kolejnych pożarów, więc i gaszących coraz mniej poważano. Zaczęli masowo pojawiać się ci, którzy szczuli i wyśmiewali.
Dzisiaj w Polsce jest ponad dwa miliony ludzi zza wschodniej granicy. Gasimy pożar i znowu jesteśmy pokazywani jako przykład. Na jak długo wystarczy nam sił? Na ile wystarczy wody? Moim zdaniem już zaczyna jej brakować. I co wtedy się stanie? Zobojętnienie? Cóż, to byłby chyba najbardziej optymistyczny scenariusz z tych wszystkich złych, które mogą się wydarzyć. O bardziej pesymistycznych nie chcę nawet myśleć. To, na jak długo wystarczy nam jeszcze sił, zależy od wielu czynników, część z nich jest u nas, część z nich na terenie Ukrainy, część za zachodnimi granicami Polski. Te u nas to niedawanie wiary niesprawdzonym informacjom pochodzącym z kont trolli, to sprawność władz centralnych i samorządowych, to także odpowiedzialne zachowania mediów i polityków. Wojna u granic to nie jest czas na polityczne spory. Tym niech się zajmują hieny.
Gasić pożary potrafimy wzorowo, ale gasząc, nie myślimy o logistyce, a ta jest kwestią kluczową. Nie myślimy też o tym, co będzie, gdy budynek zostanie ugaszony. Takie analizy nie mogą zaprzątać głowy gaszącym, ale obok gaszących powinni być ci, którzy planują kolejne kroki.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.