Czołgi dezinformacji

Tomasz Rożek

GN 16/2022 |

publikacja 21.04.2022 00:00

To, że Rosja prowadzi bardzo intensywną politykę dezinformacyjną, jest tzw. oczywistą oczywistością. W naszej części świata jest w tych działaniach niekwestionowanym liderem od bardzo dawna.

Czołgi dezinformacji istockphoto

Armie trolli, konta bez twarzy i nazwiska – a jeśli z nazwiskiem, to fałszywym – atakują, oskarżają, podjudzają i kłamią. A przede wszystkim dzielą ludzi i przekonują, że jesteśmy w niebezpieczeństwie, że jesteśmy sami, że nie wolno ufać żadnym oficjalnym komunikatom. A my – w dużej mierze – poddajemy się temu.

Fala kłamstw

W kwestii napaści Rosji na Ukrainę wina tej pierwszej jest tak ewidentna, że trudno na tym etapie skutecznie przekonywać, że Rosja musiała atakować, że Rosja się broniła, że Rosja niszczy tylko cele wojskowe, a także że Ukraina prowokowała, że Ukraina to historyczna część Rosji, że to Ukraina – pod publiczkę – układa ciała na ulicach, którymi mają jechać dziennikarze. W Polsce na razie tego typu głosy są marginesem. Ale można zaobserwować, że jest ich coraz więcej. Nie sądzę, by kiedykolwiek zdobyły szeroki oddźwięk, ale to niejedyny front dezinformacyjny. Kilkukrotnie pisałem już w „Gościu” o zalewie kłamstw i manipulacji dotyczących energetyki jądrowej. Koordynacja pomiędzy tym, co w danym momencie robią rosyjskie wojska, a tym, co pojawia się w naszej przestrzeni medialnej, jest uderzająca. Najpierw anonimowe, a potem już konkretne, często znane profile pisały o ataku na elektrownię w Czarnobylu.

Gdy temat wybrzmiał, ale nie odbił się szerokim echem, pojawił się wątek Zaporoskiej Elektrowni Atomowej w mieście Enerhodar. Elektrownia czarnobylska jest od wielu lat wyłączona z użytku, lecz elektrownia w Enerhodarze działa. Ostrzelano ją i wybuchł na jej terenie pożar. Łatwo było zweryfikować, że paliły się budynki biurowe, że reaktory zostały awaryjnie wyłączone, że nie ma żadnego zagrożenia radiacyjnego ani dla Polski, ani dla Ukrainy. Ostrzelanie elektrowni jądrowej robi wrażenie na tych, którzy… nie wiedzą, w jaki sposób takie budynki jak reaktory i pokrywy reaktorów są zbudowane. Takich osób jest większość, więc tego typu sfałszowany obraz robi ogromne wrażenie. Jedna z ogólnopolskich telewizji, opisując te wydarzenia, informowała o „ataku jądrowym Rosjan”. Cyfrowe wojska Putina musiały być zachwycone. Ten przekaz trafił w tym momencie do setek tysięcy ludzi.

Trzecim aktem tego spektaklu były informacje o tym, że stacjonujący w pobliżu elektrowni czarnobylskiej (w Czerwonym Lesie) rosyjscy żołnierze cierpią na chorobę popromienną, a niektórzy z nich z jej powodu już zmarli. To także okazało się nieprawdą. No i w końcu ostatni – jak na razie – akord tej historii: bardzo szeroko pojawiające się w Polsce informacje o tym, że nad nasz kraj nadciąga chmura radioaktywnego pyłu, który powstał w wyniku pożaru lasu wokół czarnobylskiej elektrowni. Pożar tam rzeczywiście był… jak co roku na wiosnę. Nie pojawił się jednak w pobliżu samej elektrowni, tylko w dość znacznej od niej odległości. Zagrożenia i tym razem nie było.

Jak to działa

Z premedytacją przypominam te wszystkie manipulacje i kłamstwa związane z energetyką jądrową. Na tym przykładzie bardzo dobrze widać, jak działa propaganda. Po pierwsze, bazuje na pierwotnym lęku. Technologii jądrowych bardzo się boimy. Gdyby takie same komunikaty – o okupowaniu, o zbombardowaniu, o pożarze, a nawet o zatruciu żołnierzy – dotyczyły dowolnej fabryki chemicznej, nie zwrócilibyśmy na nie uwagi. Choć przemysł chemiczny, technologie chemiczne w ostatnich kilkudziesięciu latach zabiły nieporównywalnie więcej osób niż technologie jądrowe. Pierwotny lęk jest nawozem, na którym kłamstwa i manipulacje szybciej rosną.

Po drugie, jeżeli komunikat ma się wydawać wiarygodny, przynajmniej w części musi być prawdziwy. Rosjanie rzeczywiście zajęli teren czarnobylskiej elektrowni. Rzeczywiście ostrzelali Zaporoską Elektrownię Jądrową i rzeczywiście wybuchł tam pożar. Tak samo jak prawdą jest, że lasy w regionie Czarnobyla płoną. A żołnierze stacjonujący w Czerwonym Lesie naprawdę zmienili miejsce swojego pobytu. To wszystko są fakty, które łatwo zweryfikować. Jeżeli ktoś weryfikuje, prawie zawsze zatrzyma się w tym miejscu i uzna, że skoro to się zgadza, reszta przekazu także jest prawdziwa. A nie jest. W końcu po trzecie. Dezinformacja – jeżeli ma trafić do szerokiego grona odbiorców – musi być udostępniana przez ludzi, którzy mają imiona i nazwiska. Owszem, ona zwykle wychodzi z kont, które specjalizują się w dezinformowaniu, ale większość, przeważająca większość z nas nie ma z takimi kontami nic wspólnego, nigdy ich nie widziała i nigdy bezpośrednio od nich niczego nie dostała. Prawdziwą siłą napędową fake newsów jesteśmy my, „zwykli” odbiorcy. O ileż potężniejsze jest kłamstwo, które przeczytamy na profilu osoby, którą znamy, od kłamstwa, które przeczytamy na profilu kogoś anonimowego! I właśnie tak wielu z nas – w sposób niezamierzony i nieświadomy – staje się żołnierzami armii zarządzanej z Moskwy. Tematu kłamstw i manipulacji w ogóle by nie było, gdyby każdy poświęcił choć kilka minut na sprawdzenie tego, co udostępnia. Tematu by nie było, gdyby każda wątpliwość co do wiarygodności źródła włączała odruch „nie udostępniam”.

Armia czołgów

Kłamstwa i manipulacje związane z technologiami jądrowymi są dla Rosjan szczególnie cenne. Po pierwsze, wprowadzają strach. Po drugie, podważają wiarę w oficjalne komunikaty i demokratyczne struktury. W końcu „gdy zapalił się Czarnobyl, władza także kłamała i ukrywała fakty”, „pamiętam, że wtedy musiałam maszerować w pochodzie pierwszomajowym, nikt nas nie ostrzegł, dzisiaj pewnie będzie podobnie” – to tylko dwa przykłady komentarzy pod oświadczeniem Państwowej Agencji Atomistyki o braku zagrożenia radiacyjnego. Po trzecie, podważają zaufanie w cywilne technologie jądrowe w energetyce. Rosja robi to od lat, z dużymi, na zachodzie Europy, sukcesami. Gdy nie powstają nowe elektrownie jądrowe, a te, które pracują, są przed terminem zamykane (jak w Niemczech), prąd będzie produkowany z gazu… sprzedawanego przez Rosję. Jest jeszcze coś. Hodowany latami strach przed technologiami jądrowymi przekłada się na strach przed krajem, który ma głowice jądrowe. To z kolei ma bezpośrednie przełożenie na fakt, jak decydenci w ślad za społeczeństwami reagują na sankcje czy na pomoc militarną Ukrainie. Dezinformacje i kłamstwa dotyczące zagrożenia radiacyjnego są tylko jednym z wielu przykładów.

Przed wojną – z mniejszą intensywnością – także dezinformowano. Chociażby podczas pandemii koronawirusa. Dzisiaj pól, na których toczy się dezinformacyjna wojna, jest więcej. Coraz częściej pojawiają się wpisy, wypowiedzi, komentarze dotyczące Ukraińców, którzy uciekli do Polski: „Czy ktoś sprawdza, czy oni nie przynoszą jakichś chorób?”, „Dlaczego oni wszystko mają za darmo?”, „Mój tato nie został przyjęty na planowaną operację, bo jego miejsce zajęła jakaś Ukrainka”. I znowu podsycanie pierwotnych lęków, znowu bazowanie na niedopowiedzeniach i na manipulacjach. A cel ten sam, czyli skłócić, podzielić, zasiać wątpliwości, podważyć autorytet demokratycznych instytucji. I znowu gdzieś jest źródło tych informacji, a potem niosą się one przez przestrzenie Facebooka, Instagrama, TikToka i wielu innych platform internetowych. Przenoszą je ludzie, którzy mają imiona i nazwiska, ale nie mają świadomości, że zostają ochotnikami armii, która zarządzana jest z Kremla. Armii czołgów dezinformacji. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.