Cuda szanują wolność

GN 24/2022 |

publikacja 16.06.2022 00:00

O niemożności zbadania kodu genetycznego Jezusa, grupie krwi znajdowanej na relikwiach i cięciu, którego nie wykonałby średniowieczny fałszerz, mówi Franco Serafini.

Cuda szanują wolność archiwum Franco Serafiniego

Jakub Jałowiczor: W VIII w. w Lanciano wydarzył się cud eucharystyczny – podczas Mszy św. konsekrowane komunikanty zmieniły się w coś, co uznano za ludzkie ciało i krew. Nie zachowały się relacje naocznych świadków tej sytuacji, ale relikwie zostały przebadane. W 1971 r. anatomopatolog prof. Odoardo Linoli stwierdził, że to fragment mięśnia sercowego i grudki zaschniętej krwi. Znamy jej grupę i inne szczegóły. Możemy powiedzieć, że naukowo stwierdzono, iż mamy do czynienia z ciałem Jezusa z Nazaretu?

Franco Serafini: Nie, wydaje mi się przesadne, a przez to wręcz szkodliwe z apologetycznego punktu widzenia stwierdzenie, że badania prof. Linolego naukowo udowodniły autentyczność relikwii. Pokazano natomiast, że cud z Lanciano nie jest banalnym średniowiecznym fałszerstwem. Nie jest kiepskim żartem dowcipnisia z VIII czy XV w., który pewnie zadowoliłby się tkanką zwierzęcą. Tymczasem mamy do czynienia z ludzkim ciałem i krwią. Jedno i drugie należy do tej samej grupy krwi: AB. To najrzadsza z grup. W późniejszych latach będzie ona znajdowana także na tkaninach pochodzących z Całunu Turyńskiego lub przy współczesnych cudach eucharystycznych. Należy pamiętać, że odkrycie grupy krwi AB-0 datuje się na 1900 r. Absolutnie nie mogli tego przewidzieć fałszerze, którzy w średniowieczu osobno preparowaliby cud w Lanciano i Całun Turyński!

Co jeszcze stwierdził prof. Linoli?

W artykule naukowym opublikowanym w 1971 r. prof. Linoli nie wypowiada się na temat autentyczności cudu. Pisze jednak, że uważa, iż „mało prawdopodobne” jest to, że tkanki z Lanciano mogą być „fałszerstwem dokonanym w przeszłości”. Są ku temu dwa powody. Pierwszy to profesjonalizm wycięcia fragmentu serca, który stanowi ciało z Lanciano. To jednolity plaster styczny do powierzchni ludzkiego serca. Trudno byłoby go uzyskać bez odpowiednich narzędzi i w epoce, w której nie istniała nauka anatomii. Drugi to niezwykła konserwacja ciała i krwi po trzynastu stuleciach, choć nie wykryto w nich jakiejkolwiek substancji konserwującej lub mumifikującej. Szczególnie zaskakujące jest zachowanie białek krwi (albumin i globulin) oraz antygenów AB w relikwiach pozostawionych przez tyle stuleci w stanie naturalnym i wystawionych na działanie środowiska, bez szczególnej ochrony.

Jak właściwie można stwierdzić naukowo, czy dana relikwia to ciało Chrystusa?

Ponieważ Jego grób w Jerozolimie jest pusty, nie mamy konkretnego odniesienia, z którym moglibyśmy porównywać próbki... Z kolei z teologicznego punktu widzenia: o którym ciele mowa? Ziemskim, przemijającym i śmiertelnym? Zmartwychwstałym, chwalebnym? O tym tajemniczo obecnym w sakramencie? Nasze książki medyczne nie wiedzą, co powiedzieć o dwóch ostatnich... Podsumowując, zespół danych histologicznych, fizykochemicznych i immunologicznych wyłaniających się z badań prof. Linolego bardzo racjonalnie świadczy o autentyczności cudu z Lanciano. Ja też uważam, że łatwiej i bardziej rozsądnie jest uznać cudowne pochodzenie relikwii niż wierzyć w nieprawdopodobną i bardzo skomplikowaną ludzką hipotezę. Jak zawsze cuda eucharystyczne chcą pomóc naszej wierze, ale szanują naszą wolność i dlatego nigdy nie czynią wiary zbyteczną, olśniewając dowodami naukowymi.

Skoro mamy krew, to czy możemy zbadać DNA Jezusa?

Wspólną cechą współczesnych badań nad cudami eucharystycznymi i tkaninami o cudownym pochodzeniu jest niewytłumaczalna niemożność uzyskania profilu genetycznego. To tajemnicze zjawisko.

Jeśli, tak jak na miejscu zbrodni, obecne są komórki jądrzaste krwi, to nie możemy nie otrzymać DNA. A jeśli te komórki są ludzkie (a są, bo pokazują to inne testy immunohistochemiczne), to przynajmniej jakiś polimorfizm, czyli odmienna sekwencja DNA w danym miejscu genomu, musi być możliwy do amplifikacji, czyli namnożenia. To pozwoliłoby na stworzenie genetycznego profilu tożsamości. Już pół tuzina polimorfizmów (STR, krótkie powtórzenia tandemowe) pozwoliłoby odróżnić badaną tkankę od materiału milionów innych ludzi. To bardzo dokładne testy, używane w sądownictwie do postawienia podejrzanego w stan oskarżenia lub oczyszczenia go z zarzutów. Wyobraźmy sobie, że test DNA potwierdza, że ​​tkanki tego samego człowieka znajdują się na konsekrowanych Hostiach w oddalonych od siebie miejscach i pochodzących z różnych czasów! Byłby to naukowy dowód autentyczności katolickiej nauki o Eucharystii! Gazety i telewizja na całym świecie powinny o tym mówić… Ale oczywiście tak mocne informacje nie są nam dane przez niebo. Jak powiedziałem, unieważniłoby to naszą wiarę w Eucharystię. Nie byłoby w co wierzyć. Mielibyśmy niepodważalny fakt naukowy, nad którym można się tylko pochylić i racjonalnie go ocenić. Dlatego nie dziwi mnie „cud w cudzie”. W tym też widzę znak autentyczności cudów, dyskretny, ale przemawiający do tych, którzy chcą go zobaczyć. Jak fałszerz miałby zdobyć ludzką tkankę o tak niezwykłym zachowaniu DNA?

Nie brak jednak autorów, którzy rozważają kwestię kodu genetycznego Zbawiciela.

To literatura, którą nazwałbym fantastyczno-teologiczną. Autorzy zastanawiają się, jak musiało wyglądać DNA Jezusa: ile miało chromosomów, czy miał genom ojcowski, czy może nosił tylko DNA swojej matki... To pole minowe. Łatwo tu o brak szacunku dla niewysłowionej dla nas, chrześcijan, tajemnicy wcielenia.

Badał Pan dokumentację kilku cudów eucharystycznych. Który z nich zrobił na Panu szczególne wrażenie?

W mojej książce analizuję dostępną literaturę naukową na temat pięciu niezwykłych wydarzeń: czterech bardzo niedawnych, mających miejsce w latach 1992–2013 w Argentynie, Meksyku i Polsce, a także dawnego zdarzenia z Lanciano. Nie potrafię powiedzieć, który zrobił na mnie największe wrażenie. Uderza mnie to, że we wszystkich pięciu sytuacjach powtarza się ten sam wzór: mamy tkankę mięśnia sercowego i krew, jej grupa – jeśli jest badana – okazuje się taka sama, a DNA wymyka się powszechnie stosowanym testom identyfikacyjnym. To tak, jakby niebo chciało przemówić za każdym razem tym samym językiem. Takim, który nie chce nas dezorientować ani zaskakiwać trudnymi do interpretacji danymi naukowymi. Przeciwnie, chce nas pocieszyć czymś zrozumiałym dla wszystkich wiernych: cierpiące serce, przelana krew, człowiek prawdziwy i jednocześnie inny od wszystkich pozostałych.

Kiedy dochodzi do cudów? Widzi Pan jakąś regułę?

Wiele cudów eucharystycznych z przeszłości, łącznie z cudem z Lanciano, wydarzyło się w odpowiedzi na brak wiary. Celebrans wątpił w realność Eucharystii. Krew wypłynęła z nowo konsekrowanej Hostii, prosto z jego rąk. W przypadku ostatnich wydarzeń nie jest to już tak wyraźne. Niepokoi mnie natomiast, że niekiedy władze kościelne są wystraszone możliwymi nowymi cudownymi wydarzeniami, które miały miejsce w ich diecezjach. Są przypadki, w których nie tylko nie przystąpiliśmy do badania, ale woleliśmy nadużyć naszego autorytetu, aby zniszczyć nowe możliwe cuda eucharystyczne! To straszne, ale są biskupi, którzy nie chcą podjąć ryzyka związanego z postawieniem Eucharystii w centrum życia chrześcijańskiego. •

Franco Serafini

ur. w 1967 roku. jest kardiologiem, pochodzi z Bolonii. napisał książkę „Cuda eucharystyczne pod lupą nauki”, w której analizuje dokumentację badań dokonanych na relikwiach, m.in. z Sokółki, Legnicy i Tixtli w Meksyku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.