Awantura o kota

Tomasz Rożek

GN 33/2022 |

publikacja 18.08.2022 00:00

Sprawa uchodziłaby za śmieszną, gdyby nie była śmiertelnie poważna. Jeden z instytutów naukowych należących do Polskiej Akademii Nauk wpisał kota domowego na listę gatunków obcych. Inni rozwinęli tę myśl, twierdząc, że jest to gatunek inwazyjny. No i zaczęły się kłopoty.

Awantura o kota roman koszowski /foto gość

Kilka lat temu dla działu naukowego GN przeprowadziłem wywiad na temat spadającej liczebności niektórych gatunków ptaków. Ekspertka, z którą rozmawiałem, powiedziała, że jednym z głównych czynników wpływających na ten fakt jest duża liczba kotów. Koty to drapieżniki. Karmimy je suchą karmą albo mięsem z puszki, ale działania te nie zabijają ich łowczych instynktów. Gdy kot może się swobodnie poruszać po okolicy, jest całkiem skutecznym zabójcą. Czy to więc gatunek inwazyjny?

Inwazyjny czy nie?

Gatunek inwazyjny to taki, którego rozprzestrzenianie się stanowi zagrożenie dla fauny (albo flory) występującej w danym ekosystemie. Przyczynia się wówczas do zanikania gatunków miejscowych, przez co jest zagrożeniem dla bioróżnorodności. W skrócie – przychodzi z zewnątrz i albo może liczyć na pomoc człowieka, albo nie ma naturalnych wrogów, co prowadzi do wypierania gatunków, które na danym terenie znajdowały się przed nim. Czasami (zwłaszcza na terenach chronionych) z gatunkami inwazyjnymi walczy i się próbuje je usunąć, w innych przypadkach prowadzi się działania zmierzające do ograniczenia ich wpływu na środowisko.

Czy kot domowy jest takim gatunkiem? Tutaj zdania są podzielone. Instytut Ochrony Przyrody PAN twierdzi, że świadomie wpisał kota domowego do bazy gatunków obcych. Zdaniem badaczy powinien on być także uznany za gatunek inwazyjny, gdyż (cytuję z komunikatu prasowego wydanego przez Instytut) „istnieją jednoznaczne dowody naukowe na negatywny wpływ kota domowego na rodzimą różnorodność biologiczną”. Dalej można przeczytać, że „opinia ta jest zgodna z opinią sformułowaną przez zespół zajmujący się inwazyjnymi gatunkami obcymi w ramach działań Komisji Europejskiej” oraz że definicje i kryteria, jakimi posługiwali się naukowcy, wynikają z konkretnych zapisów ustawowych. Nie tylko polskich, lecz także europejskich (które polska strona podpisała). Naukowcy dodają ponadto, że kot domowy nie jest gatunkiem u nas naturalnym. Przybył pewnie kilka tysięcy lat temu, a udomowiony został około 10 tys. lat temu, ale dość daleko od nas, bo na terenie starożytnego Bliskiego Wschodu, czyli gdzieś między Nilem a Mezopotamią. A skoro jest obcy i szkodzi, powinien… no właśnie. Co wynika z oświadczeń Instytutu Ochrony Przyrody PAN? Ano to, że choć kot domowy spełnia w zasadzie wszystkie kryteria, aby wpisać go na listę gatunków inwazyjnych, na takiej liście umieszczony nie został. Wpisano go natomiast na listę gatunków obcych. Dlaczego zrezygnowano z zaliczenia go do inwazyjnych? Bo – dotyczy nie tylko Polski, lecz całej Unii – uznano, że to bez sensu. Nikt nie będzie przecież walczył z kotami z powodów kulturowych, a ich liczba jest tak duża, że w zasadzie niewiele da się z tym zrobić.

Jest na liście czy nie?

Po co zatem ta cała awantura? Przede wszystkim nie wywołali jej naukowcy, lecz powstała z powodu nieporozumień i nadinterpretacji, a przede wszystkim z braku wiedzy tych, którzy wiadomość o inwazyjnych kotach przekazywali na tysiącach profili, w tym gromadzących miłośników kotów. Bo faktem jest, że kot jest gatunkiem inwazyjnym, ale faktem jest też, że nikt nie wpisał tego zwierzęcia na listę gatunków inwazyjnych (z powodów, o których pisałem wyżej), a jedynie na listę gatunków obcych. Lista ta jest źródłem informacji naukowej. Znajduje się na niej prawie 1800 różnych gatunków, które w Polsce są traktowane jako obce. Część z nich to gatunki inwazyjne, ale kota na tę listę nie wpisano. Zgodnie bowiem z przepisami gatunek, który jest uznany za inwazyjny, powinien być zwalczany, a jego populacja ograniczana. Właśnie ten element budzi najwięcej emocji. Bo czy ktoś będzie zakazywał posiadania kotów? Nie! Nie ma i nie było takich planów. Właściciele kotów i psów zresztą też – nie jest to żadna nowość – są natomiast proszeni, aby nie puszczać wolno swoich pupili tam, gdzie mogą zagrażać dzikiej przyrodzie. Kot w domu nie jest problemem. Będzie nim jednak np. w lesie albo na dzikiej łące. Szczególnie w okresie lęgowym i w miejscach, gdzie pojawiają się rzadkie gatunki ptaków albo niewielkich ssaków, które koty domowe zabijają.

Kot domowy nigdy nie został wpisany na listę inwazyjnych gatunków obcych zagrażających polskiej (albo unijnej) przyrodzie. A skoro tak (znowu cytuję dokument zamieszczony na stronie Instytutu Ochrony Przyrody PAN): „kot domowy (…) nie należy do żadnej z tych dwóch grup. Zatem przepisy Ustawy dotyczące konieczności występowania o zezwolenia, czy prowadzenia działań zaradczych, w tym eliminacji, izolacji i kontroli populacji, nie odnoszą się do kota domowego”.

Przy okazji uczeni podkreślili, że wpisanie kota domowego na listę gatunków obcych w żadnym wypadku nie usprawiedliwia okrucieństwa wobec tych zwierząt. Nie tłumaczy również porzucania zwierząt, które wzięło się pod opiekę. To ważne stwierdzenia, bo na niektórych forach internetowych pojawiły się informacje, że skoro koty są inwazyjne, należy je eliminować. Więc jeszcze raz napiszę: kot nie został wpisany na listę zwierząt inwazyjnych.

Edukacja i świadomość

Gdyby wyjaśnienia i oświadczenia autorów listy, czyli uczonych z Instytutu Ochrony Przyrody PAN, były niewystarczające, głos w ostatnich dniach zabrała także Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Choć motywacje tej jednostki były pewnie dobre, sprawa jeszcze bardziej się zagmatwała. Generalna Dyrekcja potwierdziła, że kot nie figuruje na liście inwazyjnej, i przypomniała, że oznacza to, iż nie jest zagrożeniem ani w Polsce, ani w Unii. To z kolei oznacza, że właściciele tych zwierząt nie muszą występować o zezwolenia na posiadanie, a zarówno ich sprzedaż, jak i kupno są całkowicie legalne i nie podlegają ograniczeniom.

Zamieszanie wynika natomiast z faktu, że choć kot faktycznie nie znajduje się na formalnej liście, uczeni z instytutu PAN, którzy powołują się na wiele badań, uważają, że kot jest zagrożeniem dla naszej przyrody. Obydwa instytuty zgadzają się, że niepotrzebne są ograniczenia w kupnie czy sprzedaży kotów, ale nie zgadzają się co do tego, czy kot jest zagrożeniem, czy nie. Instytut PAN uważa, że zwierzę to powinno być uznane za gatunek inwazyjny, a Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska jest innego zdania. Problem nie dotyczy tylko Polski, lecz całej Unii. Jednak kwestia ta jest nierozwiązywalna. Nie da się bowiem wprowadzić i egzekwować przepisów dotyczących gatunków inwazyjnych dla zwierząt, których populację w Polsce szacuje się na niecałe 7 milionów. Kontrole, pozwolenia, ograniczenia w rozmnażaniu? Jak to zrobić przy tak dużej liczbie osobników? W suchych zwykle oświadczeniach naukowców między wierszami można wyczytać, że właśnie masowość kotów domowych powoduje, iż nie wylądowały i nie wylądują one na liście gatunków inwazyjnych. Są to najpopularniejsze zwierzęta domowe w Polsce. Nie ma się co dziwić, że wpisanie ich na listę gatunków obcych oraz oświadczenie, że są gatunkiem inwazyjnym, wywołało takie poruszenie.

Z tej historii warto zapamiętać, że koty rzeczywiście stanowią zagrożenie dla wielu dziko żyjących zwierząt. Ale niebezpieczeństwo to można w znacznym stopniu ograniczyć przez odpowiednie zachowanie ich właścicieli, przez edukację i zwiększanie świadomości. Wpisywanie na listę, bez możliwości egzekwowania przepisów, niczego tutaj nie zmieni. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.