Jak o tym mówić?

Tomasz Rożek

GN 43/2022 |

publikacja 27.10.2022 00:00

Jak w sposób skuteczny edukować o zagrożeniach, jakie wynikają z zatrucia środowiska naturalnego i ze zmian klimatu? Aby nie straszyć, ale zmobilizować do konkretnych działań. To jedno z pytań, na które próbowali odpowiedzieć uczestnicy PRECOP27, konferencji klimatycznej, która odbyła się w Katowicach.

Warto zachęcać dzieci do dbania o środowisko naturalne, pokazując pozytywne efekty tej troski. istockphoto Warto zachęcać dzieci do dbania o środowisko naturalne, pokazując pozytywne efekty tej troski.

Otym, że straszenie i grożenie nie jest skuteczną metodą wpływania na zmianę przyzwyczajeń czy przyswajanie informacji, wie każdy nauczyciel i rodzic. Jasne, że grożąc złą oceną, można wymusić naukę np. angielskich czasowników nieregularnych. Jednak w większości przypadków po sprawdzianie ta wiedza ulatuje. Zapowiedź nieprzyjemnych konsekwencji może motywować, ale silniej przemawia do nas przekaz pozytywny, na dłuższą metę bardziej mobilizuje nas nagroda niż kara. Gdy ta nam grozi, jesteśmy częściej skłonni do oszukiwania i szukania półśrodków. Inaczej jednak postępujemy, gdy mamy świadomość tego, że podjęcie wysiłku skutkować będzie otwarciem jakichś drzwi, stworzy nowe możliwości. Wtedy nie szukamy drogi na skróty.

Edukacja

Trudno znaleźć osobę, która stwierdziłaby, że chce żyć w zanieczyszczonym środowisku, której odpowiadają śmieci wysypywane w lesie czy ścieki spuszczane do rzeki. W deklaracjach jesteśmy zgodni, że tego nie chcemy. Wielu z nas (choć ta grupa jest znacznie mniejsza) podkreśla też, że zmieniający się klimat może być zagrożeniem dla życia na Ziemi. Ale pomiędzy deklaracjami a konkretnymi czynami jest przepaść. Można bowiem odnieść wrażenie, że zanieczyszczenia, w tym gazy cieplarniane, do atmosfery wypuszczają kosmici. Kto wyrzuca śmieci w lesie, skoro trudno znaleźć kogoś, komu to się podoba? Kto wypuszcza ścieki do rzeki, skoro trudno znaleźć kogoś, kto lubi smród zanieczyszczonej wody? Czy ktoś chciałby umierać na raka płuc? A skoro nikt, to kto pali śmieci, stare meble albo opony w domowych paleniskach? Czy ci, którzy nie widzą związku pomiędzy tym, co spalają w piecu, a tym, czym oddychają? Może ci, którzy nie mają pieniędzy na wymianę instalacji albo na paliwo wyższej jakości? A może ci, którzy co prawda chcą żyć w zdrowym świecie, ale uważają, że to inni powinni o taki świat zadbać? Trudno dzisiaj powiedzieć, jak liczne są wymienione grupy. Jedno wydaje się jednak pewne: podstawą do zmiany postępowania jest świadomość konsekwencji podejmowanych działań i stawki, o jaką toczy się gra. Dotyczy to także tych, którzy nie mają pieniędzy na wprowadzanie przyjaznych środowisku zmian w swoim gospodarstwie domowym, bo to z myślą o nich tworzone są programy dotacyjne. Często daty składania wniosków o dofinansowanie są przesuwane, bo nawet spore dopłaty nie przyciągają chętnych. Tak było w wielu miejscach z dotacjami na wymianę pieców, tak było (choć w mniejszym zakresie) z dotacjami na instalacje fotowoltaiczne, tak było także z ulgami czy dotacjami dla tych, którzy chcieli przeprowadzić termomodernizację domu. Oczywiście, każdy program zakłada zainwestowanie również własnych środków i może się okazać, że tych najbiedniejszych jednak nie stać na skorzystanie z dopłaty. Ale to tylko jeden i wcale nie najważniejszy powód, dla którego proekologiczne inwestycje idą jak po grudzie. Głównym czynnikiem jest chyba to, że wciąż nie jesteśmy do tego wszystkiego przekonani. W przestrzeni publicznej, w tym z ust najważniejszych polskich polityków, padają często takie bzdury, że w zasadzie trudno się zorientować, jaka jest prawda. Czy ogniwa fotowoltaiczne i wiatraki to szwindel, czy rozwiązanie problemu brudnej energii? Czy węgiel to kula u nogi, czy może coś, co naszą gospodarkę uniezależnia i daje jej oddech w wojennych czasach? Czy troska o środowisko naturalne jest lewacka i dlatego prawdziwy prawicowiec w ogóle nie powinien się nią interesować, czy może to dobro wspólne, dzięki któremu możemy funkcjonować?

Świadomość

Odpowiedzi na te pytania i pewnie setki innych można oczywiście znaleźć, ale kto ma czas i ochotę szukać… A z badań wynika, że świadomość ekologiczna i klimatyczna młodych Polaków jest coraz mniejsza. Tak, tak, Czytelniczko i Czytelniku. Mimo że od wielu lat mówi się o jakości powietrza i wody, o konsekwencjach zmiany klimatu, młodzi ludzie wiedzą na ten temat coraz mniej. Coraz bardziej świadomi są za to seniorzy. Żeby oddać sprawiedliwość młodemu pokoleniu – to nie tak, że nie ma w nim ludzi wrażliwych na sprawy środowiska naturalnego i klimatu. Takich jest wielu. Słyszymy o nich, bo jak mało kto potrafią narobić hałasu (i dobrze, że hałasują w sprawie tak ważnej). Niestety jednak jest to jakiś odsetek, znaczna większość albo nie ma zdania, albo nie ma nawet ochoty go mieć.

Jak to się stało, że świadomość ekologiczna młodych spada, a starszych rośnie? Może przekazujemy tę wiedzę w zły sposób? Mózg człowieka nie jest maszyną, nie jest komputerem, do którego wystarczy wrzucić porcję surowych danych. Nasze mózgi słuchają historii i narracji i nie analizują suchych faktów (do tego ostatniego potrzeba wykształcenia). Czego oczekujemy od młodych, gdy w przekazach (w opowiadaniu tych historii) często pojawia się wątek końca świata czy stwierdzenie, że w zasadzie już jest za późno, że za chwilę rozbijemy się o skały? Czy to motywuje do działania? Do wysiłku i do aktywności? Skoro Odra jest martwą rzeką, to czy zaszkodzi to, że dalej będę wylewał do niej ścieki? Jeżeli powietrze w Polsce jest tak zanieczyszczone, że już bardziej być nie może, to nie pogorszy go spalanie opon i śmieci… To błędne myślenie. Nigdy nie jest za późno. Świat może się skończyć z wielu powodów, ale to nie znaczy, że mamy siedzieć w fotelu i płakać, czekając na koniec. Może ten katastrofizm, na który starsi zdają się uodpornieni (bo ile to już razy świat miał się skończyć), jest groźny dla motywacji młodych?

„Jesteśmy odpowiedzialni za przyszłe pokolenia” – to hasło, które często pojawiało się w debatach i panelach podczas konferencji PRECOP27. To właśnie w imię odpowiedzialności nie warto (nie wolno) historii o ochronie środowiska ograniczać do katastroficznych wizji. Warto pokazywać złożoność tematu oraz alternatywy, gdy konkretne działania nie zostaną podjęte. Warto rozrzucone w programie szkolnym wątki łączyć w spójne projekty. Do polskiej szkoły nie trzeba wprowadzać dodatkowego przedmiotu (a takie pomysły się pojawiają), warto jednak przejrzeć programy i zastanowić się, jak uporządkować je na nowo. Nauczyciele już dzisiaj mogą pracować projektowo, nieczęsto to jednak robią. Rozumiem, dlaczego tak się dzieje, ale bez przeorganizowania programu nauczania nie zmienimy świadomości młodych ludzi. A bez tego nasz świat się nie zmieni. I nie tylko dlatego, że sami nie będziemy niczego zmieniali, ale także dlatego, że nie wybierzemy mądrych polityków, którzy tę zmianę zaprojektują. W końcu systemu energetycznego nie przebuduje Kowalski czy Wiśniewska – to zadania na wiele lat, dla kilku kolejnych, konsekwentnie działających rządów. Te się nie pojawią, gdy edukacja ekologiczna będzie prowadzona w sposób nieodpowiedzialny i nieskuteczny. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.