Technologia na ośmiu tysiącach

Wojciech Teister

GN 4/2023 |

publikacja 26.01.2023 00:00

W ciągu 102 lat od pierwszej wyprawy na Mount Everest nauka całkowicie zmieniła oblicze himalaizmu, ale i himalaizm dał coś w zamian nauce.

Uczestnicy wyprawy na Nanda Devi East w 1939 r. byli ubrani jak na podmiejski piknik. archiwum wyprawy /reprodukcja HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ Uczestnicy wyprawy na Nanda Devi East w 1939 r. byli ubrani jak na podmiejski piknik.

Późna wiosna 1939 r., baza pod siedmiotysięcznikiem Nanda Devi East. Do zdjęcia pozują członkowie pierwszej polskiej wyprawy himalajskiej. Czterech Polaków i dwóch Brytyjczyków ma na sobie luźne spodnie, bluzy, wełniane skarpety do kolan. Łączność ze światem zewnętrznym zapewniają im lokalni tragarze, wykonujący raz po raz piesze kursy do najbliższej wioski. Organizowane kilkanaście lat wcześniej przez Brytyjczyków pierwsze wyprawy na Mount Everest, które były, jak na tamte czasy, wyposażone w nowoczesny sprzęt, korzystały z ubrań wykonanych z wełny, jedwabiu czy gabardyny. Wspinacze mieli już jednak aparaty tlenowe.

Tamte wyprawy były pionierskie. Dziś wspinaczka w górach wysokich wygląda zupełnie inaczej. Himalaiści posługują się bardzo zaawansowanym technologicznie sprzętem, mają dostęp do łączności, wykorzystują też wiedzę medyczną, której nie mieli pierwsi odkrywcy najwyższych gór świata. Jak technologia i wiedza zmieniły w ciągu tych stu lat wspinaczkę? I czy ten niebezpieczny sport dał też coś w zamian nauce?

Od jedwabnej koszuli po goreteks

Pierwsze wyprawy mające na celu zdobycie Mount Everestu zorganizowali w latach 1921–1924 Brytyjczycy. Gdy pisarz Bernard Shaw ujrzał zdjęcia z bazy tej ekspedycji, miał powiedzieć, że wyglądają jak obrazki z pikniku, którego uczestników zaskoczyła burza śnieżna. Patrząc dziś na te zdjęcia i porównując je z relacjami ze współczesnych wypraw, moglibyśmy chwycić się za głowę: jak z takim sprzętem można było w ogóle podejmować się wyprawy w nieznany i trudny teren? To przecież szaleństwo! I trzeba przyznać, że jest w tym sporo racji. Aby zobaczyć różnicę technologiczną między sprzętem wykorzystywanym w najwyższych górach kiedyś i dziś, nie trzeba zresztą sięgać do źródeł przedwojennych. Jeszcze w latach 80. XX wieku, w epoce „lodowych wojowników”, gdy pod wodzą Andrzeja Zawady Polacy otwarli etap zimowej eksploracji ośmiotysięczników, sprzęt był zupełnie inny niż obecnie. Dziś, by chronić oczy przed ślepotą śnieżną, zakładamy specjalistyczne okulary lodowcowe. W 1980 r. Krzysztof Wielicki, dokonując pierwszego w historii zimowego wejścia na Mount Everest, miał na nosie gogle spawalnicze.

W ciągu wieku eksploracji gór wysokich środowisko alpinistyczne nauczyło się wiele zarówno w dziedzinie tworzenia sprzętu, jak i komunikacji, logistyki czy bezpieczeństwa uczestników wypraw. Przykładem tego, jak ewoluował sprzęt, jest historia raków. Gdy je wynaleziono, środowisko górskie powszechnie uznało, że korzystanie z takiego akcesorium ma znamiona nieuczciwego dopingu, a jeszcze na przełomie XIX i XX wieku zdarzało się, że tych, którzy je nosili, nazywano kanaliami. W tym okresie technologicznym standardem były tzw. trikunie, czyli skórzane buty podkute gwoździami. W trudnym terenie po prostu wykuwano czekanem stopnie w lodzie. Z czasem, na skutek obserwacji, nad niechęcią do raków górę wzięła potrzeba bezpieczeństwa. Jednak pierwsze raki wciąż nie miały przednich zębów umożliwiających stabilny krok w stromym lodzie. Te pojawiły się z czasem. Przez kolejne dekady raki wiązano do butów za pomocą sznurków i taśm. Jeszcze polskie wyprawy w latach 80. wykorzystywały w tym celu m.in. sprzedawane w GS-ach… knoty do świec. Dziś raki wiązane stosowane są najczęściej w turystyce, a powszechnie dostępne (lecz za znacznie większe pieniądze) są raki automatyczne – wpinane sztywno bezpośrednio w specjalne wysokogórskie buty.

Same buty również przeszły drogę ewolucji. Korzystając z wynalazków chemików, wprowadzono najpierw podeszwy z wulkanizowanej gumy, które pozwalały na tworzenie agresywnego bieżnika, znacznie bardziej stabilnego na śniegu. Z czasem tworzywa sztuczne wykorzystano też w produkcji cholewy – tak powstały dwuczęściowe buty, tzw. skorupy, składające się z zewnętrznej części, sztywnej i miękkiej, i ciepłej wewnętrznej – wynalazek stosowany również w obuwiu narciarskim. Kolejnym etapem było dodanie elektrycznych ogrzewaczy stóp. Nie byłoby tego sprzętu, gdyby nie rozwój chemii przemysłowej.

Wraz z kolejnymi odkryciami naukowymi zmieniał się zewnętrzny wizerunek himalaisty. Wprowadzono bieliznę odprowadzającą pot, a stworzenie goreteksowej membrany pozwoliło na podniesienie odporności kurtek na wodę i wiatr przy jednoczesnym zachowaniu jej oddychalności. Z kolei opracowywanie coraz lżejszych stopów metali umożliwiło znaczne odchudzenie wagi ciężkiego sprzętu, takiego jak czekany czy karabinki. Rewolucja nie ominęła także żywienia. Pierwsi zdobywcy Mont Blanc mieli ze sobą sporo wina i sera, dziś podstawą żywienia w czasie akcji w ścianie jest lekka, zalewana wodą żywność liofilizowana, powstająca dzięki procesowi sublimacyjnego suszenia żywności, które po raz pierwszy zastosowano w czasie drugiej wojny światowej.

Baco, jaka będzie pogoda?

Całkowicie zmieniła się też logistyka i komunikacja współczesnych wypraw. Pierwsze ekspedycje, aby utrzymać kontakt z cywilizacją, wysyłały z bazy pieszych kurierów, którymi najczęściej byli lokalni tragarze. Od wysłania depeszy do jej dotarcia mijało wiele dni, a czasem tygodnie. Obecnie wspinacze korzystają z łączności satelitarnej, w bazie pod Everestem namioty są wyposażone w wi-fi. Postępy wyprawy możemy śledzić niemal w czasie rzeczywistym. Ma to też ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa himalaistów. Jeszcze nie tak dawno trasę łatwo było zgubić we mgle, a zdjęcia ze szczytu przy kiepskiej aurze często były kwestionowane. Obecnie te problemy rozwiązuje lokalizator GPS, który nie tylko potwierdza fakt osiągnięcia szczytu, ale również prowadzi jak po sznurku w drodze powrotnej, uruchamiając alarm, gdy na kilka kroków zejdzie się z wytyczonego śladu. Dzięki tej technologii pierwsze wejścia zimowe na K2 i Nanga Parbat obserwowaliśmy „na żywo”.

Zupełnie inaczej wygląda też planowanie ataku szczytowego w związku z pogodą – pionierzy musieli decydować na podstawie własnych obserwacji, tymczasem himalaizm XXI wieku dysponuje precyzyjnymi, bazującymi na zdjęciach satelitarnych prognozami pogody, które pozwalają z dokładnością do kilku godzin przewidzieć, kiedy pojawi się tzw. okno pogodowe.

Medycyna dla gór, góry dla medycyny

Wyprawy w najwyższe góry dały współczesnemu człowiekowi solidną dawkę wiedzy medycznej. Na wielu ekspedycjach prowadzono przy okazji projekty badawcze dotyczące zachowania organizmu człowieka na dużej wysokości. Wyodrębniła się nawet osobna gałąź wiedzy: medycyna wysokogórska, w którą duży wkład mają polscy badacze, m.in. prof. Zbigniew Ryn i dr Robert Szymczak (sam będący himalaistą).

Dzięki ich badaniom wiemy, że niedotlenienie spowodowane wysokością powoduje m.in. znaczny spadek zdolności poznawczych, pamięci, obniżenie świadomości. Sto lat wypraw himalajskich pozwoliło medycynie dość dobrze poznać proces aklimatyzacji, czyli przystosowania organizmu do obniżonej zawartości tlenu w powietrzu, odkryć, że zamieszkujący duże wysokości w Himalajach Nepalu lud Szerpów ma inaczej zbudowany jeden z genów odpowiadający za produkcję czerwonych krwinek, ale też nauczyć się wykorzystywać warunki wysokogórskie w leczeniu… znacznej otyłości. Jak to możliwe? Poprzez wykorzystanie namiotów hipoksyjnych, tworzących warunki zbliżone do tych na wysokości 3000 m n.p.m., które przyspieszają procesy metaboliczne.

Po co to wszystko?

Czy dziś można jeszcze mówić o sportowej wartości wejścia na najwyższą górę świata? Czy tak szerokie stosowanie w górach ułatwień, które dała nam nauka, nie jest formą dopingu? Czy można porównywać sukces Hillary’ego i Tenzinga – pierwszych zdobywców Everestu – z osiągnięciami ich następców z XXI wieku?

Na te pytania nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie. Z jednej strony wejścia pierwszych letnich czy zimowych zdobywców były pionierskie, przekraczały granice wcześniej dla człowieka nieprzekraczalne. Z drugiej przecież już przedwojenne wyprawy brytyjskie na Mount Everest i niemieckie na Nanga Parbat korzystały z najlepszego dostępnego wówczas sprzętu, dlaczego więc dzisiejsi himalaiści mieliby tego nie robić? Z pewnością można postawić dziś wyraźną granicę między himalaizmem sportowym a turystyką wysokogórską. Ale chociaż nowoczesne rozwiązania znacznie podniosły bezpieczeństwo i komfort zdobywania tego, co trudno dostępne, to wciąż w górach najwyższych czekają wyzwania, których realizacja będzie miała w sobie coś z romantycznych dokonań pierwszych zdobywców. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.