Atom w rękach mediów

Tomasz Rożek

publikacja 05.04.2011 18:56

Wypadki w elektrowni jądrowej w Fukushimie ponownie zwróciły uwagę świata na atom. Czy warto inwestować w tę technologię? Czy bezpiecznie jest otwierać nowe instalacje? A może pozamykać nawet te, które już działają?

Atom w rękach mediów PAP/DPA/Fredrik Von Erichsen/gn Niemiecka elektrownia atomowa w Biblis. Po trzęsieniu ziemi w Japonii rząd Niemiec zarządził dodatkową kontrolę wszystkich swoich reaktorów. Z powodu braku energii ich zamknięcie jest niemożliwe

Pewnego słonecznego dnia doszło do niespodziewanej eksplozji jednego ze starych reaktorów w elektrowni atomowej Fukushima. Po pierwszym wybuchu nastąpiły kolejne. Radioaktywna chmura zaczęła się przemieszczać i skażać coraz większe obszary. Setki tysięcy ludzi trzeba było ewakuować. Skażeniu uległa nie tylko woda, ziemia wokół elektrowni, ale także produkty żywnościowe. Promieniowanie zaczęło dramatycznie rosnąć. To obraz medialny. Brakuje w nim dwóch bardzo istotnych elementów. Bardzo silnego trzęsienia ziemi i wysokich na kilkanaście metrów fal tsunami.

Tam był kataklizm!
W Japonii doszło do kataklizmu. Długo można by wymieniać zniszczone rafinerie, zakłady chemiczne, fabryki czy instalacje przemysłowe. Całe miasta znikały z powierzchni ziemi. Naiwnością byłoby sądzić, że elektrownia atomowa przejdzie taką próbę bez szwanku. Przy trzęsieniu ziemi o sile 9 stopni w skali Richtera nic nie pozostaje bez uszczerbku. Choć reaktory automatycznie wyłączyły się, awarii uległy systemy ich chłodzenia. To bardzo istotne elementy, bo mimo wyłączenia reaktor wymaga ciągłego obniżania temperatury. Przynajmniej przez kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt dni. Gdy chłodzenie zaczyna szwankować, w reaktorze rośnie ciśnienie. By nie rozerwało go od środka, zarządzający elektrownią decydowali się od czasu do czasu na kontrolowane upuszczanie niewielkiej ilości pary. Pary, która ma bezpośredni kontakt z rdzeniem – z miejscem, w którym zachodzą reakcje jądrowe. Ta para jest radioaktywna. Jej upuszczenie zapewniało obniżenie ciśnienia w reaktorach, tak by te nie uległy zniszczeniu, ale równocześnie powodowało lokalny wzrost promieniowania. Lokalny i chwilowy, bo ilość pary była niewielka. W zbieranych na bieżąco we wszystkich japońskich prefekturach danych trudno znaleźć ślad podwyższonego promieniowania. Setki tysięcy ewakuowanych to ludzie, którzy mieszkali w najbliższym sąsiedztwie elektrowni. Przesiedla się ich standardowo zawsze wtedy, gdy w elektrowni dzieje się coś niepokojącego. Tym bardziej że w Japonii dochodzi cały czas do wstrząsów wtórnych. I to całkiem silnych. Póki sytuacja nie ulegnie ustabilizowaniu, nie wrócą do swoich domów.

Fukushima jak Czarnobyl?
Obraz ewakuowanych, wybuchów (choć nie miały one nic wspólnego z eksplozjami jądrowymi, tylko właśnie z kontrolowanym upuszczaniem pary) i liczników Geigera-Müllera (oceniających poziom promieniowania) robi kolosalne wrażenie. Zawsze robił. I znowu przypominają się obrazy katastrofy, jaka wydarzyła się w Czarnobylu. Jak się nie przypominają, to przypominają je media. Czy słusznie? I tak, i nie. Z fizycznego, merytorycznego punktu widzenia porównanie Fukushimy i Czarnobyla nie ma żadnego sensu.

W Japonii nie może się stać to, co stało się w Czarnobylu. Światowa Organizacja Zdrowia (którą trudno posądzić przecież o sprzyjanie Japończykom czy chęć ukrywania prawdy) w zasadzie od początku trzęsienia ziemi w Japonii uspokaja, że to, co dzieje się w elektrowni, nie stanowi zagrożenia dla zdrowia ludzi. Nawet jeżeli w sąsiedztwie elektrowni obserwuje się nieco wyższy poziom promieniowania.

Ale fakty to nie wszystko. Na poziomie emocji porównywanie reaktorów w Japonii do tych czarnobylskich jest nie tyle uzasadnione, co automatyczne. To działa jak odruch bezwarunkowy. O różnicach między tymi dwoma sytuacjami wiedzą eksperci, naukowcy. Dla osób bez wykształcenia kierunkowego obydwa przypadki są identyczne, mają te same cechy główne. Pierwsza to sam rodzaj instalacji. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z elektrowniami jądrowymi. Druga cecha: w obydwu elektrowniach doszło do wypadku. Cecha trzecia: w obydwu przypadkach wynikiem tych wypadków były ewakuacja ludności i zagrożenie. O tym, jak bardzo Fukushima i Czarnobyl różnią się od siebie, można byłoby napisać kilka artykułów. Pewnie przyjdzie na to czas. Teraz warto się zastanowić, czy po Fukushimie stanie się to, co stało się po Czarnobylu, czy i tym razem światowa energetyka jądrowa stanie w miejscu na długie lata.

Co ma Libia do atomu?
Losy energetyki jądrowej po trzęsieniu ziemi w Japonii nie zależą od faktów, tylko od emocji. Zależą nie od tego, co w Fukushimie się stało, tylko od tego, co ludzie myślą, że się stało. Przyszłość sektora zależeć będzie nie od tego, jakie będą faktyczne konsekwencje wydarzeń, tylko od tego, co trafi do opinii publicznej i w co ona uwierzy. Prosty przykład. Po pożarze w Czarnobylu do atmosfery dostał się radioaktywny jod. Aby ludzki organizm go nie pochłaniał, lekarze zalecali zażywanie jodu nieszkodliwego. Gdyby dzisiaj wybuchła panika i Polacy zaczęliby masowo wykupywać z aptek preparaty jodowe (a podobno w wielu miejscach zainteresowanie nimi jest dużo większe niż zwykle), akceptacja dla budowy siłowni jądrowej w Polsce zaczęłaby spadać. I to niezależnie od tego, czy zażywanie preparatów jodowych byłoby uzasadnione, czy nie. Inny przykład to radioaktywna chmura. To oczywiste, że masy powietrza w atmosferze mieszają się.

I to powietrze, które kiedyś było nad Japonią, za chwilę może być nad Polską. W normalnych warunkach taka informacja nikogo by nie zainteresowała. Ale gdy „masy powietrza” w przekazie medialnym zamienimy na „radioaktywną chmurę”, sytuacja diametralnie się zmienia. To nieważne, że nie ma zagrożenia, że – jak stwierdzili naukowcy – są nikłe szanse, że nawet najczulsze urządzenie będzie w stanie cokolwiek wykryć. To wszystko nieważne. Radioaktywna chmura, tak samo jak robienie zapasów jodu, wywołuje strach, a ten zwykle jest irracjonalny. Jakie zatem jest wyjście? Można by powiedzieć, że edukacja. Tyle tylko że nikogo nie wyedukuje się w jedno popołudnie. A skoro na to jest za późno? Katastroficzne informacje o tym, co dzieje się w elektrowni w Fukushimie, zniknęły nie tylko z czołówek, ale nawet z głównych stron serwisów w ciągu kilku sekund, gdy rozpoczęły się bombardowania Libii. Później pojawiły się krwawe zamachy w Syrii i Izraelu. Mrożące krew w żyłach informacje o atomie spadły gdzieś niżej. Bez jakiegokolwiek związku z ich powagą.

Emocje przed faktami
Losy energetyki jądrowej leżą nie w rękach polityków czy ekspertów, tylko mediów. Od tego, co napiszą, co powiedzą media i czy w ogóle problemem się zajmą, zależy to, jakie zdanie będzie miała opinia publiczna. Oczywiście im wyższa świadomość, im lepsze wykształcenie, tym wpływ mediów jest mniejszy. W Polsce wykształcenie ścisłe nie jest w cenie, więc i absurdy, jakie mogą bez reakcji przechodzić w środkach masowego komunikowania się, mogą niejednemu „znającemu się” zawrócić w głowie. Gdy dodać do tego brak zaufania do ekspertów, rola mediów w kształtowaniu zdania większości jest kluczowa. To, co mówią media, odpowiada myśleniu całkiem sporej części obywateli, a politycy bardzo rzadko robią coś wbrew elektoratowi. A co, gdyby raz zrobili? Jakie zostałyby podjęte decyzje, gdyby opierano je nie na sondażach, tylko na faktach, kalkulacjach i wyliczeniach?

Wytwarzanie energii zawsze będzie miało wpływ na środowisko naturalne. Każdy rodzaj przemysłu niesie pewne ryzyko. Sztuką jest wybrać technologię, która na środowisko, w tym człowieka, oddziałuje najmniej. Nie jest tym ani spalanie paliw kopalnych (bo powoduje uwolnienie do atmosfery setek milionów ton szkodliwych substancji, nie mówiąc o niebezpieczeństwie związanym z wydobyciem węgla czy ropy), ani nadmierne inwestowanie w zieloną energetykę (na której nie można polegać). Najtańszym sposobem na produkcję energii, a równocześnie najmniej obciążającym środowisko jest budowa reaktorów atomowych. Jeżeli spojrzeć chłodno na to, co stało się w Japonii, można dojść do wniosku, że technologia jądrowa jest bezpieczna. No bo jak nazwać instalację, która przetrwała kataklizm, jakim było trzęsienie ziemi o sile 9 w skali Richtera, i choć nie jest wolna od problemów, nie stanowi zagrożenia dla życia, a nawet zdrowia ludności?

TAGI: