Dyby XXI wieku

Tomasz Rożek

publikacja 13.04.2011 07:08

Ukradł komputer, a złośliwi twierdzą, że zamiast uczyć się tańczyć, mógł więcej czasu poświęcić informatyce.

Dyby XXI wieku Baddog_ / CC 2.0 Złodziej nie miał pojęcia o zainstalowanym na skradzionym komputerze programie do robienia kopii zapasowych. W efekcie wszystko, co zrobił, było automatycznie kopiowane i wrzucane w sieć

Wszystko wydarzyło się na początku tego roku. 18-letniemu studentowi Bentley University w amerykańskim stanie Massachusetts, Markowi Bao, skradziono laptopa. Chłopakowi było szkoda sprzętu, ale danych nie straci, bo te – dzięki programowi do robienia kopii zapasowych – były automatycznie archiwizowane i „wrzucane” do sieci. Gdy Mark kupił nowy komputer, chciał z sieci ściągnąć kopie swoich starych programów i… odkrył złodzieja.

Gawiedź patrzy
Złodziej nie miał pojęcia o zainstalowanym na skradzionym komputerze programie do robienia kopii zapasowych. W efekcie wszystko, co zrobił, było automatycznie kopiowane i wrzucane w sieć. Oprócz plików i jakichś programów, w sieci znalazło się także kilka filmików, na których wyraźnie widać, jak młody, ciemnoskóry chłopak tańczy w rytm muzyki rap. Każdy nowy plik, który pojawił się na komputerze – od razu był kopiowany i wrzucany do sieci. Jedyną osobą, która miała do niego dostęp, był pierwszy, a właściwie jedyny, właściciel laptopa, czyli Mark Bao. Ten jeden z filmików skopiował i umieścił w ogólnie dostępnym serwisie filmowym YouTube. Wygibasy złodzieja zatytułował „Nie kradnij komputera człowiekowi, który wie, jak się nim posługiwać”. I zaczął się szał.

Każdego dnia filmik oglądało w sieci kilkaset tysięcy ludzi. Na filmie twarz złodzieja widać na tyle wyraźnie, że nie ma żadnego problemu, by go zidentyfikować. Dzięki kopiom zapasowym prawowitemu właścicielowi komputera udało się także ustalić, na jakie strony internetowe wchodzi osoba korzystająca z laptopa. Złodziejem okazał się rówieśnik poszkodowanego, student tej samej uczelni. Gdy zorientował się, że jest negatywnym bohaterem internetu, oddał skradzionego laptopa, przeprosił i poprosił Marka Bao o to, by ściągnął filmik z serwisu YouTube. Kiedyś, by upokorzyć i wywołać wstyd u złodziei, zakuwano ich w dyby w miejscach uczęszczanych przez gawiedź. Dzisiaj takim miejscem jest właśnie internet. Filmik cały czas jest dostępny w sieci i oglądają go miliony ludzi. Kara jak na XXI wiek przystało.

Życie w telefonie
A może złodziej na taką karę zasłużył? Tutaj zdania są podzielone. Bo ostatecznie, skąd wiadomo, czy to był złodziej? W przypadku laptopa skradzionego Markowi Bao kamera rzeczywiście zarejestrowała tego, który ukradł komputer. Ale tak wcale być nie musiało. W 2006 roku, także w USA, miał miejsce podobny przypadek.

Dokładnie 11 sierpnia 2006 roku w nowojorskim metrze grafik i ilustrator Ben Clemens stracił komórkę. Ktoś wyciągnął mu ją z kieszeni. Kilka dni później Ben zauważył, że na jego konto internetowego serwisu wymiany zdjęć zaczęły spływać fotografie zrobione skradzionym telefonem. Kieszonkowiec zmienił kartę SIM w aparacie, ale nie wiedział, że telefon został tak skonfigurowany, że każde zrobione nim zdjęcie będzie automatycznie kopiowane. Na pierwszym złodziejskim zdjęciu, jakie pojawiło się w sieci, była głowa czarnego misia – maskotki. Na kolejnych samochód (czerwony) i pies (rasy Chihuahua). Na następnych zdjęciach widać młodą kobietę, dzieci i szczęśliwą rodzinę. Później pojawił się pustynny krajobraz, zapuszczony ogród i okolice jakiegoś lotniska. Prawowity właściciel telefonu umieszczał każde nowo zrobione jego telefonem zdjęcie na blogu. I znowu rozpoczął się szał. Informacja była na tyle ciekawa, że sprawą zaczęły interesować się media. Nie lokalne, tylko światowe. Na bloga Clemensa codziennie wchodziły setki tysięcy osób. Były ciekawe, co tym razem niczego nieświadomy złodziej sfotografował. Swojego psa? Dom? Widok z okna? A może rodzinkę?

– To niesamowite. Mogę obserwować szczegóły życia rodzinnego osoby, która ukradła mój telefon – mówił wtedy rozentuzjazmowany Clemens. Zadowoleni byli właściciele serwisu, na którego konto spływały zdjęcia, i sam Clemens, który zarabiał jako grafik – wolny strzelec. Lepszej reklamy nie mogło być.

Epilog
Po 3 tygodniach od kradzieży Ben Clemens miał dosyć. Skasował swoje konto w serwisie wymiany zdjęć i przestał pisać bloga. Nie potrafił wytrzymać naporu internautów, którzy – jak w kiepskim serialu – chcieli znać każdy szczegół z życia złodzieja jego telefonu. Ale na złodzieju się nie skończyło. Clemens zaczął być sam inwigilowany. I do dzisiaj nie ma pewności, czy na zdjęciach, które dzięki niemu zobaczył cały świat, jest złodziej czy mężczyzna, który telefon kupił od złodzieja. A wraz z niewinnym mężczyzną, jego żona, dzieci, dom, samochód i rodzinne wakacje.