Filiżanka sprawiedliwej kawy

Edward Kabiesz

GN 15/2011 |

publikacja 17.04.2011 18:51

Na razie kupno produktu oznaczonego znakiem Fairtrade jest dobrowolne. I niech tak zostanie.

Hartwig Kirner, szef organizacji Fairtrade na Austrię fot. PAP/APA/Martina DRAPA Hartwig Kirner, szef organizacji Fairtrade na Austrię

Stoisz przed jedną z półek w supermarkecie. A na niej długi szereg opakowań kawy różnych gatunków. Na kilku z nich zielono-niebieskie logo Fairtrade, czyli Sprawiedliwego Handlu. Jeżeli wybierzesz opakowanie ze wspomnianym logo – działasz emocjonalnie, a nie racjonalnie.

Sprawiedliwy kontra niesprawiedliwy
Produktów oznaczonych wizerunkiem Fairtrade jest coraz więcej. Są droższe, ale nabywamy je przekonani, że pomagamy w walce z biedą i wyzyskiem rolników z Trzeciego Świata. Kupujemy, chociaż najczęściej mamy mętne pojęcie o tym, co dokładnie kryje się za ideą uczciwego handlu, która rozprzestrzeniła się z niesamowitą szybkością w ostatnich dwóch dekadach. Początkowo dotyczyła przede wszystkim rynku kawy i bananów. Obecnie na sklepowych półkach znajduje się już cała gama tych produktów, nie tylko zresztą żywności. Podstawowym założeniem Sprawiedliwego Handlu jest godne wynagrodzenie niewielkich, lokalnych producentów. By to osiągnąć, trzeba im zapłacić wyższą cenę.
Kupując produkt oznaczony certyfikatem Fairtrade, konsument ma mieć pewność, że nie wspiera wyzysku, nie robi nikomu krzywdy i podnosi poziom życia najbiedniejszych. No i nie daje zarobić dużym korporacjom. Tyle teoria. Czy skoro istnieje handel sprawiedliwy (ten z zieloną naklejką), pozostały, każdy inny jest „niesprawiedliwy”? A my sami kupując w supermarkecie np. kawę czy banany nieoznaczone logo Fairtrade stajemy się niecnymi uczestnikami tej niesprawiedliwości, czyli wyzysku ubogich plantatorów?

Na początku była kawa
Idea jest rzeczywiście szczytna. W Polsce przez gąszcz zachwytów z trudem przebijają się głosy podważające skuteczność takich działań. A takich głosów przecież na świecie nie brakuje. Victor V. Claar, profesor ekonomii stanowego Uniwersytetu Henderson, w wydanej niedawno u nas książce „»Sprawiedliwy« Handel? Czy Fair Trade rzeczywiście zwalcza problem ubóstwa”, nie kwestionując dobrych intencji uczestników ruchu, zastanawia się, czy praktyka wywołuje deklarowane efekty. Ostatecznie dochodzi do wniosku, że bardziej szkodzi, niż pomaga, pogłębiając problem ubóstwa. Claar przedstawia praktyczne skutki wdrażania idei na podstawie rachunku ekonomicznego w oparciu o handel kawą, mający ogromny udział w obrotach na światowym rynku. Ceny kawy podlegają ogromnym zmianom wywoływanym nieelastycznością popytu i podaży. Popyt się zmniejsza, a podaż na rynku jest ogromna. Uprawa kawy wymaga wielkiego wysiłku, ale niewielkich umiejętności, co sprawiło, że przez lata rosła ilość uprawiających ją drobnych plantatorów. Nigdy nie byli oni w stanie przewidzieć, za jaką cenę sprzedadzą swoje zbiory. Fair Trade gwarantuje im bardziej stabilne ceny, uniezależniając od wahań w momencie sprzedaży. Rywalizacja stała się tak zażarta, że dostanie się na listę spółdzielni FLO było w pewnych okresach niemal niemożliwe.

Niesprawiedliwa cena
Jednym z zarzutów stawianych zwolennikom Sprawiedliwego Handlu jest brak przejrzystości. Płacimy większą cenę za opakowanie kawy, ale nie wiemy dokładnie, jaka jej część trafi do plantatorów, tych na samym dole piramidy. Problem ten poruszyła nawet Komisja Europejska w swoim dokumencie z maja 2009, gdzie zwróciła uwagę na konieczność bardziej przejrzystego informowania konsumentów o tym, jaka część pieniędzy trafia do producentów. I jaki jest rzeczywisty wpływ Sprawiedliwego Handlu na życie producentów w krajach Południa. Cena kawy znajdującej się w filiżance napoju to tylko od 5 do 7 proc. ceny detalicznej. Są badania dowodzące, że wyższe ceny kawy Fair Trade służą finansowaniu struktury FLO i jej organizacji członkowskich, rozmijając się z realiami funkcjonowania w spółdzielniach Sprawiedliwego Handlu.

Victor V. Claar dowodzi, że wielu ludziom istnienie ruchu po prostu się opłaca. Zarówno kawiarniom i sklepom, firmom, które je zaopatrują, jak również organizacjom pobierającym opłaty od spółdzielni wstępujących do sieci czy tym przyznającym certyfikaty. Sprawiedliwy Handel jest postrzegany jako rynkowe rozwiązanie skrajnego ubóstwa. Według Claara i innych badaczy, nawet przyjmując, że jest realną strategią walki z biedą, nie jest to strategia zbyt rozległa, bo w przypadku kawy, która stanowi największą część obrotów Sprawiedliwego Handlu, obejmuje tylko około 1 procent rynku kawy w USA i Europie. Samym uczestnikom Sprawiedliwego Handlu udaje się sprzedać tylko część swoich zbiorów, od około 25 do 50 procent. Co z resztą? Resztę sprzedają po cenach rynkowych, czyli „niesprawiedliwych”.

Złote kajdany
Jednak najbardziej negatywnym skutkiem wyboru produktów Sprawiedliwego Handlu jest fakt, że wcale nie prowadzi to do długoterminowej poprawy losu biednych. Wprost przeciwnie. Stanowi zachętę, by pozostali przy pracy, która nie przyniesie im większych zysków niż osiągane dotychczas. Niskie ceny kawy czy bananów motywują producentów do przerzucenia się na inną działalność. Tymczasem sztucznie zawyżone ceny Fair Trade burzą mechanizmy cenowe regulujące lokalne rynki i sprawiają, że plantatorzy „niesprawiedliwego handlu” biednieją. Claar nazwał umowy wiążące spółdzielnie Sprawiedliwego Handlu „złotymi kajdankami”, zniechęcającymi zrzeszonych producentów do innowacji. Ekonomista Paul Collier, były szef Badań Rozwoju Banku Światowego, wyraził to brutalnie, mówiąc, że „otrzymują jałmużnę, dopóki zajmują się uprawą, która uwięziła ich w ubóstwie”. Działacze Sprawiedliwego Handlu krytykują wszelkie dotacje i cła na produkty wytwarzane w krajach Trzeciego Świata. Okazuje się jednak, że na działania związane ze Sprawiedliwym Handlem w latach 2007–2008 Unia Europejska przeznaczyła 19,466 milionów euro. Głównie w formie dotacji dla organizacji pozarządowych. Wydaje się, że jeżeli idea ta w jakimś stopniu pomaga niewielkiej grupie zrzeszonych w Fair Trade producentów, to nie nadaje się na długofalową strategię zrównoważonego rozwoju. Taką szansę w skali globalnej przyniosłaby likwidacja dotacji dla własnych producentów, czyli zerwanie z protekcjonalną polityką rolną prowadzoną przez bogate kraje świata.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.