Gwiazdy na pustyni. Czy zatrudnienie Ronaldo i Benzemy poprawi wizerunek Arabii Saudyjskiej?

Jakub Jałowiczor

GN 35/2023 |

publikacja 31.08.2023 00:00

Zabraknie Piotra Zielińskiego, ale na otarcie łez kibice dostali Neymara. Saudyjczycy zatrudniają gwiazdy światowej piłki, płacąc im pieniądze, przy których bledną zarobki w Realu Madryt. I nie robią tego z zamiłowania do futbolu.

Cristiano Ronaldo od początku 2023 roku gra w saudyjskim klubie Al-Nassr. PAP/Abaca Cristiano Ronaldo od początku 2023 roku gra w saudyjskim klubie Al-Nassr.

Saudyjska piłka poczyniła ostatnio wielkie postępy – to nie tłumaczenie polskiego klubu, który przegrał mecz z egzotycznym rywalem, ale fakt. Od niedawna w Saudi Professional League grają zawodnicy, na których sprowadzenie nie byłoby stać klubów z Portugalii czy Holandii. Budowa naszpikowanej gwiazdami ligi to państwowy projekt, który może nie zwróci się finansowo, ale ma poprawić wizerunek kraju kojarzącego się z nietolerancją religijną i prześladowaniami opozycji.

Spore czeki

Na początku 2023 roku do saudyjskiego Al-Nassr trafił Cristiano Ronaldo. Portugalczyk przeżywał trudności i z pewnością daleko mu było do formy z czasów, gdy z Realem Madryt wygrywał Ligę Mistrzów. Mimo to transfer jednego z dwóch najbardziej utytułowanych piłkarzy ostatniego dwudziestolecia był dużym wydarzeniem. Transmisją meczów z jego udziałem zainteresowane były telewizje spoza Bliskiego Wschodu, w tym TVP. Sprowadzenie Ronaldo okazało się zatem marketingowym strzałem w dziesiątkę. Sam transfer był zresztą darmowy, bo Portugalczyk chwilowo nie miał klubu. Za to za jeden sezon gry Al-Nassr zapłaci mu 200 mln euro. Nieco mniej zarobi Neymar, sprowadzony w sierpniu 2023 roku do Al-Hilal. Według nieoficjalnych informacji, Brazylijczyk musi się zadowolić 120 mln euro rocznie, ale to i tak trzy razy więcej, niż dostawał w Paris Saint-Germain. Zresztą w tym wypadku transfer nie był wolny, Al-Hilal musiało wyłożyć na ten cel 90 mln euro. 100 mln euro za sezon to z kolei dochody Karima Benzemy w Al-Ittihad. Aż 400 mln euro zaproponowano ponoć w Al-Hilal Leo Messiemu, ale argentyński mistrz świata nie zdecydował się na przeprowadzkę na Bliski Wschód.

Lepsza twarz Arabii Saudyjskiej

Czy tak zawrotne kwoty mają szanse się zwrócić? Częściowo tak, bo światowych telewizji transmitujących mecze saudyjskiej ligi jest coraz więcej. Spotkanie, w którym Ronaldo zmierzy się z Neymarem, można zaoferować w zasadzie każdej sportowej stacji. Dlatego Saudyjczycy starają się o rozgłos wokół swoich transferów i dokonują ich nawet wbrew trenerom. Tak miało być w przypadku Benzemy. Szkoleniowiec Al-Ittihad Nuno Espirito Santo nie widział Francuza w swojej drużynie, ale względy marketingowe przeważyły. Nawet jeśli Saudi Professional League będzie przynosić straty finansowe, to od strony piarowej przedsięwzięcie może być udane.

Budowa ligi to projekt państwowy, część strategii Saudi Vision 2030 zaprezentowanej w 2016 roku przez księcia Mohammeda bin Salmana. Saudyjski następca tronu chce zmodernizować kraj na różnych polach i uczynić z niego mocarstwo. Jedną z dziedzin jest rozwój sportu – zarówno amatorskiego, jak i profesjonalnego. Dlatego Public Investment Fund, państwowy fundusz rozwoju, objął 75 proc. udziałów w czterech klubach: Al-Hilal, Al-Ittihad, Al-Nassr i Al-Ahli. Każda z drużyn ma już w składzie przynajmniej jedną wielką gwiazdę (w Al-Ahli to Roberto Firmino, pozyskany niedawno z Liverpoolu). Rozpropagowanie na całym świecie saudyjskiego klubowego futbolu ma – choć tego książę Mohammed nie mówi wprost – przykryć medialnie to, z czym wielu mieszkańcom Zachodu kojarzy się dziś Arabia Saudyjska, która jest krajem czerpiącym bajeczne dochody z handlu ropą naftową, ale bez własnego nowoczesnego przemysłu. Nie jest tajemnicą paranoja monarchów saudyjskich, karzących wszelką krytykę swoich poczynań nawet śmiercią. Na całym świecie szok wywołała sprawa Dżamala Chaszukdżiego, opozycyjnego dziennikarza zamordowanego w okrutny sposób przez agentów saudyjskich służb w 2018 roku. Do tego dochodzi prawo inspirowane radykalną wersją islamu. Organizacja Open Doors donosi wprawdzie, że w 2022 roku prawdopodobnie nie doszło do żadnej egzekucji chrześcijanina, ale kara śmierci cały czas grozi tym, którzy choćby posiadają Biblię. Prześladowani są także przedstawiciele innych wyznań, w tym nawet szyickiej wersji islamu (Saudowie są sunnitami). W zeszłym roku przeprowadzono egzekucję 81 osób. Wyroki dotyczyły różnych spraw, ale 41 skazańców było szyitami. Czy piłka nożna wystarczy, by świat przestał zwracać na to uwagę?

Boom – i bum

Piłkarski sukces trudno tak po prostu zaplanować. Przekonali się o tym Chińczycy i Amerykanie. Podczas mundialu w Korei i Japonii mówiono, że Stany Zjednoczone zamierzają zbudować kadrę, która w 2014 roku zdobędzie mistrzostwo świata. Nic z tego nie wyszło. Reprezentacja USA pozostaje światowym średniakiem. Amerykańska liga jest dziś znacznie mocniejsza niż w latach 90. ubiegłego wieku, kiedy jej gwiazdami byli zbliżający się do końca kariery weterani polskiej ekstraklasy (to właśnie USA wybrał Leo Messi, wcześniej grał tam David Beckham), ale trudno porównywać ją z europejskimi potęgami. Z kolei Chińczycy w 2004 roku utworzyli Chinese Super League i zaczęli sprowadzać do niej zawodników znanych, choć nie aż tak jak ci, których dziś zatrudniają Saudyjczycy. Przywódca państwa Xi Jinping chciał ponoć, by Ludowa Republika wygrała mundial. W Państwie Środka zagrał m.in. Paulinho, Brazylijczyk mający za sobą epizod w ŁKS Łódź i niezbyt udany sezon w Tottenhamie. Okazał się on jednak jednym z niewielu zawodników, którym po pobycie w Chinach udało się trafić do wielkiego klubu, ponieważ zagrał później w Barcelonie. Dla większości pozostałych wyprawa za Wielki Mur oznaczała to, co niegdyś dla polskich piłkarzy transfer na Cypr – okazję do dorobienia sobie przed emeryturą. Jeszcze w 2016 roku praca w Chinach wydawała się kuszącą perspektywą dla Adama Nawałki (nie udało się, żaden chiński klub nie zatrudnił polskiego trenera), ale z biegiem czasu było coraz gorzej. Zdarzały się jeszcze takie transfery jak przejście Moussy Dembelego z Tottenhamu do pekińskiego Guoan, ale w 2021 roku głośno mówiono już o upadku ligi. Skończyło się polityczne wsparcie, więc i sponsorzy się wycofali. Dziś trudno znaleźć w Chinese Super League naprawdę znane nazwiska, chyba że liczyć Kolumbijczyka Palaciosa (imiennik Argentyńczyka z Bayeru Leverkusen) czy Kazacha Giorgija Żukowa. W rozwoju chińskiej ligi z pewnością nie pomogły socjalistyczne regulacje prawne, takie jak zakaz gry bramkarzy spoza Chin, zakaz wystawiania na boisku większej liczby cudzoziemców niż liczba Chińczyków mających nie więcej niż 23 lata albo ograniczenie zarobków: od kilku lat wszyscy zagraniczni piłkarze w klubie nie mogą zarabiać łącznie więcej niż 10 mln euro rocznie.

Polacy nie gęsi

Saudyjczycy wydają na piłkarzy bez porównania więcej. Zawodnicy mniej znani od Ronaldo czy Roberto Firmino też nie powinni narzekać na zarobki. Piotrowi Zielińskiemu oferowano ponoć 35 mln euro rocznie, ale ostatecznie Polak został w Napoli, gdzie dostaje 10 razy mniej. Warunki oferowane na Bliskim Wschodzie okazały się zadowalające dla trenera Czesława Michniewicza, który według nieoficjalnych informacji zarabia 1,5 mln euro rocznie za prowadzenie Abha Club, czy grającego w tej drużynie Grzegorza Krychowiaka. Być może zainteresowałyby także Dominika Hładuna, ale Legia Warszawa nie chciała oddawać do Abha swojego bramkarza numer dwa.

Są jednak piłkarze, którzy chcieliby szybko wracać do Europy. Oprócz Benzemy należy do nich Portugalczyk Diogo Jota. Trudno mówić o exodusie, zwłaszcza że żaden z nich nie przyjechał jeszcze z powrotem z Bliskiego Wschodu. Może z biegiem czasu okaże się, że pomimo gigantycznych gaż kraj, w którym najważniejsze kluby należą do jednego właściciela, nie jest rajem, na który liczyli piłkarze?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.